Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Głogowscy „ultrasi"

Grażyna Szyszka
Łukasz Buszka IV DFBG
Dwaj twardziele z Głogowa przebiegli górami 240 km!

Dominik Komendacki i Krystian Domino od lipca tego roku mogą na siebie mówić „ultrasi”. Głogowianie przebiegli trasę najdłuższego w Polsce 4. Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich. W tym roku odbył się w dniach 21 - 24 lipca. Wyznaczony przez organizatorów limit czasowy wynosił 52 godziny, a biegacze z Głogowa pokonali górską pętlę o długości 240 kilometrów w czasie 51 godzin i 8 minut. Wymagająca trasa ultramaratonu wiodła przez siedem masywów górskich Ziemi Kłodzkiej, a zawodnicy pokonywali w sumie ponad 8 tysięcy metrów przewyższeń. Wystartowało w nim 148 osób, a ukończyło zaledwie 41. Dominik Komendacki i Krystian Domino wystartowali razem. Razem dotarli też na metę. - Mijając ją poleciały mi łzy wzruszenia - przyznaje pan Krystian.

Dominik Komendacki ma 38 lat. Biega od czterech. Zaczął od spontanicznego udziału w głogowskim Crossie Straceńców Jurka Górskiego. Przyznaje, że gdy pierwszy raz, treningowo, by poznać trasę, przebiegł jedno okrążenie, był tak wykończony, że chciał wzywać pogotowie. Dwa tygodnie później zaliczył pełne cztery okrążenia uzyskując całkiem dobry wynik. I wtedy tak mu się spodobał katorżniczy wysiłek na wymagającej trasie, że od tego czasu zaliczył, między innymi, dwa ultramaratony po 100 kilometrów (Krynica i Zielona Góra), Bieg Wygasłych Wulkanów w Złotoryi (13 km), a w tym roku zdecydował się na start w ultramaratonie Siedmiu Szczytów w Lądku - Zdroju. - Zapisując się na ten bieg zupełnie nie brałem pod uwagę faktu, że go ukończę - zdradza Dominik Komendacki. - Miał to być raczej test, by sprawdzić do którego kilometra jestem w stanie dotrzeć. Chciałem poznać granice swojego organizmu. I nie dowiedziałem się - śmieje się głogowianin.

41-letni Krystian Domino, oprócz biegania jeździ na rowerze i pływa. Swoje sportowe zmagania rozpoczął sześć lat temu. - Dziś żałuję, że tak późno - przyznaje głogowianin. Obaj mówią, że miłość do biegów rośnie wprost proporcjonalnie do pokonywanych kilometrów. A w przypadku Krystiana Domino na liczniku jest ich już kilka tysięcy, bo zaliczanie ważnych, biegowych, najlepiej trudnych górskich imprez w całej Polsce, stało się dla niego życiowym celem.

Po pracy w kopalni biegł z Lubina do Głogowa

Głogowscy biegacze to pracownicy KGHM. Krystian Domino jest z Huty Miedzi Głogów, a Dominik Komendacki z Zakładów Górniczych Lubin Główny. Do najdłuższego biegu górskiego w Polsce każdy z nich przygotowywał się na swój sprawdzony sposób. - Rodzinne obowiązki nie pozwalają mi biegać codziennie, ale dwa razy w tygodniu po 10 kilometrów jest u mnie normą. Do tego staram się dokładać raz w tygodniu 100 kilometrów na rowerze - wylicza pan Krystian. Nieco lepiej z czasem ma pan Dominik. Biega długie dystanse nawet cztery razy w tygodniu. Dwa razy w miesiącu robi coś, co nie mieści się w głowie jego kolegom - górnikom. - Po pracy, najlepiej nocą, biegnę z lubińskiej kopalni do domu, do Głogowa. I to lasami. Bardzo lubię te nocne 32 kilometry - zaznacza.

Krystian Domino przystępując do DFBG, miał za sobą doświadczenie z ubiegłego roku. Pokonał wtedy większą część tego ultramaratonu (130 km), ale na trasie biegu Super Trail. Jego wiedza na temat trudności szlaku, rozłożenia sił, czy nawet doboru butów przydała się obu głogowskim biegaczom. Szlak maratonu wiódł leśnymi ścieżkami, wąską, kamienistą trasą przez szczyty skalnego Szczelińca i Śnieżnika, ale też asfaltowymi drogami przez wsie i miasteczka. W rozstawionych co 10 - 20 kilometrów punktach, gdzie mierzony był czas, mogli chwilę odpocząć i się pożywić. Natomiast co 70 kilometrów w tak zwanych „przepakach” zawodnicy mogli otwierać przygotowany wcześniej przez siebie worek z butami zmiennymi, dodatkowymi napojami czy żelami energetycznymi. Biegaczy wspierała żona Krystiana, Iwona Domino. Kilka razy na trasie biegu czekała z odżywkami i wsparciem. - Odżywialiśmy się głównie żelami energetycznymi i izotonikami - wspomina pan Dominik przyznając, że nie raz na trasie marzyli o dobrym, konkretnym jedzeniu.

Zmęczeni, z pęcherzami na stopach, ale do przodu

Obaj przyznają, że gdyby nie wzajemny doping i mobilizacja, byłoby trudno dobiec do mety. Nie kryją też, że na tej długiej trasie dopadały ich poważne kryzysy. - Pierwsze potężny kryzys mieliśmy na 170. kilometrze - opowiada pan Dominik. - To była już druga noc biegu. Około godziny trzeciej nad ranem złamało nas zmęczenie. Zrobiło się nam zimno, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Krystian biegł ostatkiem sił z zamkniętymi oczami - wspomina, a jego kompan dodaje: - Dopadliśmy do ściany lasu, gdzie zrobiło się trochę cieplej i musieliśmy zrobić pół godziny przerwy na drzemkę - opowiada pan Krystian. - Padłem pod drzewo nie zwracając uwagi, czy są tam kamienie, gałęzie czy mrowisko. Byle się skulić i zamknąć oczy. Po pół godzinie byliśmy gotowi do dalszego biegu.

Kolejny odpoczynek z krótkim snem wyznaczyli sobie w Bardzie Śląskim, na 204. kilometrze. Gdy Dominik spał, Krystian męczył się i walczył z kolejnym kryzysem. Jego stopy pokryły pęcherze, które pękały i piekły. - To efekt biegania po asfalcie - przyznaje. - Nie pomagały plastry, ani specjalne maści. Czułem pod butami każdy kamyczek, a każdy krok sprawiał ból, dlatego bałem się, że dla mnie to już koniec biegu. Mieliśmy tylko 36 kilometrów do mety i 10 godzin zapasu czasu, jednak zwątpiłem, czy sobie poradzimy. Ale kiedy zaczęli przybiegać na ten punkt inni zawodnicy i z uśmiechem zapewniali, że biegną dalej, na tyle mnie zmotywowali, że nie poddałem się i pobiegliśmy dalej. Zresztą, gdy wyruszyliśmy z Barda w trasę to już nie było odwrotu - mówi pan Krystian. - Po drodze do mety nie było już gdzie się „poddać”. No chyba że z gór zwieźliby nas GOPR-owcy.

Bardzo zmęczeni, ale jeszcze bardziej szczęśliwi dotarli do mety w Lądku Zdroju. Odebrali pamiątkowe medale i sportowe bluzy sponsora.

Zaledwie dwa tygodnie po DFBG i wyleczeniu stóp, Krystian Domino pojechał do Gdyni i zaliczył triathlon Ironman 70.3 (1,9km - 90km - 21,1km). W swoim dorobku biegacz ma wiele imponujących imprez. Pierwszy na 66 km zaliczył dwa lata temu. W 2015 roku zaliczył Zimowy Ultramaraton Karkonoski (52 km szczytami gór z Jakuszyc do Karpacza przez Śnieżkę), w wakacje m.in. dłuższą część górskiej pętli DFBG (130 km), maraton Karkonoski, Ironmam w Gdyni (70.3) i jeden z najtrudniejszych górskich imprez biegowych - Chojnik Maraton (47 km). Jesienią ubiegłego roku wystartował w Łemkowyna Utra Trail (trasa szlakiem Beskidzkim z Krynicy - Zdroju do Komańczy 150 km). Zakończył bieg na 108 km.

W tym roku, razem z Dominikiem Komendackim przebiegli już Ultramaraton Zielonogórski (100 km) i Cross Straceńców. Ma też zaliczony m.in. Ślężański Górski Maraton (42 km).

Marzą o biegu wokół Mont Blanc

Przed Dominikiem Komendackim i Krystianem Domino kolejne sportowe wyzwania. We wrześniu jadą na imprezę o nazwie Festiwal Biegowy do Krynicy - Zdrój. - A w październiku biorę rewanż na Łemkowyna Ultra Trail. Rok temu nie ukończyłem go, więc wciąż jest moim celem - przyznaje pan Krystian. Jego marzeniem jest start w Ultra-Trail du Mont-Blanc, czyli 166 kilometrów o łącznych przewyższeniach ponad 9600 m. Jego trasa wiedzie przez Szwajcarię, Francję i Włochy, szlakami dookoła masywu Mont Blanc. - Do grudnia tego roku mam czas, by się zapisać na przyszłoroczną edycję, ale jeszcze nie wiem, czy się zdecyduję - przyznaje.

Ten sam, najtrudniejszy w Europie górski ultramaraton staje się celem dla Dominika Komendackiego. - Krystian zasiał mi te pomysł i coraz śmielej o tym myślę - przyznał.

Obaj przyznają, że kto raz spróbuje startów na górskich szlakach, ten na pewno nie wróci na asfalt. - Bo bieganie po górach po prostu jest piękne! - dodaje pan Krystian.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska