Piekarza można spotkać niemal codziennie w piekarni "Górzyński" w Lubinie, gdzie prowadzi zmianę.
- Mimo że pracę rozpoczynam o godz. 5 rano, muszę być co najmniej 30 minut przed czasem, by zrobić obchód i sprawdzić maszyny. To takie moje skrzywienie zawodowe - śmieje się Wolniak.
- W tej branży sekret tkwi w szczegółach - zdradza.
Aby pieczywo cieszyło podniebienia klientów, kilka godzin wcześniej piekarze muszą nieźle się napocić. - Nie można pominąć żadnego z etapów przygotowania. Krok po kroku - tłumaczy piekarz. Jak mówi, najcenniejszym kapitałem w piekarni jest zakwas. To nic innego, jak woda, mąka i bakterie kwasu mlekowego. - Jednorazowo można upiec aż 360 bochenków chleba. Tyle miejsca jest w specjalnym piecu, który rozgrzewa się dopiero po 4 godzinach - tłumaczy Wolniak.
Dziś w większości piekarń siłę ludzkich mięśni w dużym stopniu zastępują maszyny. Mimo ułatwień, chętnych do pracy w tym zawodzie jest jednak jak na lekarstwo. Choć można zarobić od 1500 zł na początek nawet do 4 tys. zł, jeśli ma się doświadczenie i zapał. Jednym z nielicznych praktykantów jest Tomasz Cichoń, który uczy się zawodu pod okiem Tadeusza Wolniaka.
- Ma dryg do pracy. To nieoszlifowany diament - zachwala podopiecznego piekarz.
Tomasz jest uczniem Szkoły Zawodowej w Rudnej w powiecie lubińskim. W jego rodzinie bycie piekarzem to już tradycja. - Mój brat jest piekarzem, był nim także wujek - dodaje nastolatek. Po skończeniu zawodówki Tomek planuje kontynuować naukę i rozwijać się w tej dziedzinie. - Chcę zdać egzamin czeladniczy, a po 3-letniej praktyce zdobyć tytuł mistrza - dodaje. Z jego gimnazjum tylko on jeden zdecydował się zostać piekarzem. W Zasadniczej Szkole Zawodowej nr 5 we Wrocławiu, w pierwszej klasie o zawód piekarza stara się zaledwie 16 osób.
Sprawdź, co słychać we WROCŁAWSKICH SZKOŁACH
- To prawdziwy dramat, bo jeszcze kilka lat temu otwieraliśmy trzy, a nawet cztery klasy, każda po około 30 osób - mówi Stefania Stefaniak, kierownik Dolnośląskiego Cechu Piekarzy i Cukierników.
Brak młodych pracowników to problem, z jakim muszą zmierzyć się także właściciele piekarń. - Od blisko czterech lat nie mamy żadnego praktykanta, którego moglibyśmy potem u nas zatrudnić - twierdzi Maria Szymanek, kierownik z piekarni PSS Społem w Lubinie.
- Młodzież nie chce dziś pracować nocą, a rodzice chcą, aby ich pociechy kończyły studia - twierdzi Stanisław Kryszczuk, właściciel piekarni w Chojnowie w powiecie legnickim. Stanisław Kibała, prezes dolnośląskiego cechu, dramatyczną sytuację tłumaczy źle przeprowadzoną reformą szkolnictwa.
- Ministerstwo Edukacji Narodowej zamknęło większość szkół zawodowych i postawiło w 80 proc. na kształcenie wyższe. Dziś nie zdaje to egzaminu, bo do pracy potrzeba zawodowych pracowników - tłumaczy Kibała.
Czy to oznacza, że zabraknie rąk do pieczenia chleba? - Niewykluczone - mówi Kibała.
Paweł Górzyński, właściciel piekarni w Lubinie, uważa, że wyjściem z tej trudnej sytuacji może być zatrudnienie piekarzy zza wschodniej granicy albo rezygnacja z produkcji tradycyjnej na rzecz masowej.
- Smak takich wyrobów jest jednak dużo gorszy - mówi Górzyński. Trafiony pomysł na to, by zachęcić młodzież do nauki zawodu znalazła Wioletta Pieszczek z Powiatowego Centrum Kształcenia Zawodowego w Jaworze.
- Nasi uczniowie, dzięki funduszom unijnym, mogą mieć praktyki we Francji, Niemczech i Anglii. Dzięki temu uczą się języka i zdobywają kwalifikacje.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?