Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia jednego parkingu...

Aleksander Malak
fot. Paweł Relikowski
Wprawdzie, jak chce Daniel Passent, pisanie o polityce znamionuje felietonistę pierwszej kategorii, ale co to ma wspólnego z prawdziwym życiem? Owszem o polityce można śmiesznie, znacznie śmieszniej niż o życiu, więc przyjemność z lektury jak najbardziej oczywista, tyle że na końcu rodzi się refleksja: "Pisze człowiek, pisze, ale po co pisze - nie wiadomo". To Michaił Zoszczenko radziecki satyryk, felietonista, pisarz, zaszczuty wreszcie przez politykę.

I dlatego dzisiaj będzie jak w tytule.

Jest w centrum miasta (no, prawiew centrum) spory plac. Ze wszystkich stron ogrodzony. Na placu stoi kilka hal, w których państwowa skądinąd firma świadczy usługi. Sobie, ale też dla ludności. Usługi całkiem przyzwoite. Kiedy o godz. 18 kończy się świadczenie usług, plac pustoszeje. Jedynie portier na bramie wjazdowej spokojnie czeka na ranną zmianę.

Plac od kilku lat wystawiany jest na sprzedaż. Ale jakoś chętni się nie kwapią. Wiadomo, kryzys - inwestowanie w nieruchomości nie opłaca się. Więc firma ciągle użytkuje plac i wciąż świadczy usługi. Sobie i ludności.

Pewnego letniego poranka Roku Pańskiego 2011 pracownicy, którzy mieli już dość beznadziejnego patrzenia (to jasne, że w przerwach między usługami!) na pusty plac, skoczyli po rozum do głowy i wrócili z pomysłem tyleż prostym, co genialnym. Postanowili w pusty plac zainwestować. Niespecjalnie dużo. Kupili pędzel i puszkę żółtej farby, po czym w dwóch rzędach namalowali kilkadziesiąt kratek z numerami. Że to będą miejsca parkingowe. Ponieważ przyszłość placu pozostaje w zawieszeniu, ogłosili (pocztą pantoflową, bo po co inwestować więcej?), że za 110 zł można takie miejsce na miesiąc sobie wynająć. Bez ubezpieczenia, bez ochrony, portier nie jest od tego, bez odpowiedzialności za jakiekolwiek powstałe szkody, słowem bez gwarancji. I tylko na miesiąc. Po miesiącu umowę można powtórzyć.

Ku zaskoczeniu chwyciło. Dwa wykreślone rzędy zapełniły się samochodami.

Niedaleko naszego placu był też drugi plac. Był, bo już go nie ma. Był to plac parkingowy, parking był strzeżony przez całą dobę i kosztował 150 zł za miesiąc. I już go nie ma. Plac tańszy doprowadził do bankructwa plac droższy, co nie powinno dziwić. I nie zdziwiło. Do czasu, powiedzmy.

Plac droższy zbankrutował w marcu 2012 roku, w kwietniu zwierzchnicy pracowników z placu, nazwijmy ich górą, nagle skoczyli po rozum do głowy. Wrócili z pomysłem do d..., nakazując pracownikom zlikwidowanie miejsc parkingowych. Bo nie wolno, bo normy unijne, bo na każde miejsce parkingowe trzeba robić przetarg, bo skoro wartość placu przekracza 50 tys. euro, to przetarg jest wymogiem bezwzględnym i absolutnym. I chociaż nonsens takiego rozumowania był oczywisty, bo dlaczego niby wartość kilkudziesięciu miejsc, dokładnie 30, przekracza 50 tys. euro, tego nikt z góry nie powiedział. Przekracza i już. I miejsca przynoszące regularną kasę należy zlikwidować. I zlikwidowano. I znowu pracownicy beznamiętnie spoglądali na pusty plac, który już nie przynosił ani złotówki.

Ponieważ ich apele do góry pozostawały bez echa, postanowili wykorzystać i sprawdzić siłę związków zawodowych. I wykorzystali. I sprawdzili. A jako że na czele związków stoi kobieta, są one silne jak żadne inne. I góra zleciła ekspertyzę zewnętrznej firmie prawniczej.I okazało się, że 50 tys. euro w tym miejscu to mit, więc parking można otworzyć, co zresztą stosownym okólnikiem zostało przekazano wszystkim oddziałom formy, ale już przez górę góry. Tak zaszło wysoko. I parking w listopadzie został odmalowany na nowo. Ale już góra zażyczyła sobie, by miesiąc kosztował 130 zł. Kilkanaście sa-mochodów wróciło na stare śmieci. Może wrócą dalsze. Chyba że konkurencja wznowi działalność... po 120 zł. Bo przecież, jak mawia Woody Allen: "Pieniądze są lepsze niż ubóstwo choćby tylko ze względów finansowych".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska