Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

David Hewson: Z europejskich, bogatych dziejów powstają kryminały

Małgorzata Matuszewska
David Hewson na Międzynarodowym Festiwalu Kryminału
David Hewson na Międzynarodowym Festiwalu Kryminału Lidia Mukhamadeeva
David Hewson, brytyjski autor bestsellerów osadzonych w europejskich miastach, opowiada o kobietach i o tym, dlaczego nie napisze powieści toczącej się we Wrocławiu.

W Pana książkach polityków i przestępców często łączą skomplikowane relacje. Tak jest w Dochodzeniu...
To więcej niż kryminał. Pokazuje społeczeństwo skonfliktowane, z problemami. Myślę, że nie przypadkiem akcja toczy się dziś, nie lata temu. I pokazuje współczesne europejskie społeczeństwo.

Sarah Lund z Dochodzenia jest bardzo wyrazista, podobnie jak jak Laura Bakker w Domku dla lalek i Sara Farnese w najnowszym kryminale – Pora na śmierć, który ukaże się 17 czerwca. Skąd biorą się właśnie takie kobiety w Pana książkach?
Pochodzę z Yorkshire, robotniczego regionu, tam mieszkają bardzo silne kobiety. To one są głowami rodziny. Znałem je i dlatego łatwo mi przychodzi opisywanie silnych kobiet.

Akcję powieści osadza Pan w wielkich miastach. Są ciekawsze niż prowincja?
Samo miasto jest bardziej interesującym miejscem dla powieści niż wieś. Toczy się w nim więcej konfliktów, jest więcej okazji do tego, żeby stało się coś złego. Dlatego miasto mnie fascynuje. Mieszkam na wsi i jadąc do miasta, czuję się, jakbym wybierał się do zoo.

Słynie Pan z mieszkania w miastach, o których Pan pisze. Chce Pan je lepiej poznać?
To bardzo ważne. Kopenhaga, Rzym, Wenecja, Amsterdam – chcę, żeby opisywane miasto było prawdziwe, żeby czytelnik mógł poczuć, usłyszeć i zobaczyć miasto. Dlatego, kiedy osadzam akcję książki w jakimś mieście, wynajmuję w nim mieszkanie, rozmawiam z ludźmi, robię zdjęcia, dużo czytam. I mam nadzieję, że uczę się patrzeć na to miasto oczami innych.

Amsterdam w Domku dla lalek jest chyba zupełnie inny niż widziany oczami turysty, prawda?
Tak. Bo Amsterdam to nie tylko dzielnica czerwonych latarni. Osadziłem akcję w robotniczej dzielnicy, bohater jest prawdziwym amsterdam-czykiem. Interesują mnie zwykli ludzie znajdujący się w niezwykłych sytuacjach, a nie niezwykli w niezwyczajnych sytuacjach. Ludzie, których można spotkać w autobusie, stojących wobec decyzji, zmieniających ich całe życie.

Konsultował Pan postacie policjantek z prawdziwymi?
Nie. Pojechałem do Kopenhagi i odwiedziłem miejsca – komendę policji, wydział zabójstw, kostnicę. Ale zbieranie materiałów w którymś momencie trzeba ograniczyć , bo pisanie jest zadaniem wykorzystującym wyobraźnię. Kluczem do wyjątkowości Sary Lund jest jej nieradzenie sobie w życiu. Lund nie funkcjonuje dobrze w społeczeństwie, ma problemy w kontaktach z innymi ludźmi. Równocześnie myśli, że to reszta świata jest wyjątkowo dziwna i ludzie jej nie rozumieją, a ona sama nie wie, dlaczego, kiedy każe im opróżnić zbiornik albo odkryć grób. Pieter Vos z Domku... jest inny. Wie, że jest nieprzystosowany do życia w społeczeństwie, ale też przekonany, że nie może z tym nic zrobić. Czytelnicy jednak czują, że jest inaczej, bo obserwują relacje Pietera z wego psem i wiedzą, że nie ma on aż tak wielkich problemów w kontaktach z innymi stworzeniami, jak mu się wydaje.

Pora na śmierć, która ukaże się po polsku 17 czerwca, opowiada o seryjnych mordercach. Jak dojrzewali Pana bohaterowie?
Nie wiem zbyt wiele o seryjnych mordercach. Pora na śmierć jest pierwszą w serii, zaczynając ją, nie planowałem, że morderca będzie seryjny. Podczas pisania niezbędne jest wsłuchiwanie się w swoje postaci. Bo pisarz tworzy świat, ale daje postaciom wolną wolę.

Jako dziennikarz, lubi Pan obserwować ludzi i nadawać powieściowym bohaterom ich cechy?
Absolutnie nie. Niektórzy dziennikarze zamieniają historię w fikcję, najlepszym przykładem jest Frederick Forsyth i jego Dzień Szakala. Ale większość takich historii się nie udaje, bo rzeczywistość nie jest aż tak ciekawa. Czerpię inspiracje z wyobraźni.

A także z historii?
Tak, w moich książkach łączę stare dzieje z opowieściami współczesnymi. To bogactwo europejskiej historii sprawia, że osadzam akcję w Europie poza Wielką Brytanią. Cmentarz tajemnic dzieje się częściowo współcześnie, a częściowo przed wiekami i opisałem też historyczne postaci.

Dwie płaszczyzny czasowe świadczą o tym, że ludzkie obyczaje są niezmienne, a historia wciąż ponura?
Akurat Cmentarz tajemnic to opis ludzi żyjących co prawda w różnych okresach historycznych, którzy muszą podjąć taki sam straszny wybór w podobnych okolicznościach. Jeden podejmie dobrą decyzję, a drugi złą.

Jakiej muzyki Pan słucha? Jednym z bohaterów Cmentarza tajemnic jest rudy ksiądz, czyli Vivaldi…
Wciąż tej samej, co 20-30 lat temu: Franka Zappy, ulubieńca starszych panów.

W Cmentarzu tajemnic opisał Pan Kościół katolicki jako mroczne środowisko. W Porze na śmierć to w Kościele zdarzą się straszne rzeczy. Czytałam, że jest Pan uznawany za lepszego od Dana Browna, autora Kodu Leonarda da Vinci.
Washington Post napisał, że Pora na śmierć jest lepsza, ale nie sądzę, żeby ludzie przestali kupować powieść Browna.

Czy Kościół katolicki i jego ciemne tajemnice interesują Pana dlatego, że nie zna Pan ich z ojczystych stron?
Chodziłem do włoskich kościołów i fascynowały mnie obrazy, mocne i szokujące w miejscu służącym wierze i dobru. Dlatego zainteresowałem się wczesną historią Kościoła. Jeden z myślicieli powiedział, że krew męczenników jest ziarnem Kościoła. Pochodzę z Wielkiej Brytanii, gdzie ludzie nie okazują skrajnych emocji, ciekawe było znalezienie się w pełnych pasji Włoszech. Jednego z bohaterów Pory na śmierć fascynują obrazy męczeństwa. W Wielkiej Brytanii w ogóle nie mamy obrazów w kościołach.

Zagłębianie się w tajemnice Kościoła katolickiego może być niebezpieczne…
Dzięki Bogu nie jestem Danem Brownem, ale Pora na śmierć tak naprawdę opowiada o korupcji – moralnej i finansowej, która niszczy ludzi i ich życia. To mogło się zdarzyć nie tylko w kościele, równie dobrze w Fifie.

Kryminał w środowisku islamistów mógłby być interesujący. Nie korci Pana napisanie go?
Nie, bo to środowisko jest mi zbyt obce. Pisarz musi być praktyczny. Nie mógłbym napisać książki dziejącej się w Japonii, bo obcy jest mi sposób myślenia Japończyków, podobnie nie mógłbym napisać powieści, której akcja toczy się w Arabii Saudyjskiej.

Podczas Międzynarodowego Festiwalu Kryminału spędził Pan we Wrocławiu kilka dni. Zwiedził Pan miasto?
Tak. Byłem pierwszy raz w Polsce, wysyłałem znajomym zdjęcia Wrocławia, to piękne miasto. Muszę chyba kupić większą walizkę na prezenty. Jeden z moich znajomych jest redaktorem w gazecie poświęconej podróżom, napisałem mu, że musi poświęcić szpalty na artykuł o Wrocławiu, odpowiedział mi, że dobrze, pod warunkiem, że ja go napiszę. I piszę.

Następny kryminał osadzi Pan we Wrocławiu?
Nie. Chciałbym czytać książki dziejące się w Polsce, ale pisane przez Polaków. To wy powinniście je pisać, a wydawcy brytyjscy powinni zmądrzeć i zacząć wydawać więcej europejskim autorów spoza Wysp. To jeden z powodów, dla których osadzam akcję moich powieści poza Stanami i Wielką Brytanią. Jakoś trzeba sprawić, żeby w Wielkiej Brytanii ukazywało się więcej literatury obcej. Pisarze mają we Wrocławiu wiele fantastycznych inspiracji, jak np. krasnale. Cała rzecz polega na tym, żeby spojrzeć inaczej na to, co wydaje się oczywiste i zamienić to w opowieść. Postać Pietera Vosa z Domku dla lalek powstała, kiedy w Amsterdamie zobaczyłem człowieka na rowerze, z koszykiem z przodu, w którym podróżował pies i zacząłem się zastanawiać, jaka za tym kryje się opowieść.

Adaptuje Pan sztuki Szekspira do prezentacji w wersji audio, niejako pisząc je na nowo. Ceni Pan jego twórczość?
Dokonałem kilku adaptacji. Z dramatu powstawała opowieść, czytana potem przez aktorów. Mój ostatni projekt, wykraczający poza świat książek, to adaptacja Makbeta, która będzie nagrywana w Berlinie, po niemiecku.

Nad jaką adaptacją teraz Pan pracuje?
Pojawią się kolejne. Dla Anglików czytanie Szekspira jest niezmiernie trudne, wręcz niemożliwe. Trudno jest czytać Szekspira w starym języku, a warto przecież opowiadać jego historie w języku współczesnym. Sceneria pozostaje historyczna. Opowieści Szekspira są niezwykłe, a często gubi się ich wielkość z powodu problemów językowych, gry aktorskiej czy poprzez adaptację. Zadaję sobie pytanie: kim jest Makbet naprawdę, kim Hamlet, na czym polegają związki między bohaterami?

Szekspir jest Pana mistrzem sensacyjnych opowieści?
Szekspir tak naprawdę doprowadza mnie do szaleństwa, bo w jego opowieściach jest bardzo dużo dziur. Dzisiejszy kryminał jest tym, czym dawniej była tragedia, więc w tym sensie Szekspir jest autorem kryminałów. Makbet czy Hamlet to przecież thrillery kryminalne, nie chodzi w nich o zastanawianie się nad sensem życia, ale o to, by zastanowić się, jak przeżyć. Najważniejsza książka na ten temat została napisana tysiące lat temu, to Poetyka Arystotelesa, w której wyjaśnia, na czym polega tragedia, pisze o podstawach literatury i to cały czas działa.

Zabierając się do pierwszej książki, myślał Pan wyłącznie o kryminałach czy chciał Pan uprawiać także inne gatunki?
Nie. Pisząc pierwszą książkę, nie wiedziałem, czy w ogóle zostanie wydana! Po prostu chciałem ją napisać. A kryminały są bardzo ciekawe.
Rozmawiała Małgorzata Matuszewska, tłumaczenie Katarzyna Janusik
David Hewson jest m.in. autorem Dochodzenia powieściowej adaptacji serialu The Killing, a także Domku dla lalek. 17 czerwca na polskim rynku ukaże się jego kolejna książka pt. Pora na śmierć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska