18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzieci wolą smartfony od zabawek (ROZMOWA)

Maciej Sas
Elektryczne modele kolejek to zabawki ulubione zwłaszcza przez zupełnie dorosłych „chłopców”
Elektryczne modele kolejek to zabawki ulubione zwłaszcza przez zupełnie dorosłych „chłopców” fot. Piotr Krzyżanowski
Czy idealna zabawka musi być elektroniczna? Czym lubią się bawić dorośli? Dlaczego większość zabawek pochodzi z Chin? I czy "chińskie" naprawdę oznacza "gorsze"? Rozmawiamy o tym z Markiem Jankowskim, wydawcą pisma "Branża Dziecięca".

Od wielkanocnego zajączka, poza słodyczami, dzieci dostaną jak zawsze zabawki. Czy to musi być coś, co ma cztery mikroprocesory, świeci, mówi i podskakuje? A drewniany samochodzik świadczy o zacofaniu?
Elektroniczne zabawki mają się nieźle, ale coraz częściej przegrywają ze smartfonami i tabletami. Tak naprawdę więc dzieci bawią się sprzętem należącym do rodziców. To jest dla nich atrakcyjniejsze niż zabawki, o których pan wspomniał.

Ale mówi Pan o tych urządzeniach w normalnej wersji, czy specjalnie "podrasowanych" na potrzeby dzieci?
Mam na myśli urządzenia wyposażone w aplikacje umożliwiające dziecku dobrą zabawę. To mogą być proste gry czy zabawy edukacyjne. Jest tego mnóstwo, w tym wiele programów darmowych. Ten segment rynku błyskawicznie rośnie i nawet na największych targach zabawek, w lutym w Norymberdze, to był temat przewodni. Nazwano to "Zabawki 3.0".

Czyli że smartfon staje się konkurencją dla klasycznych zabawek...
Tak, bo przecież nie kupuje się go w sklepie z zabawkami, więc odbiera branży klientów. A skoro rodzice mają czym zająć dziecko, nie czują potrzeby kupowania normalnych zabawek.

Jeśli mama czy tato dadzą się przekonać do kupna zabawki, sięgają właśnie po elektronikę?
Jeszcze kilka lat temu byliśmy zafascynowani zabawkami, które grają, świecą itd. Ale odchodzimy od tego w stronę rzeczy prostych, tradycyjnych, takich, które są wykonane z naturalnych materiałów i pozostawiają dziecku pole do rozwijania wyobraźni. To są zarówno gry planszowe, zabawki drewniane, jak i wykonane z plastiku.

Jakiś przykład?
Jest zabawka nazywana, o ile pamiętam, "latającą bilą". Plastikowa bila, przypominająca wyglądem gruszkę betoniarki, jest nawleczona na dwa sznurki. Ich końce trzymają dwie osoby - w czasie, gdy jedna je rozciąga, druga składa. W efekcie bila przelatuje z jednej strony na drugą.

Pamiętam coś takiego sprzed 25-30 lat...
Polska firma to reaktywowała i wytwarza znowu. I cieszy się to dużym powodzeniem. Ale zabawek, które po latach wracają, mamy o wiele więcej. Jest np. firma działająca od roku, która zaczęła wytwarzać plastikowe figurki z postaciami z polskich bajek: Reksia, Bolka i Lolka, Misia Uszatka, Baltazara Gąbki, Kajka i Kokosza. Ostatnio poszerzyli ofertę o Żwirka i Muchomorka czy Wilka i Zająca. Właściciele firmy mówią, że ok. 40 proc. klientów to... ludzie dorośli, którzy kupują te figurki dla siebie. Wyjaśnijmy, że to też są bardzo proste zabawki - żadnej wysokiej technologii.

Wspomina Pan o polskich firmach zabawkarskich. One są produkowane u nas czy - jak większość - w Chinach?
Ocenia się, że w Europie 85 proc. zabawek pochodzi z Chin. Tam produkują niemal wszystkie wielkie koncerny. Na razie nie robiło tego jedynie Lego, ale ono też planuje otworzyć tam swoją fabrykę. Polacy, podobnie jak większość, też produkują w Państwie Środka. Figurki, o których wspomniałem - Bolek i Lolek czy Reksio - też są tam wytwarzane. Projektuje je Polak (są bardzo ładne), akceptują twórcy tych postaci, produkcja jest nadzorowana przez Polaków, ale wytwarzają je Chińczycy... Jak mi mówił właściciel firmy, szukali wytwórcy w Polsce. Okazało się, że jedna figurka musiałaby kosztować 50 złotych. Te z Chin kosztują kilkanaście złotych.

Podobno większość ślicznych książeczek dla dzieci z polskimi wierszykami też jest drukowana na Dalekim Wschodzie.
Tak. Zrobienie tego w Polsce jest możliwe, ale nieporównywalnie droższe.

Zabawka chińska to zabawka tandetna, a czasem groźna - taki pogląd to nie rzadkość. Jest prawdziwy?
Jest unijny system RAPEX, do którego są zgłaszane rozmaite produkty, m.in. zabawki, które nie spełniają określonych wymogów. Wrażenie jest takie, że większość zgłoszonych tam rzeczy to "chińszczyzna". A wynika to stąd, że - jak wspomniałem - 85 proc. zabawek jest produkowanych w Chinach. W RAPEKSIE też ok. 85 proc. to chińskie zabawki, a więc proporcje są zachowane. Nie jest więc tak, że one są gorsze jakościowo.

Handlem rządzą mody. Z zabawkami jest podobnie - są modne zabawki?
Znam ludzi, którzy prowadzą sieć sklepów z zabawkami, a wcześniej mieli taką sieć sklepów z odzieżą. Jak mówią, jednym z atutów branży zabawkarskiej jest to, że tu nie ma sezonowości.
Coś, co było kupowane 10 lat temu, można spokojnie sprzedać i dziś?
O to chodzi. Jasne, że zabawka może wyglądać na przestarzałą, gdy się popatrzy na opakowanie - nie może być niezgodne z dzisiejszą stylistyką. Jednak same pomysły na zabawki są uniwersalne.

Ale jest trend istotny z punktu widzenia dzieci - one cenią to, na czym jest wizerunek bohatera znanego im z bajek.
Hannah Montana, Monster High?
Tak, m.in. o to mi chodzi. Moja czteroletnia córka kilka dni temu zrobiła awanturę dlatego, że nie ma w domu soczku z Barbie. Nie ma znaczenia, że inny sok smakuje identycznie. Ona chce z Barbie, więc inny jej nie interesuje. Takie zabawki licencyjne to w niektórych krajach, jak w Hiszpanii, nawet 30 proc. rynku zabawek. U nas - kilkanaście.

Mówi Pan dużo o polskich producentach. Czy to znaczy, że radzą sobie dobrze z wielką konkurencją?
Niektórzy radzą sobie wręcz rewelacyjnie. Podam kilka przykładów. Jest firma Cobi, która produkuje klocki. To bodaj czwarta albo piąta firma na polskim rynku, jeśli chodzi o wielkość sprzedaży. Ona dystrybuuje też inne zabawki. Została stworzona od podstaw 25 lat temu. Najpierw produkowała puzzle, potem klocki. Jest w czołówce za takimi potęgami jak Mattel, Hasbro, Lego. I coraz więcej swoich klocków eksportuje. Kolejny przykład - Wader produkujący popularne zabawki plastikowe. Została założona 22 lata temu jako polsko-niemieckie joint venture. W zeszłym roku niemiecki Wader zbankrutował (istniał kilkadziesiąt lat), a polski ma się znakomicie i się rozwija. Dość powiedzieć, ze w tamtym roku zwiększył sprzedaż aż o 20 procent! To ewenement. Kolejny przykład - Trefl, który jest jednym z największych w Europie producentów puzzli i gier planszowych. Są też nieco mniejsze firmy, jak Bajo, która produkuje kapitalne zabawki z drewna. Przez wiele lat była na polskim rynku niemal nieznana, bo wszystko wysyłała za granicę. Kolejna - Coopexim. W Polsce klienci jej nie znają, bo swoje zabawki z wikliny sprzedaje głównie w Niemczech. Ale ta firma na targach w Norymberdze wystawia się od 55 lat.

