- Pierwszy incydent miał miejsce w 2006 roku. Podpalono nam wtedy maszynownię wyciągu narciarskiego. Na szczęście pożar wybuchł, gdy obok przejeżdżał patrol policji, więc w miarę szybko udało się wezwać straż i go ugasić - wspomina Dariusz Delekta.
- Rok później podpalono drewniany domek, wypełniony sprzętem narciarskim. Nic nie udało się z niego uratować. Straty wyniosły dziesiątki tysięcy złotych - dodaje przedsiębiorca.
Kolejne incydenty to próby podpalenia sklepu Delekty. Do jego lokalu przez wybitą szybę trzykrotnie wrzucano koktajle Mołotowa. Trzykrotnie dziurawiono mu wszystkie opony w samochodzie.
Kilka tygodni temu nieznany sprawca zdewastował należący do przedsiębiorcy ratrak. Powybijał przednią i boczne szyby. Trzeba je sprowadzać na specjalne zamówienie, koszty mogą przekroczyć 10 tysięcy złotych.
Ostatnio ofiarą ataku był nowy pensjonat należący do przedsiębiorcy. W nocy jego elewację zbryzgano farbą.
Przedsiębiorca z Karpacza już nie pamięta łącznej wartości wszystkich szkód wyrządzonych przez tajemniczego wandala, ale zapewnia, że straty przekroczyły sto tysięcy złotych. Gdyby biznesmen nie był ubezpieczony, dawno by splajtował. - Gdybym wiedział, kto prowadzi przeciw mnie wojnę, mógłbym to jakoś wyjaśnić. Ale nie mam dowodów, tylko przypuszczenia. A to za mało, by kogoś oskarżać. Dlatego wyznaczyłem nagrodę - mówi przedsiębiorca.
Według Dariusza Delekty, za atakami na jego interesy raczej nie stoi miejscowa konkurencja. - Nasz pensjonat jest niewielki. Nie jesteśmy dla nikogo zagrożeniem. W branży narciarskiej też nie mamy wrogów. Turystów w Karpaczu jest tak wielu, że w sezonie każdy zarabia - tłumaczy.
Przedsiębiorca podczas rozmowy z nami nie potrafi ukryć zdenerwowania. W stresie żyje także jego rodzina.
- Zaczynam bać się o dzieci. Za dużo tych zdarzeń jak na jedną rodzinę. Ktoś celowo chce nam wyrządzić krzywdę - mówi Anna Delekta.
Policja nie potrafi pomóc rodzinie Delektów. Podinspektor Edyta Bagrowska z jeleniogórskiej policji wyjaśnia, że obecnie prowadzone są dwa postępowania: w sprawie zniszczenia ratraka i elewacji pensjonatu.
- Policjantów z Karpacza mają wesprzeć policjanci z Wydziału Kryminalnego Komendy Miejskiej Policji w Jeleniej Górze. Poddamy analizie zapis z kamer monitoringu. Sprawdzimy alibi osób, które mogą mieć związek z tymi zdarzeniami - mówi policjantka.
Brutalne metody zastraszania lub walki z konkurencją nie są w Karpaczu rzadkością. Kilka lat temu spłonęło kilka wypożyczalni nart. Sprawców podpaleń nie wykryto.
W lipcu tego roku w samochodzie miejscowego radnego Grzegorza Kubika poprzebijano wszystkie opony, a na karoserii pojawiły się wymalowane sprejem symbole penisa i napis „uwarzaj cwelu” (pisownia oryginalna). Grzegorz Kubik, którego niektórzy mieszkańcy nazywają „szeryfem Karpacza”, uważa, że jest to zemsta za jego samorządową działalność i tropienie nielegalnych interesów, które - jego zdaniem - kwitną w kurorcie.
- Społeczność jest podzielona. Jest dużo mieszkańców napływowych, którzy przyjeżdżają tu tylko, by jak najwięcej zarobić. Nie interesują ich relacje międzysąsiedzkie - tłumaczy Kubik.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?