Zmiana polegała głównie na zwiększeniu liczby miejsc, gdzie obowiązuje zakaz. I o ile szpitale czy dworce nikogo nie dziwiły, o tyle larum wywołał zakaz palenia w restauracjach. Ale ostre kary - nawet 500 złotych - nie zniechęcają do łamania przepisów.
W restauracjach nie ukrywają, że 70 procent klientów to palacze, ale przyzwyczaili się do zmian. - U nas nie można teraz palić, ale nie wpłynęło to na wysokość obrotów - mówi Agnieszka Szymanek, menedżer wałbrzyskiej restauracji Pasaż.
Gorzej jest w typowych pubach. A szanse na to, by w większości knajp było miejsce dla palaczy, są niewielkie. Muszą być wydzielone i klimatyzowane. Dlatego tylko pojedyncze zdecydowały się to zrobić.
- Ta ustawa to przysłowiowy gwóźdź do trumny - mówi Andrzej Tokarski, właściciel Barracudy w Wałbrzychu.
Wylicza, że wydzielenie kabiny to koszt nawet kilkunastu tysięcy złotych. Za niesprawiedliwe uznaje również to, że przyłapany palacz zapłaci 500 złotych kary, a restaurator 2000 zł.
I o ile w restauracjach czy pubach nikt nie próbuje łamać przepisów, o tyle na przystankach i w innych miejscach publicznych, na otwartej przestrzeni, nietrudno spotkać palacza.
Zgodnie z przepisami mandaty mogą wlepiać policjanci, strażnicy miejscy i inspektorzy sanitarni.
- Właściwie nie ma tygodnia, żebyśmy nie karali osób, które palą w niedozwolonych miejscach - mówi Kazimierz Nowak, zastępca komendanta Straży Miejskiej w Wałbrzychu.
Przyznaje, że zaraz po wejściu w życie zmian był kłopot, bo nie było przepisów wykonawczych. Teraz mogą karać bezwzględnie. Największa zmora to przystanki komunikacji miejskiej.
Co prawda, wiszą tam tabliczki z ostrzeżeniem, że palenie jest zakazane, ale palacze niewiele sobie z tego robią.
- Przecież nie stoję w środku wiaty, tylko na zewnątrz - mówi nam oburzony Kamil, młody mieszkaniec Wałbrzycha, którego spytaliśmy, dlaczego naraża się na mandat. Palił papierosa, oparty ramieniem o przystanek, a tuż zanim przywieszona była wielka tabliczka z przekreślonym papierosem.
Z karami muszą się też liczyć zarządzający instytucjami czy właściciele restauracji oraz innych miejsc, gdzie zakaz został wprowadzony.
Mają obowiązek wieszania tabliczek zakazujących palenia. Jeżeli chcą, mogą wyznaczać palarnie. Taka powstała w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Legnicy. Ale większość studentów i tak woli palić na zewnątrz. - Wtedy się mniej śmierdzi dymem - mówi wprost Ewelina Olszewska z Legnicy.
Policjanci przyznają, że palący w niedozwolonych miejscach wpadają głównie podczas zwykłych patroli. - Ponadto policjanci sprawdzają, czy wieszane są informacje o zakazach. Jeżeli nie, najpierw starają się upominać. A jeśli ktoś uporczywie nie wiesza tabliczki, dostaje man-dat w wysokości 500 zł - wyjaśnia Jerzy Rzymek z wałbrzyskiej policji.
Nie zdarzyły się jeszcze sytuacje, by policja była wzywana do restauracji czy pubu w związku z tym, że ktoś łamie przepisy o palaczach.
Zmiana prawa miała spowodować, że zmniejszy się liczba palących. Taką nadzieję miał Bolesław Piecha, szef sejmowej komisji zdrowia i jeden z inicjatorów wprowadzenia zmian.
- Uważam, że zmiana wpłynie na liczbę palących, pokazują to statystyki z innych państw, gdzie takie zakazy wprowadzono. W Irlandii liczba palaczy zmalała o kilka procent. To bardzo dużo - mówi Piecha. Ale na razie nie odczuwają tego sprzedawcy.
- Może nieco zmalała liczba kupujących, bo papierosy są coraz droższe. Ale sprzedajemy za to więcej tytoniu - mówi Kamila Jarosz, sprzedawca z Jawora.
Jak oceniasz wprowadzone zmiany w prawie dotyczące zakazu palenia? Podyskutuj na forum!
Czytaj również:
* W Wałbrzychu wiedzą jak omijać zakaz palenia
* Zakaz palenia wszedł za szybko
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?