Jego słowom zdają się przeczyć zeznania niektórych świadków, których przesłuchano w poniedziałek, 3 października. Najwięcej do myślenia dała sprawa pewnej wersalki. Według śledczych to właśnie od jej podpalenia zaczął się pożar w jednej ze stodół.
- Ten mebel przynieśliśmy tam kilka tygodni przed pożarem. Oskarżony nie mógł wiedzieć, gdzie on stoi - mówił właściciel podpalonego budynku.
Po tych słowach prowadzący sprawę prokurator poprosił sąd o pokazanie zdjęć z wizji lokalnej, którą przeprowadzono z udziałem oskarżonego. Widać na nich, że jako miejsce podłożenia ognia wskazuje on właśnie część stodoły, w której wcześniej stała wspomniana wersalka.
Tomasz S. przyznał, że podczas wizji lokalnych to właśnie policjanci, którzy wcześniej mieli nakłonić go do zeznań, dawali mu znaki co ma pokazywać i jak opowiadać. Także tutaj zeznania świadków mówią co innego.
- Obserwowałem wizję lokalną z pewnej odległości. Policjanci zachowywali się normalnie, a oskarżony pokazywał i opowiadał jak podpalał stodołę. Policjanci nie krzyczeli na niego, nie widziałem, żeby pokazywali co ma robić - mówił jeden z poszkodowanych.
Przesłuchiwani mężczyźni to sąsiedzi oskarżonego. Wszyscy byli zaskoczeni tym, że to on może być sprawcą. Jeden ze świadków przyznał wręcz, że z Tomaszem S. i jego rodziną żył w zgodzie.
- On mi pomagał przy komputerze, ja mu warsztat udostępniałem do naprawy samochodu. Nie mam pojęcia dlaczego on mógłby zrobić mi coś takiego - mówił sąsiad oskarżonego.
Na wniosek obrońcy Tomasza S. sąd zdecydował się jednak wezwać na przesłuchanie policjantów, którym oskarżony zarzuca nakłanianie go do zeznań. W zamian za wzięcie na siebie winy za wszystkie podpalenia funkcjonariusze mieli mu obiecać zwolnienie z aresztu śledczego oraz wyrok w zawieszeniu. Policjanci zostaną wezwani na kolejną rozprawę, która odbędzie się pod koniec listopada.
Zastrzeżeń co do pracy funkcjonariuszy z Komendy Powiatowej Policji w Polkowicach nie ma prokurator Radosław Pencakowski. Jest on także zadowolony z przebiegu rozprawy.
- Podczas procesu wysłuchiwaliśmy pokrzywdzonych, którzy opowiedzieli jak te czynności przebiegały i na ten moment nie ma żadnych zastrzeżeń do działań policjantów. Zobaczymy jak to będzie wyglądać na kolejnej rozprawie - mówi prokurator.
Przypomnijmy. Seria podpaleń w Łagoszowie Wielkim trwała od stycznia do kwietnia. W tym czasie spłonęły tam cztery budynki gospodarcze. Jeden pożar wybuchł też w Radwanicach. Oskarżonemu o te czyny Tomaszowi S. grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności. Jeśli sąd uzna jego winę, prawdopodobnie będzie musiał też zwrócić poszkodowanym pieniądze za mienie stracone w pożarach. Straty oszacowano, w sumie, na około 400 tys. zł.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?