Weźmy choćby intensywne bieganie po asfalcie czy betonie, które może doprowadzić do zniszczenia stawów. Zresztą co innego, gdy po chodniku „płynie” szczuplutka panienka, a zupełnie czym innym jest ciężkawe człapanie otyłego osobnika.
Muszę się przyznać, że na obecnym etapie życia generalnie obcy mi jest większy wysiłek fizyczny. Nie da się zresztą zaprzeczyć, że podczas szybkiego biegu człowiek cholernie się męczy i obficie poci. Tak, wiem, że regularne bieganie w trybie profesjonalnym powoduje wydzielanie się endorfin, co wywołuje uczucie bliskie ekstazie, ale - umówmy się - podobne zjawisko zachodzi również po zastosowaniu znanych wszystkim stymulantów.
W każdym razie ucieszyła mnie wiadomość, że dwa dni temu przypadał Światowy Dzień Leniwych Spacerów. Nie mam pojęcia, kto konkretnie stoi za tym zapisem w kalendarzu, mam jednak dla niego wiele szacunku. Leniwy spacer to dla mnie strzał w dziesiątkę. Jak sama nazwa wskazuje, daleko mu do tzw. chodu sportowego, w której to dyscyplinie mieliśmy zresztą mistrza olimpijskiego.
Leniwy spacer uprawiam z zamiłowaniem, zwłaszcza od kiedy opiekuję się parą uroczych piesków rasy york. Nie wykazują one na spacerze skłonności do szybkiego biegania, całą energię przeznaczoną na ruch rozładowując podczas szalonych gonitw po podwórku. Natomiast na przechadzce potrafią sunąć noga za nogą, co w cieplejsze dni bardzo mi odpowiada.
Co istotne, leniwy spacer nie należy łączyć z zasadą 10 tysięcy kroków (dzienna norma), wylansowaną kiedyś dla rozreklamowania krokomierzy. Wiem, że słowo „leniwy” kojarzy się niektórym z jednoznacznie negatywną oceną, lecz w tym momencie oznacza dla mnie rezygnację z bezproduktywnego i bezrefleksyjnego zabiegania.
Uwaga na Instagram - nowe oszustwo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?