Z Partynic na pl. Solny: rowerem - 20 minut, komunikacją miejską - 50 minut. Tak w skrócie można podsumować eksperymentalny wyścig, jaki dziś rano odbył się na wrocławskich ulicach.
Uczestnicy mieli do pokonania trasę z ul. Zwycięskiej do ścisłego centrum miasta. Do udziału w happeningu zaproszono nie byle kogo - rajdowca Grzegorza Grzyba, kolarza-olimpijczyka Jacka Bodyka i motocyklistę, reprezentanta kraju, Konrada Kamińskiego. Ostatnią uczestniczką była pani Magdalena Janowska, której zadaniem było dotrzeć pod iglicę na pl. Solnym wykorzystując jedynie komunikację miejską.
- Wybrałam linię 113 i dojechałam nią do pętli Krzyki. Później miałam do wyboru: przesiąść się do tramwaju linii 6 lub 7. Niestety, "szóstka" mi uciekła, wsiadłam więc w "siódemkę". Dojechałam aż do Szewskiej. Stamtąd niemal truchtałam na pl. Solny. Ale i tak wyszło ponad 51 minut - opowiadała smutna na mecie.
A jak poszło zawodowcom? Kolarz, Jacek Bodyk (zwycięzca podobnego rajdu zorganizowanego w październiku w Warszawie)... pomylił trasę. - Nie jestem z Wrocławia, kierowałem się tylko mapką i oznakowaniem poziomym. No i wjechałem gdzieś na tory, musiałem schodzić z roweru... Koszmar - komentował na mecie, mokry i niezadowolony. Zamiast wyznaczonych 7 km, olimpijczyk pokonał prawie 10. Wynik: 24 minuty i 8 sekund - i tak budził szacunek.
Z triumfu mógł cieszyć się motocyklista, Konrad Kamiński. Siedem kilometrów pokonał w świetnym czasie 12 min. i 49 sek. - Nie oszukujmy się, wygrałem z taką przewagą tylko dlatego, że kluczyłem pomiędzy stojącymi samochodami. Nie do końca jest to bezpieczne, ale inaczej się nie dało - komentował na gorąco. Kamiński wybrał dziś ciężką, turystyczną Yamahę. Czy na Wrocław nie lepszy byłby motocykl enduro? - Przepisy ruchu drogowego mi zabraniały - wybrnął z gracją.
A rajdowiec? Jeszcze jedzie... To oczywiście żart, choć sam Grzegorz Grzyb na mecie właśnie śmiechem kwitował przebieg rajdu z perspektywy szoferki swego Peugeota. Sam mieszka na Krzykach, ale niewiele pomogła znajomość miasta. - Wjechałem w Zwycięską... i to był koniec. Tysiące ludzi próbuje wyjechać tam jednopasmową ulicą, na której są światła z 5-sekundowym cyklem. 500 metrów pokonałem w 10 minut. Pozostałą część trasy przejechałem w minut 15, a i to tylko dlatego, że akurat dziś, chyba ze względu na fatalna aurę, nie było zatorów w centrum - opowiadał.
Dodajmy, że - poza konkurencją - trasę przejechał jeszcze jeden uczestnik: kurier rowerowy. - I był najszybszy. Jechał ile sił w płucach, swoimi ścieżkami, niekoniecznie zwracając uwagę na przepisy - komentował juror, Dariusz Sidor.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?