Radosław Kowalski, były żołnierz, w 2010 roku wyjechał na misję do Afganistanu, gdzie uległ wypadkowi. Polscy żołnierze budowali wspólnie z żołnierzami amerykańskimi lądowisko dla helikopterów.
– Ciężka, ręczna i wyczerpująca robota. W pewnym momencie, gdy chwyciłem betonowy blok, poczułem jak coś strzeliło mi w kręgosłupie. Nie mogłem się ruszać – wspomina. Badania w punkcie ambulatoryjnym nie wykazały dużych zmian w kręgosłupie, ale ból nie ustępował. Z czasem żołnierz zaczął tracić czucie w jednej nodze i nie mógł już pełnić misji. Opowiada, że odtąd stał się czarną owcą jednostki. Wszyscy sądzili, że symuluje. – A ja nie byłem w stanie ustać na własnych nogach – mówi Kowalski. Po długich staraniach wrócił do Polski. Chciał przejść leczenie, rehabilitację i wrócić do pracy w armii. Na miejscu jednak czekało go rozczarowanie.
– Wojskowa komisja lekarska stwierdziła, że wypadek nie wydarzył się w związku z pełnioną służbą. To kompletny absurd – mówi Radosław Kowalski. – Lekarze stwierdzili, że ujawniła się choroba zwyrodnieniowa, którą już miałem. Przez 8 lat przechodziłem wszystkie badania i nigdy wcześniej nie stwierdzono u mnie żadnej choroby.
Początkowo wojskowa komisja uznała, że Kowalski jest zdolny do służby z ograniczeniami, ale to nie koniec.
– Komisja uznała później, że nie jestem niezdolny do dalszej służby wojskowej. I że uraz kręgosłupa nie powstał w wyniku pełnienia zawodowej służby wojskowej pomimo że przecież powstał on wskutek pełnienia czynnej służby, dlatego odwołałem się od tej decyzji i nadal się odwołuję – dodaje.
Wylicza, że wojsko odmówiło mu powrotu do służby, a potem statusu weterana poszkodowanego. Skarży się na brak pomocy, kłopoty mieszkaniowe, trudności z otrzymaniem książeczki zdrowia, która umożliwi mu dalsze leczenie. O jego kłopotach pisaliśmy na łamach Gazety Wrocławskiej w marcu.
– Nie tylko nic się nie zmieniło na lepsze, ale jeszcze po tym artykule mam utrudniony kontakt z ministerstwem. Nikt z MON nie chce ze mną rozmawiać – stwierdza gorzko były wojskowy. Dodaje, że napisał też skargę do kancelarii premiera. Postanowiliśmy ponownie zapytać ministerstwo obrony narodowej o sytuację Radosława Kowalskiego.
Bartłomiej Misiewicz, rzecznik prasowy MON, przysłał nam obszerną odpowiedź, w której wylicza, że wojsko kilkakrotnie przyznało Kowalskiemu zapomogi finansowe, a ostatnio pomagało mu znaleźć pracę. Były żołnierz potwierdza, że pracownicy Ośrodka Aktywizacji Zawodowej umówili go na kilka rozmów o pracę.
– Ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. W końcu sam znalazłem sobie pracę – mówi były żołnierz.
Potwierdza informację rzecznika, że na spotkaniu w Warszawie z przedstawicielami MON ustalili, że będzie się ubiegał o ustalenie stopnia niepełnosprawności w Powiatowym Zespole do Spraw Orzekania o Niepełnosprawności.
Rzecznik ministerstwa tłumaczy, że aby otrzymać książeczkę zdrowia Kowalski musi złożyć odpowiedni wniosek. – Do końca kwietnia zainteresowany nie przedłożył żadnego wniosku – zauważa Misiewicz.
– Nie złożyłem, bo żądają ode mnie oryginałów orzeczeń lekarskich, a te przepadły w komisji lekarskiej w Żaganiu, zresztą jak wiele innych moich dokumentów – tłumaczy Kowalski.
W Warszawie ministerialni urzędnicy poinformowali też byłego żołnierza, że w celu zmiany kwalifikacji zdrowotnej musi złożyć wniosek w Wojskowym Biurze Emerytalnym.
– Dyrektor WBE skierował zainteresowanego na komisję lekarską. Pan Kowalski otrzymał orzeczenie w sprawie kontrolnego badania inwalidy oraz orzeczenie w sprawie ustalenia dla celów odszkodowawczych uszczerbku na zdrowiu – informuje rzecznik. – Pan Kowalski złożył odwołanie od orzeczenia w sprawie kontrolnego badania. Przewodniczący Rejonowej Wojskowej Komisji Lekarskiej we Wrocławiu 20 kwietnia 2016 r. przesłał odwołanie wraz z całą dokumentacją orzeczniczo-lekarską do Centralnej Wojskowej Komisji Lekarskiej w Warszawie do rozpatrzenia.
Tłumacząc odmowę statusu weterana poszkodowanego na służbie, rzecznik sugeruje, że winny jest sam Kowalski.
– Zgodnie z ustawą o weteranach działań poza granicami państwa - wypadkiem pozostającym w związku z działaniami poza granicami państwa jest zdarzenie nagłe, wywołane przyczyną zewnętrzną, powodujące uszczerbek na zdrowiu, które zaistniało podczas lub w związku z działaniami podejmowanymi w ramach uderzenia na przeciwnika bądź odparcia jego uderzeń, zamachem lub innym bezprawnym działaniem wymierzonym przeciwko osobie, która brała udział w działaniach poza granicami państwa oraz innymi działaniami pozostającymi w bezpośrednim związku z wykonywaniem zadań przez żołnierza, z wyłączeniem przypadków, w których żołnierz przy wykonywaniu zadań nie przestrzegał przepisów bhp – wyjaśnia rzecznik.
I dodaje, że Radosław Kowalski nie złożył ani skargi na tę decyzję do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, ani też do końca kwietnia 2016 roku nie złożył wniosku o przyznanie statusu weterana.
– Od urzędnika w ministerstwie usłyszałem, że nie ma sensu iść do sądu, skoro nie mam orzeczenia, że wypadek był w związku ze służbą, dlatego najpierw odwołuje się od tego orzeczenia – kwituje Radosław Kowalski.
Gdy żona Radosława Kowalskiego słyszy od nas, że rzecznik wspomina „fakt licznych interwencji i pomocy w sprawie Państwa Kowalskich w zakresie potrzeb mieszkaniowych, z uwagi na ciągłe niedoskonałości i niezadowolenie przedkładane przez małżonkę”, zdenerwowana zapowiada, że za te słowa pozwie ministerstwo.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?