Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezydent Wałbrzycha: Wyprowadzić władze województwa z Wrocławia

Sylwia Królikowska
Roman Szełemej, prezydent Wałbrzycha
Roman Szełemej, prezydent Wałbrzycha Dariusz Gdesz / Polskapresse
Zmianę siedziby samorządu województwa dolnośląskiego na inne miasto niż Wrocław proponuje prezydent Wałbrzycha Roman Szełemej. Jego zdaniem, takie rozwiązanie da impuls południowej części Dolnego Śląska, który dziś rozwija się znacznie wolniej niż reszta regionu. - To jest kwestia oczywiście dalszej dyskusji i niekoniecznie musi to być Wałbrzych. Natomiast uważamy, że jednym ze źródeł tego niesymetrycznego rozwoju jest powiązanie niesłychanego rozwoju gospodarczego i społecznego Wrocławia z siedzibą władz wojewódzkich. Chcielibyśmy dać ten impuls na południu. Właśnie poprzez zmianę siedziby zarządu województwa - mówi Szełemej. Rozmawia z nim Sylwia Królikowska.

Dolny Śląsk dwóch prędkości. To znaczy...
To znaczy, że ludzie mieszkający na północy województwa, szczególnie w okręgu wrocławskim i legnickim, żyją w znacznie lepszych warunkach, niż mieszkańcy całego południa Dolnego Śląska. Szczególnie w pasie Jelenia Góra, Kamienna Góra, Wałbrzych, Kłodzko, Ząbkowice. Ci mają znacznie gorsze warunki życia i, co najgorsze, nie mają perspektyw na pozytywne zmiany. Mamy szereg dowodów, prawdziwych statystycznych faktów, które pokazują, że w ciągu ostatnich dwudziestu lat zwiększa się dystans między północą województwa i południem. Dzieje się tak, mimo przeznaczenia ogromnych środków z budżetu państwa, województwa czy unijnych. I dziś już wiemy, że wszelkie strategie tzw. zrównoważonego rozwoju Dolnego Śląska okazały się być całkowicie nieskuteczne.

To ważne dokumenty, które w zamyśle mają wyznaczać kierunki rozwoju. Nie spełniają swojej roli?
Do tej pory debata na ten temat praktycznie nie istniała, a zastąpiona została kolejnymi przykurzonymi pułkownikami o nazwie strategia rozwoju Dolnego Śląska, albo najlepiej strategia zrównoważonego rozwoju Dolnego Śląska. I chcę, abyśmy sobie to bezpośrednio uświadomili. Dla mnie niezwykle ważne jest to, aby przestać zakłamywać rzeczywistość stwierdzeniami, że jesteśmy wspaniale rozwijającym się, statystycznie drugim pod względem dochodu na głowę, województwem. To nieprawda. Mamy bardzo szybko i z wielkim sukcesem rozwijającą się Aglomerację Wrocławską, świetnie prosperującą aglomerację legnicko-lubińsko-głogowską i walczące o elementarny rozwój południe Dolnego Śląska. Wspaniałe, piękne, turystycznie atrakcyjne, ale ogromnie niedoinwestowane, z pogarszającymi się perspektywami rozwoju.

Mówimy o potrzebie zmian, analizie sytuacji. Ale jak Pan to widzi praktycznie?
Jestem inicjatorem debaty. Rozpoczęliśmy od spotkań z samorządowcami, właśnie z południa Dolnego Śląska. Ten pas jest oczywiście umowny. Jeśli ktoś zechce uczestniczyć w tych spotkaniach, a nie znalazł się w tej umownej grupie południowych gmin samorządów, to zapraszamy. To nie są spotkania zamknięte. Pierwsze odbyło się w marcu, w Gniewkowie. Zgromadziło osiemdziesięciu wójtów, burmistrzów, przewodniczących rad gmin. Następne planujemy w ciągu tygodnia-dwóch na ziemi kłodzkiej, dzierżoniowskiej i jeleniogórskiej. W czasie tych spotkań przybliżam te oczywiste prawdy Dolnego Śląska dwóch prędkości i wsłuchuję się w propozycje, co zrobić, by było inaczej.

Jakie są reakcje samorządowców? Przecież tę prawdę zna każdy mieszkaniec południowej części Dolnego Śląska.
Ten rodzaj otwartej debaty i powiedzenia wprost o rzeczach, które podskórnie czuliśmy, jest jednak nowym elementem. Czy ktoś powszechnie mówił, że dochód na głowę w okręgu wrocławskim jest dwa i pół raza wyższy niż w okręgu wałbrzyskim czy jeleniogórskim? Myślę, że nikt. Raczej funkcjonowaliśmy w kategoriach osi rozwoju, czy zrównoważonego rozwoju subregionów. Natomiast fakt pozostaje oczywisty. Mieszkańcy Dolnego Śląska na północy i na południu mają różne warunki życia. Jaka jest reakcja po stwierdzeniu tych oczywistych faktów? Rodzaj pewnego gorzkiego niedowierzania, że jest aż tak źle. Że aż tak się różnimy.

Ale do tej pory nikt tego w taki sposób nie analizował?
Mogę powiedzieć, że jestem samorządowcem pięć-sześć lat. Ale mamy wśród dolnośląskich samorządowców wybitne postaci, nawet z dwudziestoletnim doświadczeniem. Część z nich straciła wiarę, że można to zmienić. Część, czując się w jakimś sensie beneficjentami tego zróżnicowania, nie ma interesu mówienia o tym wprost. Dlaczego ja to podnoszę? Może dlatego, że Wałbrzych jest wyjątkowy, a Aglomeracja Wałbrzyska ma za sobą pięć lat ciekawego eksperymentu i współpracy, która zaczyna przynosić realne korzyści. Ale może również dlatego, że w Aglomeracji Wałbrzyskiej analizujemy bardziej intensywnie, na większej skali i po prostu wyszło nam, że coś jest nie tak, że tak nie powinno być.

Aby współpraca mogła się udać, ważne jest znalezienie wspólnego mianownika. Da się go określić w przypadku tego obszaru?
Wspólny mianownik to jest ogólnie mówiąc pasmo Sudetów, gór i przedgórza. Bo czy Ząbkowice zaliczają się do pasma górskiego? Nie. Ale zaliczają się do ogólnie rozumianego pojęcia Sudetów, jako pewnej krainy. Podobnie Wałbrzych, Kamienna Góra, Nowa Ruda, Dzierżoniów, Świdnica. Również takie gminy jak Jawor, Lubań, Lwówek. Im wszystkim nie udało się „załapać” na ten megasukces, który, tak ogólnie mówiąc, jest wzdłuż autostrady A4 i na północ od niej. My zostaliśmy w jakimś sensie na obrzeżach. Biorąc pod uwagę ten wspomniany wspólny mianownik, podczas pierwszego spotkania z samorządowcami stworzyliśmy roboczo hasło Sudety 2030. W praktyce planujemy nakreślić perspektywy i działania na następnych dziesięć czy dwanaście lat. By właśnie w 2030 roku móc opisać Dolny Śląsk jako wspaniały region, zróżnicowany, ale równomiernie rozwinięty. Chcielibyśmy w tym roku wypracować pewien rodzaj karty Sudety 2030, dokumentu, czy deklaracji współpracy, którą przedłożylibyśmy z ogólnym zarysem kierunków rozwoju, zarówno na poziomie samorządu wojewódzkiego, jak i rządu. Uważając, że skoro są programy Polski Wschodniej, tak skutecznie realizowane, to dlaczego nie można by było stworzyć takiego specjalnego rządowego programu na potrzeby właśnie regionu Sudety.

Jak Pan wspomniał, dokument ma trafić do samorządu wojewódzkiego. Ale trudno mówić o zmianie na południu Dolnego Śląska, bez zmian na poziomie działania instytucji. Co by Pan chciał w tej kwestii zmienić?

Uważamy, że jednym z ważnych narzędzi budowania innych szans rozwojowych jest wypracowanie nowego modelu podziału budżetowych środków na poziomie województwa. Uważamy, że powinien być skorygowany o wskaźnik tempa rozwoju, czyli najprościej mówiąc PKB.

Jeśli PKB na północy jest dwuipółkrotnie wyższe od tego na południu, to być może nakłady z budżetu województwa, zarówno inwestycyjne, jak i bieżące, powinny być skorygowane o ten wskaźnik. Czyli powinny być na północy dwa i pół raza niższe w przeliczeniu na jednego mieszkańca, niż na południu. To się da wypracować. Zaproponowałem pięcioletni okres dochodzenia do takiej korekty budżetu. Jesteśmy gotowi brać w tym udział i rozpocząć na ten temat realną dyskusję. Drugim postulatem, który przedstawiamy i który ja przedstawiłem, jest propozycja zmiany siedziby samorządu wojewódzkiego na miasto inne, niż Wrocław. To jest kwestia oczywiście dalszej dyskusji i niekoniecznie musi to być Wałbrzych. Natomiast uważamy, że jednym ze źródeł tego niesymetrycznego rozwoju jest powiązanie niesłychanego rozwoju gospodarczego i społecznego Wrocławia z siedzibą władz wojewódzkich. Chcielibyśmy dać ten impuls na południu. Właśnie poprzez zmianę siedziby zarządu województwa. To są rzeczy, które są do wykonania. Co więcej, mamy regiony, które właśnie w ten sposób się rozwijają. Chodzi np. o województwo lubuskie, gdzie siedziba władz samorządowych jest inna, niż siedziba władz urzędu wojewódzkiego. Z drugiej strony uważam, że w ogóle władze administracyjne województwa, reprezentowane przez kluczowe departamenty, takie jak departament rozwoju regionalnego, wsi, środowiska powinny być zlokalizowane w innych miejscach, niż siedziba samych władz województwa. Choćby dlatego, że łatwiej będzie te problemy rozwiązywać na miejscu. Dziś stawiam tezę, że ta skuteczność działania, niestety, jest ograniczona przez skoncentrowanie całej aktywności aparatu administracyjnego w jednym miejscu.

Na pewno ma Pan wstępny obraz rozmieszczenia departamentów. Jakby Pan to widział?
Mogę sobie wyobrazić departament, czy cały dział rozwoju turystyki, na przykład w Kłodzku albo w Jeleniej Górze. Departament rozwoju wsi w Strzelinie albo w Miliczu, bo przecież to też są tereny wiejskie. Mogę sobie wyobrazić, że departament rozwoju czy środowiska może być na południu Dolnego Śląska, choćby w Nowej Rudzie, może Wałbrzychu. I podobnie inne agendy. To już jest kwestia szczegółowych rozwiązań. Ważne, czy urzędnik zajmujący się rozwojem wsi za oknem widzi obszar wiejski, czy kolejny ciąg wyremontowanych kamienic, pięknie zrewitalizowanych za ogromne środki, których na wsi pewnie nigdy nie będzie.

Biorąc pod uwagę zależności polityczne, bo mówimy przecież o ogromnej grupie ludzi, którzy mają różne sympatie, wierzy Pan, że rzeczywiście uda się ich zebrać wokół tej jednej sprawy?
Myślę, że to nie jest kwestia wiary, ale tego z jaką pasją i rzetelnością podejdziemy do naszego obowiązku, jaki mamy wobec mieszkańców tych naszych małych ojczyzn. Bo to nie jest kwestia ani kalendarza wyborczego, ani tej kadencji, czy następnych. To kwestia pewnych procesów, które prędzej czy później wrócą: albo jako skutek negatywny, destrukcyjny. Albo odwrotnie: za kilka, kilkanaście lat wróci efekt w postaci zatrzymania zjawisk depopulacyjnych i degradacyjnych. Chcę powiedzieć, że od wielu lat mówimy o tych sprawach w różnych gremiach, na komisjach, posiedzeniach sejmiku. Zawsze z dobrymi intencjami. Ale dotychczas sprawdza się znana anegdota: a wyszło jak zawsze. To znaczy, wyszło tak, że te działania są po prostu nieskuteczne. Nie przypisuję żadnej winy nikomu, raczej pokazuję, że to, co robiliśmy razem do tej pory, w tym zakresie się nie udało. Musimy coś zrobić, żeby było inaczej.

Odbiegając w przyszłość, jak Pan sobie wyobraża idealny obraz Dolnego Śląska?
Chciałbym, żeby województwo miało swoją wspaniałą regionalną, ale także w wymiarze europejskim, stolicę, jaką jest Wrocław. Żeby miało świetnie rozwinięte południe, czerpiące ogromne profity z bycia turystycznym zagłębiem. Jednocześnie z rozwijającymi się ośrodkami przemysłowymi. Wyobrażam sobie południe Dolnego Ślaska z ludźmi, którzy nie spędzają godzin w autobusach jeżdżących o czwartej rano z Kotliny Kłodzkiej czy z Aglomeracji Wałbrzyskiej do strefy pod Wrocławiem: do pracy udręczeni, w jakimś sensie pozbawieni szansy na normalne życie. Mamy przykłady zrównoważonego rozwoju, zarówno w Polsce, jak i w Europie. Np. w Polsce takim województwem jest Wielkopolska. Dlaczego nie czerpać korzyści z takich przykładów?

Czarny scenariusz?
Jeśli się nic nie zrobi, to, nawet bez żadnych dodatkowych negatywnych działań, sytuacja południa Dolnego Śląska będzie się pogarszać. Dlatego ważne jest, żeby proces zmian ruszył i chciałbym, żeby rozpoczął się teraz. Im później zaczniemy, tym trudniej będzie osiągnąć cel.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Prezydent Wałbrzycha: Wyprowadzić władze województwa z Wrocławia - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska