Chodzi przede wszystkim o kary za przekroczenie dopuszczalnej prędkości, które mogą sięgnąć kilku tysięcy złotych, a w warunkach recydywy niektórzy wysupłają nawet kilka tysięcy złotych, co powinno wzbudzić powszechną zgrozę.
Powinno, lecz nie wzbudzi, przynajmniej przez parę pierwszych miesięcy tego roku. A to dlatego, że nawet ludzie na co dzień rozsądni - po tym jak zasiądą za kierownicą - tracą często wiele ze swej roztropności. Prowadzenie samochodu budzi w nas jakiś potężny pierwotny instynkt, nieokiełznany pęd ku horyzontowi, wściekłą potrzebę rywalizacji. Prawie nikt nie jest na to uodporniony, o czym świadczą chociażby wyczyny znanego prezentera telewizyjnego czy lidera największej partii opozycyjnej. Nie wspominając o kierowcy marszałek Sejmu oraz wielu prowadzących rządowe limuzyny.
Prawidłowość jest taka, że im lepsze i szybsze auto, tym nerwy kierowcy bardziej napięte. Z rozbawieniem oglądam, jak po mojej podwrocławskiej wsi krążą niczym zranione tygrysy właściciele porsche czy jaguarów. Poruszanie się z szybkością niższą niż 50 km/h musi być dla nich prawdziwą męką.
Gwoli sprawiedliwości trzeba dodać, że o ile w terenie mocno zabudowanym wszelkie ograniczenia są zrozumiałe, to już praktyka naszych instytucji nakładających restrykcje na długich, pustych fragmentach miejskich peryferii zakrawa na sadyzm. Każdy doświadczony kierowca zna wiele miejsc, gdzie drogówka zawsze ustawia swoje radary, by upolować jelenia.
Ponieważ nawet pijanych kierowców nie ubywa w statystykach, nie spodziewam się, by wyższe kary za nadmierną prędkość przyniosły radykalną poprawę. Choć chciałbym się mylić.
Uwaga na Instagram - nowe oszustwo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?