Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wychudzone konie i szkielety zwierząt na pastwisku

Ewa Chojna
Brudne, wychudzone, niektóre ledwo powłóczą nogami. Taki obraz stada niemal 150 koni zastali policjanci i obrońcy zwierząt w stadninie koło Polkowic.

Konie to najpiękniejsze, jedne z najbardziej majestatycznych zwierząt na świecie. Jednak nie wszyscy traktują je tak jak należy.

Przykładem złego traktowania koni może być właściciel stada liczącego koło 150 sztuk, znajdującego się w Sieroszowicach niedaleko Polkowic. Pod koniec marca na terenie jego posesji pojawili się prokuratorzy z nakazem, policjanci, weterynarze i obrońcy zwierząt. Wszystko przez anonimowy donos o tym, że zwierzętom dzieje się krzywda.

- Dostaliśmy zgłoszenie od osoby prywatnej, która była zaniepokojona tym, co zobaczyła na niektórych wybiegach dla koni - powiedziała nam Weronika Nieberek z fundacji Centaurus. - Przekazano nam, że niektóre konie są skrajnie wychudzone, zwłoki innych koni leżą w rowach, a na pastwisku i na wybiegach miały leżeć szkielety tych zwierząt.

Obrońcy koni wzięli się szybko do pracy. Zaczęli obserwować konie na wybiegach i dokumentować wszelkie nieprawidłowości, a tych, jak się okazuje, było sporo.

- Niestety potwierdziły się najgorsze doniesienia - mówi Weronika Nieberek. - Szukaliśmy zwłok, przez trzy dni robiliśmy zdjęcia.

Stadnina w Sieroszowicach należy do osoby prywatnej. Jak donosi przedstawicielka Fundacji Centaurus, właściciel nigdy nie zgłaszał problemów, ani nie prosił o pomoc przy utrzymaniu czy leczeniu swoich zwierząt.

- Jeśliby do nas dotarły takie informacje, na pewno byśmy przyjechali i pomogli - dodaje Weronika Nieberek. - Może tego pana trzeba nauczyć na czym polega hodowla, które konie trzeba wyciągnąć z wybiegów, które trzeba odrobaczyć, którym trzeba dać więcej jedzenia. A jeżeli nie byłoby dobrej woli z jego strony pewnie już wcześniej doszłoby do interwencji.

Pani Weronika przyznaje, że powody fatalnego stanu zdrowia koni mogą być różne, ale na pewno zawinił tu właściciel. - Liczymy na najsurowszą karę - mówi.

Jednak wyrok jaki może dostać właściciel stadniny to „zaledwie” dwa lata pozbawienia wolności lub grzywna.

- Opadają nam ręce, że takie coś dzieje się w XXI wieku, w legalnie zarejestrowanej hodowli. To musiało naprawdę długo trwać, by zwierzęta doprowadzić do takiego stanu - dodaje przedstawicielka Centaurusa.

Opieka nad takimi stadninami leży w gestii Powiatowego Lekarza Weterynarii, którego w trakcie interwencji nie było. Dlaczego?

- Z informacji jakie uzyskaliśmy, już rok temu do Powiatowego Inspektoratu Weterynari zgłoszono tę sprawę. Przedstawiciele inspektoratu przyjechali, sprawdzili stan koni i stwierdzili, że nie ma nieprawidłowości. Gehenna zwierząt trwała i trwa do dziś - dodaje Weronika Nieberek. - W związku z taką reakcją zgłosiliśmy potrzebę wykluczenia inspektora z tego śledztwa. O pomoc poprosiliśmy więc policję i prokuraturę.

Hipolit Jackiewicz, właściciel koni, nie widzi powodów do odebrania mu zwierząt. Przekonuje, że o wszystkie dba jak należy.

- Problem jest taki, że jak się oddaje konia na rzeź, to się robi wielką zadymę. Jeżeli chodzi koń na pastwisku, w moim przypadku tak było, padł ze starości, porobiono zdjęcia i to drastyczne zdjęcia. Ja nie od razu zauważyłem, że koń padł. A drapieżne ptaki, wiadomo, najpierw oczy wydziobały, koło odbytu dziurę zrobiły. Ktoś stwierdził, że to była klacz po porodzie i opublikował to w internecie - mówi.

Pan Hipolit wiedział, że może dojść do interwencji, ale jak przyznaje, nie spodziewał się aż takiego rozmachu. - Próbowałem wytłumaczyć, że u mnie konie dożywają późnej starości i w końcu padają - mówi. - Stare zwierzęta są w gorszej kondycji, to normalne. Mam wybór, mógłbym je oddać na rzeź, ale ja nigdy żadnego konia na rzeź nie oddałem.

Właściciel stadniny przyznaje również, że na konie otrzymuje dopłaty z funduszy unijnych. Bez tych pieniędzy jego gospodarstwo natychmiast by zbankrutowało.

Kolejnym problemem jest również brak rąk do pracy. Tak ogromnym stadem, oprócz samego Hipolita Jackiewicza, zajmują się jeszcze dwie osoby - jego córka i przyjaciółka, które co jakiś czas doglądają koni.

Weterynarze zbadali jedynie część zwierząt, do których można było podejść. Zdecydowali się odebrać właścicielowi pięć z nich - te które były w najgorszym stanie. Cztery konie były skrajnie wychudzone. Piąty, źrebak, miał problemy z miednicą. Wszystkie zwierzęta przejdą teraz szczegółowe badania.

- A co z resztą koni? - pyta Anna Biazik, weterynarz. Tutaj chów naturalny, czyli ogier chodzi z klaczami i je kryje. Lepszym pomysłem jest pomóc temu panu, nawet go przymusić, żeby zadbał o te konie, odrobaczył je i podał suplementy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wychudzone konie i szkielety zwierząt na pastwisku - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska