Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyborczy protest w Długołęce

Marcin Rybak
Czy pani wójt (w środku) znów stanie do wyborów?
Czy pani wójt (w środku) znów stanie do wyborów? fot. janusz wójtowicz
Wrocławski sąd ma jutro zdecydować, czy będzie trzeba powtórzyć wybory w podwrocławskiej gminie Długołęka. Domaga się tego przegrany kandydat PO - Piotr Dytko. Jego zdaniem, mogło dojść do wyborczych oszustw, bo na listę głosujących wpisywano osoby, które nie mieszkają na terenie gminy. Całą historię opisaliśmy w grudniu.

Zgodnie z ordynacją wyborczą Piotr Dytko złożył do sądu protest. Jego rozpoznawanie zaczęło się wczoraj. Zeznawali świadkowie. Przede wszystkim mężowie zaufania Piotra Dytki z kilku lokali wyborczych. Dwóch opowiadało o swoich podejrzeniach, że głosy oddali fikcyjni mieszkańcy gminy.
- Byłem mężem zaufania w lokalu wyborczym we wsi Siedlec - mówił Leszek Pawlak, mieszkaniec tej wioski od czterech lat. - Zauważyłem wiele głosujących osób, które tu nie mieszkają - mówił przed sądem.

Jak to stwierdził? Tych ludzi nigdy wcześniej nie widział. Nigdy nie spotykał ich w sklepie, w kościele, na wiejskich zebraniach, na imprezach organizowanych w szkole.

- Na wyborach były dwie osoby, o których na pewno wiem, że tu nie mieszkają - dodał Pawlak.
Wspomniał o dwóch nauczycielkach z pobliskiej szkoły.

- Moja żona tam pracuje. Wiem, że te panie mieszkają poza gminą Długołęka - twierdzi Pawlak.
Mąż zaufania przyjrzał się też spisowi wyborców i zauważył nieznane mu osoby wpisane jako lokatorzy domu należącego do jednego z miejscowych radnych. - Pod jego adresem wpisano kilkanaście osób - dodał Pawlak.

Zauważył też, że te osoby były dowożone do lokalu wyborczego przez dwóch radnych.
Zwyciężczyni wyborów, wójt Iwona Agnieszka Łebek, dopytywała świadka, dlaczego nie zgłosił swoich podejrzeń i nie wpisał ich do protokołu wyborczego.

- Nie wiedziałem, że takie spostrzeżenia powinny być wpisane do protokołu - tłumaczył świadek.
Inny z mężów zaufania, Wojciech Piekara, zauważył, jak do lokalu wyborczego w Szczodrem przychodzą ludzie, którzy nie wiedzą, gdzie mieszkają.

- Gdy komisja o to pytała, odwracali się do kogoś, z kim przyszli, i pytali o adres. Wydawali się rozbawieni całą sytuacją - mówił Wojciech Piekara.

Również on nie wpisał jednak swoich spostrzeżeń do wyborczego protokołu. Choć, jako mąż zaufania, miał takie prawo. Wyjaśnił, że nie wiedział, jak taką uwagę sformułować i jaka jest do tego podstawa prawna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska