Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdyby tylko kto miał podstawić nogę, to rząd by szybko upadł

Arkadiusz Franas
Arkadiusz Franas
Arkadiusz Franas
"Nie ma z kim przegrać tych wyborów. Nie ma innej siły, której Polacy mogliby spokojnie powierzyć rządy" - dość arogancko prawie dwa lata temu scharakteryzował sytuację na polskiej scenie politycznej Donald Tusk. I nie wiem, czy tę maksymę powiesił sobie na makatce nad łóżkiem, ale myśl ta powoduje, że obecny rząd nie boi się prowadzić swojej polityki trochę na zasadzie chybił trafił. Bo nawet jak chybił, co rzadkie nie jest, to bez konsekwencji. Oczywiście bez konsekwencji "tu i teraz", bo co przyniesie przyszłość i czy wyborcy wystawią Platformie rachunek, pokażą najbliższe wybory.

A wracając do chybił trafił. Najgorsze jest to, że ten rząd prawie nigdy nie wie, czy trafił. Co zechce wprowadzić jakąś zmianę i usłyszy głosy sprzeciwu, to zaczyna się wycofywać. Sam premier natomiast udaje, że generalnie to on nie wie, co robią jego podwładni. I dopiero gdy słyszy głosy sprzeciwu, to zaczyna reagować i robić duże oczy z serii: naprawdę??? Trochę jakby rządził całym Układem Słonecznym, a nie średniej wielkości państwem o powierzchni nieco ponad 312 tysięcy km kwadratowych. Krajem dającym się przejechać z zachodu na wschód w 10 godzin, pod warunkiem że na 3 godziny nie utkniemy w korku w Warszawie.

Przykład? Zacznijmy od ostatniego, czyli wypłaty gigantycznej premii dla byłego szefa Narodowego Centrum Sportu, który w bólach wybudował Stadion Narodowy. Otóż pan prezes miał zagwarantowaną premię w wysokości ok. pół miliona. I to bez żadnych warunków wstępnych. Trochę z socjalistycznej serii "czy się stoi, czy się leży, pół miliona prezesowi się należy". I przyznam się Państwu, że mnie nawet nie oburza ta kwota, dla każdego z nas nawet nieosiągalna wyobraźnią. Bo za rzeczy wielkie trzeba dużo płacić. Zwłaszcza wysokiej klasy specjalistom. Tylko wysokiej klasy specjaliści kończą powierzone im zadania w terminie. A w Warszawie, podobnie jak i we Wrocławiu, wszelkie terminy już dawno zostały przekroczone. Wróćmy jednak do naszego premiera. Otóż wódz ten tak się zdziwił, że tę premię trzeba wypłacić, iż oczy mu wyszły z orbit, a szczęka sięgnęła bruku. Normalnie tak się zdziwił, jakby umowę z prezesem podpisał wódz niewielkiej wioski z południowego Czadu, a nie minister jego poprzedniego rządu. Nawet rozumiem, że premier nie musi znać wszystkich umów podpisywanych przez swoich podwładnych, ale w dobrym zwyczaju jest się nie przyznawać do tego. A z drugiej strony, jak podwładny źle podpisał umowę, to sorry, ale trzeba jej... dotrzymać.

A sprawa zrównania wieku emerytalnego? Też zaczęta od d..., no, drugiej strony. Premier i jego główny księgowy, zwany potocznie ministrem finansów, chodzą i spierają się z politykami, a ty, ciemny ludzie, czekaj, aż coś ustalą. Może jednak warto by nam uświadomić, o co chodzi, a nie wystawiać nas na wabia różnym takim, co lubią straszyć. Czekam na to, aż ktoś krok po kroku wytłumaczy mi, dlaczego mam tak długo pracować. Bo ja tam mam obawy, czy doczekam tego pierwszego terminu, czyli 65 lat, a pan premier mi wmawia, że dzięki jego doskonałym rządom żyjemy coraz dłużej i za długo pobieramy emeryturę, na czym cierpi budżet państwa. Gdybym bardzo chciał się wyzłośliwiać, to uprosiłbym i powiedział: czyli dwa lata emerytury i do "wieczny odpoczynek racz mu dać Panie..."? Mnie do nowego pomysłu rządu przekonało coś, co w pocie czoła dwa dni temu znalazłem na stronie internetowej premiera. Czyli pokazanie, jak to będzie w Europie. I jak zobaczyłem, że na przykład w Danii trzeba będzie harować do 70., to już mi lepiej.

A co było z ACTA? Tym zajmowałem się już kilkakrotnie, więc tylko przypomnę, że premier szybciutko wymiękł i zaczął coś obiecywać internautom z serii: przepraszam, nie wiedziałem, poprawię się...
Nie tego oczekuję od premiera mojego rządu. Nie wziął się na swym urzędzie z przypadku. Ma mandat uzyskany w wyborach powszechnych i ci, co na niego głosowali, liczą, że zrobi porządek w tym kraju. A czemu mu to nie wychodzi? Włoski pisarz i dziennikarz Alberto Moravia kiedyś stwierdził: silny rząd rządzi krajem, silna opozycja rządzi rządem.

U nas nie ma kto rządzić rządem, bo gdyby tylko się ktoś taki przytrafił, to już dawno doprowadziłby do upadku tak niezdecydowanego składu ministrów. Z drugiej strony może premier doskonale zdaje sobie z tego sprawę i bawi się z nami w kotka i myszkę. A przed wyborami pokaże, że potrafi zmienić oblicze i ten słabiutki obecny rząd wymieni na wariant w stylu strong. Zamiast gryzipiórków i urzędników ściągnie żelazną drużynę sprawdzoną w bojach. Bo jakoś do tej pory nie chce mi się wierzyć, by tak całkowicie zrezygnował ze swojego gwardzisty Grzegorza Schetyny. A jeśli się nawet mylę, to coś mam wrażenie, że ta silna drużyna sama przyjdzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska