Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Euro 2012: O godz. 18 mecz Polska - Grecja na otwarcie ME

Hubert Zdankiewicz
Nie czas teraz na krytykę i rozliczenia. Najlepsze, co możemy zrobić, to trzymać kciuki za Franciszka Smudę i jego zespół - mówił były reprezentant Tomasz Iwan przed dzisiejszym meczem z Grecją, którym biało-czerwoni zainaugurują Euro 2012. Słusznie, bo nie czas już na narzekania. Pięć lat (decyzja o przyznaniu Polsce i Ukrainie ME zapadła w kwietniu 2007 roku) i 34 mecze (rozegrane za kadencji obecnego selekcjonera) - tyle czekaliśmy na tę chwilę.

Wieczorem (TVP1, otwarcie Euro od g. 16.20, retransmisja TVP2 g. 0.05) okaże się, czy spełnią się nasze marzenia, czy znów skończy się według dobrze znanego nad Wisłą scenariusza: mecz otwarcia, mecz o wszystko, mecz o honor. Tak było 10 lat temu w Korei i Japonii (gdzie jechaliśmy ponoć po złoto) i 6 lat temu w Niemczech (gdzie graliśmy prawie u siebie - tylu zjechało na mundial polskich kibiców). Klapą skończyło się dla nas także poprzednie Euro.

Jakie są szanse na to, że teraz będzie inaczej? Patrząc na ranking FIFA - niewielkie. Polska jest w nim na 62. miejscu, najniżej ze wszystkich uczestników turnieju. Wyniki meczów kontrolnych też nie napawają optymizmem. Niby potrafiliśmy zremisować z USA, Niemcami (do 93 minuty nawet prowadziliśmy) czy ostatnio z Portugalią. Miejsce w szeregu boleśnie wskazywali nam jednak Hiszpanie (pamiętne 0:6 dwa lata temu) czy Włosi (0:2 jesienią we Wrocławiu).

Z drugiej jednak strony Smuda ma komfort, o jakim jego poprzednicy mogli tylko pomarzyć. Cztery lata temu z kadry Leo Beenhakkera na Euro wypadli w ostatniej chwili dwaj kluczowi gracze: Jakub Błaszczykowski (kontuzja) i Radosław Matusiak (brak formy). W 2002 r. większość kadrowiczów częściej myślała przed mundialem o kręceniu reklamówek, niż o treno-waniu. Kilku z nich na ostatnie zgrupowanie kadry przyjechało z brzuszkami. A cztery lata później Paweł Janas sam dokonał sabotażu na reprezentacji, skreślając w ostatniej chwili Dudka, Rząsę, Kłosa i Frankowskiego.

W porównaniu z nimi obec-ny selekcjoner ma święty spokój. Kogo miał wywalić (Boruc, Żewłakow), to wywalił już dawno (ostatnio wypadł tylko Sławomir Peszko, ale za nim płakać nie będziemy). Problemy kadrowe miał w zasadzie tylko w obronie (do ostatniej chwili toczyła się walka o doprowadzenie do zdrowia i formy Damiena Perquisa i Sebastiana Boenischa, na stopera został też przekwalifikowany Marcin Wasilewski). Im dalej od własnej bramki, tym lepiej to wygląda. A takiego napastnika, jak Robert Lewandowski, nie mieliśmy w reprezentacji od czasów Bońka i Szarmacha. Między słupkami też stoi u nas fachowiec co się zowie (Szczęsny). Dodajmy Rybusa, Grosickiego, Obraniaka, Piszczka i... kto wie, co się wydarzy. Mądrzejsi będziemy za kilkanaście godzin.

Jeśli wierzyć statystykom, polscy kibice powinni być optymistami. Po raz ostatni biało-czerwoni przegrali z Grekami (0:1) w kwietniu 1987 roku. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że czeka nas mecz z drużyną, która wygrała swoją grupę eliminacyjną bez porażki i z tylko pięcioma straconymi bramkami (wyprzedzili m.in. Chorwację). - Grecy? Zdyscyplinowani, pewni siebie i zabójczo skuteczni. Tracą średnio pół bramki na mecz - ostrzega przed nadmiernym optymizmem odpowiedzialny w kadrze za rozpracowywanie rywali Hu-bert Małowiejski.
- Szanujemy Greków, ale uważamy, że jesteśmy lepsi i w piątek postaramy się to udowodnić - uważa jednak Rybus. Trzymamy za słowo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska