Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Głaskaniem mając obrzękłe prawice

Aleksander Malak
Janusz Wójtowicz
Jest taki jeden polityk, który przynajmniej raz na pięć lat sprawia, że popadam w nieosiągalną w zwykłe dni euforię. Rzekłbym, że wstrząsa mną wówczas leksykalny orgazm. Mój euforyczny stan powodują sformułowania owego polityka. I nie chodzi tu bynajmniej o niezastąpionego w tym względzie Lecha Wałęsę czy obcojęzycznego Jarosława Kaczyńskiego.

Politykiem tym jest Ludwik Dorn. W lipcu 2006 roku ówczesny minister spraw wewnętrznych udzielił był wywiadu, w którym użył wiekopomnego sformułowania "wykształciuchy", definiując je jako "mocno ignorancką, egoistyczną, narcystyczną warstwę wykształconych, która nie ma wiele wspólnego z polską inteligencją".

Wprawdzie to nie Ludwik Dorn był autorem wyrażenia; do języka polskiego wprowadził je Romand Zimand, ale i on był tylko tłumaczem. Twórcą "wykształciuchów" był sam Aleksander Sołżenicyn. Zresztą Ludwik Dorn odwoływał się do rosyjskiego pierwowzoru, ale odwoływał się błędnie, używając nieznanego ruszczyźnie słowa "inteligiencziestwo" zamiast "obrazowanszczina" (od "obrazowanije" - wykształcenie), ale błąd ten kładłbym raczej na karb "obrazowanija" dziennikarki, która prowadząc wywiad, spijała miód z ust ministra, nie zadając sobie przed publikacją trudu sprawdzenia smaku tego miodu.

W każdym razie "wykształciuchy" zrobiły nieprawdopodobną karierę i wkrótce niejako zdefiniowały się same - ci za PiS-em to wykształceni, reszta - wykształciuchy.

Dzisiaj, kiedy nasze lokalne Fukuyamy obwieściły koniec ideologii, nie ma już wykształciuchów, a Ludwik Dorn nie jest ministrem, lecz politykiem, dzięki zawarciu umowy (sic!) tylko stowarzyszonym z PiS-em. Ale i jako taki, polityk ten nie traci swej zdolności wprowadzania mnie w euforię. Leksykalną, jako się rzekło.
Znowu udziela wywiadów i oto, jak mówi o swojej dzisiejszej pozycji politycznej: "Osoba pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego nie jest dla mnie żadnym problemem, gdyż zawarłem umowę polityczną z ciałem statutowym PiS (Komitetem Politycznym), a nie jakimkolwiek ludzkim substratem ciała statutowego" (podkr. moje AM).

Ludzie, to boskie! Wykształciuchy wysiadają. Czy ktoś kiedyś nazwał Jarosława Kaczyńskiego "ludzkim substratem ciała statutowego"? Never! A Ludwik Dorn? Proszę bardzo.

Dlaczego o tym piszę? Z prostego powodu. O "wykształciuchach" organizowano nawet seminaria. O "substracie" cisza. Ani słowa. Więc chcę być pierwszy. Niemniej jednak, trwając we wspomnianej ekscytacji, już dzisiaj zastanawiam się, jak przeżyję następne pięć lat w oczekiwaniu na kolejny "substrat".
Jeszcze słowo o zmęczeniu w tytule. Pozostając w kręgu literatury rosyjskiej (radzieckiej, jak kto woli), takie oto zdanko wynalazłem u Ilji Ilfa (tego od Pietrowa): "Śmieszne sformułowanie trzeba niańczyć, pielęgnować i głaskać czule po podmiocie". Więc głaskałem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska