Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dolny Śląsk w krajowej czołówce... w pożarach traw!

Sylwia Królikowska, ULR
fot. Piotr Krzyżanowski
Średnio trzy tysiące złotych - to cena jednego wyjazdu strażaków do pożaru. Ostatnio - głównie do płonących łąk i pól. Na Dolnym Śląsku takich interwencji jest 300-500 dziennie. Niestety, jesteśmy w niechlubnej czołówce krajowej.

Od początku marca w Polsce doszło do blisko trzydziestu tysięcy pożarów traw i nieużytków. - Sprawcom pewnie wydaje się, że to niegroźne i tak naprawdę nic się nie może stać. Zdarza się jednak, że dochodzi do prawdziwych tragedii - mówi Krzysztof Gielsa, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej we Wrocławiu.

W tym sezonie doszło do wypadków śmiertelnych. Zmarły już trzy osoby, w tym jeden ratownik, który z poważnymi poparzeniami trafił do szpitala. Nie udało się go utrzymać przy życiu.

Kilka dni temu w Legnicy pożar trawy mógł się skończyć równie tragicznie, bo ogień niebezpiecznie zbliżał się do stacji benzynowej. - Sucha trawa pali się bardzo szybko. Ogień może zagrozić domostwom i ludziom - ostrzega Gielsa.
Na głupotę podpalaczy narzekają też strażacy w Wałbrzychu. W ostatnich dniach było ponad sto interwencji. - Ledwie wracamy z jednej, a już jest kolejne wezwanie - narzeka dyżurny straży.

Płonące trawy to problem nie tylko dla strażaków, ale także kierowców. Łatwo o wypadek po wjechaniu w kłęby dymu, które przykrywają drogę.

- Kilka dni temu pod Wałbrzychem cała droga była tak zadymiona, że nie widziałem nic - skarży się Jacek Kowalczyk z Wałbrzycha. - Do tego miałem uchylone okno i jechałem z dzieckiem. Zaczęło się dusić od dymu.

Wypalanie traw wciąż jest bardzo popularne jako tani sposób pozbycia się np. chwastów. Sprawcy nie boją się kar, bo wiedzą, że muszą być złapani na gorącym uczynku. Trzeba im udowodnić, że to oni podpalili. A z tym nie jest łatwo.

- Gdy przyjeżdżamy na miejsce, zwykle w pobliżu jest już właściciel terenu. Za każdym razem słyszymy jednak, że ktoś mu działkę podpalił - mówi Krzysztof Gielsa, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Straży Pożarnej we Wrocławiu.

Takie samo wyjaśnienie słyszy również policja, która zajmuje się każdym podpaleniem. Rolników nie odstrasza również groźba odebrania dopłaty unijnej. Zgodnie z przepisami za wypalanie traw można ją stracić. Ale trzeba udowodnić, że sprawcą jest rolnik, który dopłatę pobiera. I tak koło się zamyka.

Strażacy na Dolnym Śląsku interweniują nawet pół tysiąca razy dziennie. Z naszych podatków na te akcje idą setki tysięcy złotych. - I tak naprawdę nie ma czym zdyscyplinować ewentualnych sprawców, bo wiedzą, że pozostaną bezkarni - dodaje Gielsa.

Mimo że kara może być dotkliwa. Za wypalanie nieużytków grozi nie tylko grzywna do 5 tys. zł, ale można za to trafić nawet do więzienia.

- Grozi za to kara pozbawienia wolności, nawet do 10 lat - ostrzega Małgorzata Woźniak, rzecznik prasowy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Dotyczy to przypadków, gdy sprawca spowoduje zagrożenie dla ludzi. A o to wcale nie jest trudno.
Fachowcy przyznają, że wypalanie łąk, pastwisk czy pól to głupota. - To przede wszystkim bardzo szkodliwe dla środowiska - mówi profesor Karol Wolski z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu.

Nie ma też żadnych korzyści dla gleby. Co więcej, podczas pożaru tworzą się niebezpieczne związki, np. dioksyny, które mogą być zabójcze dla ludzi i zwierząt.

Naukowcy z Krakowa udowodnili, że z powodu płonących nieużytków nawet w miastach stężenie dioksyn jest 20 razy wyższe niż normalnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska