- Pilnujcie swoich gospodarstw, schowajcie do komórek kosiarki, traktorki, skutery i inne urządzenia - apeluje. Jak twierdzi, w ubiegłym roku złodzieje z Polski ukradli mu minitraktor Vari Honda wart 55 tys. koron (ok. 5 tys. zł). Stanislav Štok zaproponował powołanie straży obywatelskiej. Jej członkowie mają przez całą dobę obserwować hradeckie ulice, zapisywać numery aut z obcymi rejestracjami i wzywać policję, gdy zobaczą coś niepokojącego. - Tylko sami obronimy się skutecznie przed złodziejami - twierdzi były strażnik miejski. Nie czeka zresztą z założonymi rękami - już teraz prowadzi obserwację ulic w Hradku nad Nysą.
Pan Stanislav stał się bohaterem czeskiego internetowego portalu iDNES, który 14 marca poświęcił spory tekst przygranicznym kradzieżom i pomysłowi utworzenia straży obywatelskiej w Hradku nad Nysą. Artykuł z iDNES został przetłumaczony w Peryskopie, przeglądzie czeskiej prasy, jaki sporządza Euroregion Nysa, skupiający polskie, czeskie i niemieckie gminy.
- Przeczytałem go z niedowierzaniem - komentuje Piotr Roman, prezydent Bolesławca i jednocześnie przewodniczący Euroregionu Nysa po polskiej stronie. - Nie ma w nim żadnych konkretów ani statystyk, które uzasadniałyby twierdzenie, że gangi polskich złodziei okradają czeskie miasta przygraniczne - dodaje prezydent Bolesławca.
Zgadzają się z nim czescy urzędnicy. - Pan Stanislav przesadził - mówi Hedvika Zimmermannova, koordynatorka współpracy między Hradkiem nad Nysą a Bogatynią. Pani Hedvika mieszka w Hradku od dawna i czuje się tu bezpiecznie. - Nie grasują u nas złodziejskie bandy - twierdzi stanowczo. Jednak inaczej sprawę komentuje inna mieszkanka Hradka nad Nysą, z którą rozmawialiśmy. Przyznaje, że kradzieży jest znacznie więcej. Giną głównie narzędzia ogrodnicze, rowery, elementy ogrodzenia. Dlatego monitorowanie ulic w czeskim miasteczku ma ruszyć w najbliższych tygodniach, gdy "z zimowego snu zbudzą się złodzieje z Polski".
Zdaniem Stanislava Štoka, liczba kradzieży w Hradku wyraźnie wzrosła po przystąpieniu Czech do strefy Schengen i otwarciu granic. Jednak jego oceny nie potwierdzają policyjne statystyki. - Przestępstwa nie znają granic, nie można kategoryzować sprawców ze względu na narodowość - podkreśla Krzysztof Zaporowski z dolnośląskiej policji. - Wiele razy zdarzyło nam się złapać obywateli Czech, kradnących na naszym terenie, czy przywożących do Polski marihuanę. Ale nikt nie wyciągał z tego wniosków, że czescy przestępcy grasują w polskich przygranicznych miasteczkach - dodaje Zaporowski.
Hedvika Zimmermannova uspokaja atmosferę. - To jednoosobowa inicjatywa pana Stanislava - komentuje projekt powołania straży obywatelskiej. - Lubimy Polaków. Dobrze się nam z nimi współpracuje. A takie pomysły psują tylko wspólne kontakty - dodaje pani Hedvika.
Zdziwiony jest również Marcin Kiersnowski z UM w Bogatyni. - Nikt oficjalnie nam nie sygnalizował, że Czesi mają problemy z rosnącą liczbą kradzieży i że obwiniają o to sąsiadów z Polski - mówi Kiersnowski. Od pięciu lat na pograniczu można spotkać wspólne patrole policyjne. Mundurowi z Polski, Czech i Niemiec kontrolują kierowców, pomagają przy organizacji dużych zawodów sportowych, są na świątecznych jarmarkach i stokach narciarskich.
W Zgorzelcu działa polsko-niemiecka grupa policyjna Nysa, która specjalizuje się w zwalczaniu gangów złodziei samochodów. Jak podkreśla Leszek Zagórski, komendant policji w Zgorzelcu, na początku XXI wieku rocznie na pograniczu polsko-niemieckim kradziono prawie 500 aut. Dzięki lepszej technice policyjnej i zmianie taktyki operacyjnej mamy dziś dziesięć razy mniej tego typu przestępstw.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?