A są jakieś typowo "polskie specjalności"?Tak - bańki mydlane. Niby znane od zawsze, ale można coś jeszcze wymyślić... Kiedyś wystarczyło zmieszać wodę z płynem do naczyń. W tej chwili w Europie są dwie firmy, które wytwarzają płyn do wielkich baniek, wykorzystywanych na pokazach. Kilka lat temu na rynku w Krakowie robił je ówczesny student, Kuba Bochenek. Dorabiał sobie robieniem takich baniek ku radości ludzi. Dopracował recepturę, przebadał, czy to bezpieczne dla zdrowia i zaczął sprzedawać. Szczęśliwie zbiegło się to z wielką kampanią reklamową jednego z operatorów telefonicznych, w której wykorzystywane były właśnie takie gigantyczne bańki. Telekomunikacyjny potentat kupił wielkie ilości tego płynu, więc młoda firma mogła na początku ostro wystartować. Potem założył sklep.

Sprzedający powietrze - szalony pomysł...
No tak - powietrze opakowane w wodę i trochę mydła. Chciał przy krakowskim rynku wynająć pomieszczenie na sklep. Właściciel kamienicy nie chciał się zgodzić, bojąc się, że takiego sklepu nie będzie stać na czynsz. Po długich staraniach dał się przekonać. Okazało się, że nawet zimą, która nie jest idealnym sezonem na robienie baniek mydlanych, sklep bez kłopotu zarabiał na siebie. W zeszłym roku Tuban otworzył też punkt sprzedaży we Wrocławiu. Atrakcją jest to, że w każdym z tych sklepów jest hula- -hop, w którym każdy może stanąć i pozwolić się zamknąć w bańce mydlane
j.
Na okładce Pańskiego magazynu znajduję wielki tytuł "Czy dorośli klienci uratują zabawki?". Szansy na większe zyski branża upatruje w zdziecinnieniu dorosłych?
Kiedy byłem pierwszy raz na targach w Hongkongu, chciałem zobaczyć tamtejsze sklepy zabawkarskie, bo Hong-kong jest nazywany "miastem zabawek". Stamtąd w świat płynie większość zabawek produkowanych w Chinach. Szukam takich małych, lokalnych sklepików, nie wielkich sieci. Wchodzę, a tam wyłącznie modele samochodów w szklanych gablotach. Nie było tam dzieci, ale sami ojcowie. W innym sklepie byli dorośli mężczyźni i nastolatki. Ocenia się, że w Stanach Zjednoczonych zabawki dla dorosłych to 15 procent rynku. To jest postrzegane jako rynek przyszłościowy. W Polsce też tak jest - coraz więcej dorosłych ludzi ma gry planszowe: strategiczne, RPG, wymagające myślenia, opracowania strategii. Kiedyś, gdy moi rodzice spotykali się ze znajomymi, grali w brydża. Dzisiaj dorośli częściej grają w gry planszowe. Kolejna sprawa - puzzle liczące po 500 lub więcej elementów to są produkty dla dorosłych. Są zabawki zdalnie sterowane na tyle skomplikowane, że dziecko sobie z nimi nie poradzi (chociaż nastolatek da sobie radę, czasami nawet lepiej od dorosłego...). Bardzo często tatuś kupuje zabawkę "dla syna", a potem sam się tym bawi.

Na targach zabawek też są działy temu poświęcone?
Oczywiście. Na największych w Norymberdze jest jedna hala poświęcona w całości kolejkom elektrycznym. Tam spotyka się niemal wyłącznie mężczyzn, i to w wieku 40-50 lat. Jedna ze stałych uczestniczek tych targów tłumaczyła mi ostatnio, że zawsze omija tę halę szerokim łukiem. Wyjaśniła mi, że "nawet gdyby tam weszła piękna, naga kobieta, nikt by na nią nie zwrócił uwagi, bo ich podniecają tylko zwrotnice i przekładnie...".

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska