Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocławski rencista został zamordowany przez szaleńca

Marcin Rybak
We wtorek po południu na miejscu tragedii była kałuża krwi
We wtorek po południu na miejscu tragedii była kałuża krwi Tomasz Hołod
Poszedł z psem na spacer. Zginął od ciosów nożem.

W miejscu, w którym w poniedziałkowy wieczór zginął wrocławski rencista, jeszcze wczoraj po południu była kałuża krwi.

Do tragedii doszło na ul. Długosza, niemal w centrum miasta. Wokół nie ma żadnych mieszkań. Po jednej stronie ulicy skład węgla, obok wielka posesja z biurami i magazynami. Po drugiej stronie przedszkole, magazyny i parking.

Jan K. często chodził tamtędy z psem. W poniedziałek przed 22.00 mijał go 34-letni Dariusz K. Jak relacjonuje policja, nie doszło do żadnej sprzeczki czy bójki. Zabójca po prostu rzucił się z nożem na ofiarę.

Jedynym świadkiem mógł być ochroniarz biur i magazynów. Z jego budki do miejsca, w którym zginął Jan K., jest nie więcej niż 20 metrów.
- Ja nic nie wiem. Mnie wtedy nie było - mówi pracownik wrocławskiej firmy Regtom, którego wczoraj spotkaliśmy w budce przy wjeździe na posesję. - Kolega też mi mówił, że niczego nie widział. Akurat w tym momencie miał obchód. Pilnujemy bardzo dużego terenu.

Już półtorej godziny po zabójstwie morderca został zatrzymany przez policję. Wpadł na jednym z peronów wrocławskiego Dworca Głównego PKP. Dojechał tam autobusem linii N. Wsiadł na przystanku na placu Kromera.
- Około 22.40 dostałem przez radiostację ostrzeżenie policji - opowiada kierowca autobusu N. - Dyspozytor przekazywał, że policja szuka mężczyzny o wzroście około 190 cm. Miał mieć włosy spięte w kitkę, ciemne ubranie. Mógł też mieć zakrwawione ręce.

Dokładnie o 22.48 autobus N podjechał na pl. Kromera. Kierowca początkowo nie skojarzył, że jeden z pasażerów, który tam właśnie wsiadł, to osoba opisywana w komunikacie policji.
- Zachowywał się dziwnie, ale nie był agresywny - mówi kierowca. - Krzyczał na cały autobus, że jest mesjaszem i chce zbawić ludzkość. Ręce miał czerwone. Wydawało mi się, że ubrudzone farbą. Wysiadł na ulicy Dworcowej.
Chwilę później z kierowcą skontaktował się dyspozytor i zapytał o mężczyznę, który wsiadł na pl. Kromera. Zaraz potem po kierowcę podjechał patrol policji. Resztę nocy pracownik MPK spędził na komisariacie na przesłuchaniach.

Sąsiedzi i znajomi zamordowanego są w szoku. - Dzwoniła do nas rano Ewa, jego żona, i powiedziała że pan Jan został zamordowany - mówi Alina Zawadzka, szefowa sklepu spożywczego na pl. Kromera. Żona Jana K. kiedyś prowadziła sklep z odzieżą tuż obok spożywczego pani Aliny.
- Zamarliśmy po tej wieści - mówi dalej Alina Zawadzka. - To był bardzo sympatyczny człowiek. Zawsze elegancko ubrany, miły, uśmiechnięty.
- Dobry człowiek. Nie pił, nie palił, z nikim nie miał zatargów - dodaje jeden z sąsiadów. - Codziennie spacerował z psem.
- Ciepły, rodzinny - uzupełnia sąsiadka. - Jak to możliwe, iść sobie na spacer z psem i dostać nożem?

Zatrzymany na Dworcu Głównym Dariusz K. został wczoraj późnym popołudniem przewieziony z policyjnego aresztu do szpitala psychiatrycznego przy ulicy Kraszewskiego.
- Wezwaliśmy pogotowie, bo mężczyzna zachowywał się agresywnie - mówi rzecznik dolnośląskiej policji Paweł Petrykowski. - Lekarz zdecydował o przewiezieniu go do szpitala.
Jeśli w czasie śledztwa okaże się, że morderca był całkowicie niepoczytalny, sprawa zostanie umorzona. Prokuratura będzie musiała wystąpić do sądu o przymusowe leczenie w szpitalu psychiatrycznym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska