Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nauczyciel nie potrafi uratować dziecka

Anna Gabińska
Janusz Wójtowicz
Martyna Fidor ma 11 lat i chodzi do klasy V w Szkole Podstawowej nr 3 przy ul. Bobrzej we Wrocławiu. Szymon Issel jest dwa lata młodszy, uczy się w tej samej szkole. Oboje są chorzy na cukrzycę.

W dzień muszą sprawdzać poziom cukru co dwie godziny. I w zależności od niego, dawkować sobie insulinę. Są już tacy duzi, że potrafią to zrobić sami. Z jednym sobie nie poradzą: gdyby nagle cukier podczas lekcji spadł im tak, że straciliby przytomność, nie zrobią sobie zastrzyku, ratującego życie, który noszą przy sobie.

- I żaden nauczyciel w Polsce nie ma obowiązku go zrobić, bo nie ma na to przepisu - denerwuje się Małgorzata Fidor, mama Martyny. A wystarczy wyciągnąć strzykawkę z krótką igiełką z futerału, nabrać leku z pojemniczka, wbić igłę w udo lub pośladek i wpuścić lek. - Musiałam córce już kilka razy zrobić taki zastrzyk, to nie jest takie trudne - mówi pani Małgorzata.

Nie wiadomo, ile takich dzieci uczy się we Wrocławiu, bo nie liczy ich ani wrocławskie kuratorium oświaty, ani wydział edukacji w urzędzie miejskim. W skali kraju jest ich 17 tysięcy.- Żeby dziecko nie zapadło w śpiączkę cukrzycową, trzeba działać natychmiast, liczy się każda sekunda - mówi Agnieszka Issel, mama Szymona. - Pielęgniarka nie musi być w gabinecie, a oczekiwanie na pogotowie, gdy zastrzyk jest na wyciągnięcie ręki to nieporozumienie - uważa.

Irena Szyperska, dyrektor SP nr 3, wyjaśnia, że w jej szkole jest troje dzieci chorych na cukrzycę. Wszyscy nauczyciele je znają. Najmłodszemu z przedszkola pomaga wychowawczyni.

- Starsze mogą mierzyć cukier w czasie lekcji, zjeść coś, gdy jest za niski - mówi dyrektor. Jest pielęgniarka, część nauczycieli przeszkolono, co robić w krytycznej sytuacji. Czy wykonaliby zastrzyk ratujący życie? - Jeśli jeden nauczyciel nie czułby się na siłach, inny by to zrobił - zapewnia pani dyrektor.

Matki nie mają tej pewności. - To nie wina tej szkoły. Ale jeśli nie ma przepisu, który zobowiązuje nauczycieli do tego, to może się okazać, że nikt tego nie zrobi - twierdzą. Małgorzata Fidor:- Gdy chciałam zapisać Martynę do przedszkola, obdzwoniłam ich 20, w tym trzy integracyjne - żadne nie chciało jej przyjąć. Zlitowało się prywatne, ale i tak musiałam z nią tam siedzieć.

- To dyskryminacja. Takie przypadki trzeba nam zgłaszać - zachęca Iwona Bugajska, dyrektor wydziału edukacji. Matki chcą zawiązać stowarzyszenie, które będzie walczyło o to, by nauczyciel miał obowiązek podania zatrzyku ratującego życie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska