Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grodzicki: Marzę o grze w kadrze, wiek nie ma znaczenia (WYWIAD)

Jakub Guder
Paweł Relikowski
- Oczywiście marzę o grze w kadrze i wiek nie ma tu żadnego znaczenia, co pokazał ostatnio przykład Mariusza Lewandowskiego. W tej chwili jednak nie zaprzątam sobie tym głowy, bo żeby myśleć o powołaniu, najpierw muszę rozegrać z dziesięć takich meczów - mówi Rafał Grodzicki, bohater meczu z Lechią.

Z Rafałem Grodzickim obrońcą Śląska Wrocław, rozmawia Jakub Guder

Bramka, asysta, dobra gra w defensywie - nic tylko gratulować. Dla nas był Pan piłkarzem meczu, ale inaczej uważają widzowie Canal+. Oni w każdym spotkaniu Śląska "plusem meczu" wybierają Dalibora Stevanovicia. Nie wiemy, co musiałby Pan zrobić, żeby zaskarbić sobie ich serca...
(śmiech) Tak szczerze - bez śmiania - to wydaje mi się, że Dalibor w ostatnich meczach jest w całkiem dobrej dyspozycji. Według mnie to postać niezbędna w Śląsku i po części zasługuje na te głosy.

Wróćmy do Pana. Proszę przyznać - przy pierwszej bramce strzelał Pan, czy świadomie dogrywał?
Na początku miałem podobną sytuację i wtedy strzelałem. W przerwie rozmawialiśmy na ten temat w szatni i doszliśmy do wniosku, żebym lepiej lekko te piłki strącał z pierwszego słupka, a na długim koledzy będą zamykać akcję.

Musiał być Pan zaskoczony przy drugiej bramce, że jest zupełnie sam. Grodzickiego miał kryć Tuszyński, ale został gdzieś z tyłu.
Dobra była współpraca wszystkich naszych zawodników w polu karnym. Akurat w tej akcji zamieniłem się z Adamem Kokoszką i on poszedł na krótki słupek. Przemek Kaźmierczak zrobił dobry wyblok i zostałem sam.

Rozumiem, że Mateusz Cetnarski wrzucał piłki z rzutów rożnych na krótki słupek z premedytacją?
Dokładnie tak. Już z Podbeskidziem próbowaliśmy tak grać, ale nie zawsze to wychodziło.

To przypadek, że wyróżniającymi się piłkarzami w niedzielę byli zawodnicy, którzy w sezonie grali najmniej?
Może to zbieg okoliczności, a można dopowiedzieć sobie różne tezy. Ludzie mówią, że zaznaczyliśmy swoją obecność w tym meczu, ale z nas wyszła chyba sportowa złość. Nie zawsze pewnie zgadzaliśmy się, że tak mało meczów gramy od pierwszej minuty, ale trzeba to uargumentować na boisku. Najważniejsze jednak, że graliśmy dla drużyny.

Niby dla drużyny, ale na trybunach siedział Adam Nawałka. Podobno obserwował Adama Kokoszkę, ale niektórzy pół żartem, pół serio rzucają, że mógł się zainteresować Panem.
Dwa mecze nie mogą zadecydować o powołaniu, a Adam Kokoszka czy Mariusz Pawelec - w moim odczuciu - cały sezon prezentują się na dobrym poziomie. Oczywiście marzę o grze w kadrze i wiek nie ma tu żadnego znaczenia, co pokazał ostatnio przykład Mariusza Lewandowskiego. W tej chwili jednak nie zaprzątam sobie tym głowy, bo żeby myśleć o powołaniu, najpierw muszę rozegrać z dziesięć takich meczów.

Zaryzykowałby Pan stwierdzenie, że to jeden z najlepszych Pana meczów, od kiedy jest Pan we Wrocławiu?
Z pewnością. Grałem tu już niezłe spotkania, ale nie miałem asysty czy bramki. Oceniając przez ten pryzmat, to z pewnością można tak powiedzieć. Rzadko zdarza się, żeby stoper zaliczał otwierające podanie i jeszcze strzelił gola.

W niedzielę to wam chyba nie brakowało nawet Sebastiana Mili.
Powiem tak jak pewien trener: nie ma ludzi niezastąpionych, są za to ludzie, których ciężko zastąpić. Sebastian to ikona tego klubu. To piłkarz, który - kiedy nawet nie idzie zespołowi - potrafi wziąć ciężar gry na siebie i pomóc. Muszę jednak powiedzieć, że jak na ligę polską, to Śląsk ma mnóstwo bardzo dobrych zawodników. Kiedy drużynie nie szło, trener zmienił dwóch, trzech piłkarzy i oni dali świeżość tej drużynie. Mimo wszystko uważam, że trener ma z czego wybierać.

Po meczu z Podbeskidziem spadł z was jakiś ciężar - musi Pan przyznać. Już po pierwszym golu było widać, że z minuty na minutę gracie swobodniej.
Gdy WKS przegrywał mecz za meczem, to ciążyła na nas odpowiedzialność ze strony kibiców czy mediów. Przecież ta drużyna potrafiła zagrać dobre mecze z Brugią czy miała niezłe momenty z Sevillą. A tu nagle nie potrafi wymienić trzech-czterech podań. W pierwszej połowie z Podbeskidziem wkradła się nerwowość. Nie wyglądało to dobrze. Po golu cały stres z nas spłynął i zaczęliśmy grać.

Dobry mecz z Górnikiem, potem słaby z Jagiellonią i pierwsza połowa z Góralami. Skąd ta huśtawka?
Złą rzeczą była porażka w Zabrzu, gdzie prowadziliśmy 2:1, a potem w doliczonym czasie straciliśmy dwa gole. Byliśmy podłamani.

Zwycięstwo z Lechią było pierwszą waszą wygraną na wyjeździe w tym sezonie. Do Trójmiasta pojechaliście pociągiem, to może trzeba częściej wybierać ten środek lokomocji...
Oby nie, bo trochę spędziliśmy czasu w drodze. Jechaliśmy co prawda w nocy wagonami sypialnymi, żeby rozprostować nogi, ale to nie jest do końca komfortowa sytuacja, bo w środku jednak jest głośno.

Dużo rozmawiacie o sytuacji w klubie? Zaległości finansowe są?
Jakieś tam są, ale mieliśmy spotkanie z prezydentem Dutkiewiczem, który zapewnił nas, że wszystko wychodzi na prostą. Dużo o tym rozmawialiśmy, ale nikt nie ma zamiaru robić żadnych nerwowych ruchów.

Rozmawiał Jakub Guder

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska