Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czasami rozmawiam ze swoją bronią. Wywiad z wicemistrzynią Sylwią Bogacką

Wojciech Koerber
Z Sylwią Bogacką, wicemistrzynią olimpijską w strzelectwie (karabin pneumatyczny 40 strzałów), rozmawia nasz korespondent z Londynu, Wojciech Koerber.

Co Pani robiła w 1996 roku, gdy pierwszy komplet olimpijskich medali rozdawali w Atlancie, a złoto wzięła Renata Mauer?
Łoł, to było tak dawno temu. Zapewne byłam w domu i oglądałam finał, bo pamiętam tę rywalizację. Śledziliśmy ją z rodzicami.

A co robiła Pani rano w dniu sobotniego finału?
Rano, czyli o godz. 5 była pobudka, a po niej "kłótnia" z dziewczynami o łazienkę (śmiech).

Ceremonię otwarcia igrzysk Pani oglądała?
Tylko fragment, początek. Nie doczekałam momentu, w którym inne dziewczyny mogły mi pomachać do ekranika.

Trzeba było zażyć jakieś środki nasenne przed sobotnią rywalizacją?
Nie, nie. Obudziły mnie fajerwerki, więc na chwilę wstałam, wyszłam na balkon i zerknęłam. Fajnie to wyglądało, ale trzeba było wrócić do spania.

I co się wydarzyło na strzelnicy?
Ciężko było, trzecia seria w ogóle była dla mnie koszmarem. Musiałam walczyć mocno ze sobą, by wszystko poszło jak należy. Później, przed finałem, było już na całe szczęście trochę spokoju. A mam smutne doświadczenia z Pekinu, gdzie gonili nas strasznie. Tu jest naprawdę bardzo sympatycznie. Przede wszystkim kibice byli niesamowici. Pomimo tego, że uszy są pozatykane, słychać ich. To niesamowite, bo wiedziałam, że ktoś jest ze mną. Zawsze na strzelnicy jestem sama, trenuję sama, ciągle cisza i smutno, a tu nagle tylu ludzi. W jakiś sposób mi pomagali.

Koleżanki mówiły, że jest z Pani zadziora i w tym ostatnim strzale to wyszło.
Tak, one zawsze muszą coś powiedzieć (śmiech). Ja mam faktycznie taki porywczy temperament, czasem różnie to ze mną bywa. Wiedziałam, że jeden strzał wystarcza, by stracić złoto. Pamiętałam też jednak, jak Renata walczyła do końca w Atlancie, i że czasem ten ostatni strzał decyduje. Przed ostatnim miałam nawet taką myśl, aby zakończyć finał strzałem 10,8. I bach, padło 10,8. To było największe podziękowanie ode mnie dla samej siebie. 18 lat pracy, ostatnie dwa były niezwykle ciężkie. Cóż, wiele się poświęca, żeby jedną taką chwilę tutaj przeżyć. Jestem szczęściarą.

Po dziewiątym finałowym strzale spadła Pani na trzecią lokatę, nerwowo się zrobiło.
Ja o tym nie wiedziałam. Ja nie widzę, jak przeciwniczki strzelają. Owszem, słyszę, ale ciężko jest liczyć punkty ośmiu kobietom. Liczyć tę różnicą. Więc ja nie do końca jesteś świadoma tego, które miejsce zajmuję. Pomimo tego, że sędziowie informują. Niewiele z tego jednak słyszałam, staram się odpychać od siebie te wyliczenia. Ja mam do zrobienia swoją robotę na własnym stanowisku. Jeśli ja wygram z sobą, to wtedy wygram też z innymi. I na szczęście ja siebie pokonałam. Ale raz z sobą dziś przegrałam, przy jednym strzale.

Czyli o srebrze dowiedziała się Pani po ostatniej serii.
Tak, odwróciłam się do trenera Kijowskiego, a on pokazał mi dwa palce (śmiech). Jadąc na strzelnicę, nie mówiłam, że po złoto, ale faktycznie czułam się tak inaczej, dziwnie. Nawet dzień wcześniej oglądałam w internecie medale, mówiłam, jakie one są śliczne, i że może kiedyś uda mi się taki medal założyć na szyję. Wiedziałam, że jestem dobrze przygotowana, dwa ostatnie lata były ciężkie, a ostatni to już w ogóle, bo dołożyłam sobie tych treningów. Nawet trener się obawiał, czy ze mną wszystko w porządku. Ale nie jechałam tu z myślą, że muszę wygrać. Raczej z taką myślą, że muszę z sobą wygrać.

Renatę Mauer dekorował Juan Antonio Samaranch, Panią Jacques Rogge. Pierwszy komplet medali zawsze rozdaje szef MKOl.-u.
Gdy mi to srebro wieszał, powiedziałam - łał, ale ten medal ciężki. Na co prezydent odpowiedział: jaka odpowiedzialność, taki medal.

Jest Pani takim typem sportowca, który na razie jeszcze się tylko cieszy, czy myśli już jak poprawić 4 sierpnia złotem? Bo przecież rywalizacja w trzech postawach to Pani koronna konkurencja.
Generalnie zawsze staram się wszystko robić dobrze, ale nie zawsze wychodzi. Dziesiątka na 10 metrów ma pół milimetra, więc o byka nietrudno. Mnie się dziś raz zdarzyło. Jednej rzeczy nie dopilnowałam, ale szybko się za to skarciłam i ostatni strzał był już ładny. O jednym z elementów całego złożenia zapomniałam w ferworze walki. Moja konkurencja polega na tym, że musi być odpowiednie czucie mięśniowe. A gdy adrenaliny jest w nadmiarze, wtedy to czucie się zmienia. Trzeba się nauczyć, by panować nad tym w warunkach stresu. Czasem sobie poprzeklinam, oczywiście w myślach tylko, w głowie. Staram się nie reagować jak jedna z niemieckich zawodniczek, która potrafi nawet pięścią uderzyć w monitor. Ja staram się robić to dyskretniej, w głowie, w sobie. A broni nikomu nie oddaję, oprócz mnie mogą ją nosić tylko trener i moi rodzice. Czasem nawet z tą bronią rozmawiam. Mówię do niej - no proooszę, przecież umiemy to robić (śmiech). A na kulę mówię - maleństwo.

Na czym polega konkurencja trzy postawy, która teraz przed Panią?
De facto to trzy konkurencje, trzy w jednym. Ona jest bardzo trudna i wyczerpująca, ale bardziej przypomina mnie. To zawsze zagadka, co się w niej wydarzy. Na razie mam dzień przerwy, liczę, że uda się zobaczyć inne dyscypliny, pokibicować naszym. A później treningi, by przyzwyczaić się do strzelnicy. Całe szczęście, że zaczynamy o 9, a nie o 8.15. Będę mogła wstać o 6, a nie o 5.

Trener mówi, że tym razem różnice w czołówce będą liczone nie w dziesiętnych, lecz w punktach, że tutaj kandydatek do medali będzie mniej.
Tak jest. Konkurencje są trudne, stąd większe zróżnicowanie. W każdej postawie mamy po 20 ocenianych strzałów. Najpierw leżąc, a później stojąc i na koniec klęcząc. Kolano jest najtrudniejsze. Bo jak się dobrze usiądzie, to jest ok, ale gdy się źle usiądzie, to się wstaje i siada i wstaje i siada. A zegar zaczyna pośpieszać wtedy tyk, tyk, tyk i robi się nerwówka.

Faktycznie Renata Mauer natchnęła Panią do tej dyscypliny?
Tak, ona była pierwszą strzelającą osobą, którą oglądałam. Zobaczyłam ją na treningu we Wrocławiu, taką małą osóbkę, 18 lat temu. Chwilę później zaczęłam trenować. Tata chciał dostać pozwolenie na broń, raz go poprosiłam, by zabrał mnie na strzelnicę i trafiłam akurat na obiekt Śląska Wrocław, gdzie była Renata. Hobbystycznie strzelam też karabinem szwajcarskim na odległość 300 metrów. Tu dziesiątka ma dziesięć centymetrów, ale da się w nią trafić.

A czym się zajmuje Sylwia Bogacka, gdy nie strzela?
Różnymi rzeczami, takimi np., że wsadzam ręce w samochód, bo lubię grzebać przy aucie. Większość rzeczy robię w aucie sama wspólnie z tatą, który wszystkiego mnie właściwie nauczył i teraz nie ma już żadnych problemów. Nie wymieniam tylko świec i paska rozrządu. Ale doszło nawet do tego, że sama musiałam sobie wymienić skrzynię biegów, no i udało się dwukrotnie. Bez żadnego problemu. Inną pasją związaną z motoryzacją są rajdy samochodowe WRC. Miałam zresztą okazję pojeździć sobie rajdówką, choć nie WRC, latem na szutrze i zimą na lodzie. Wrażenia niesamowite. No i ostatnio wynalazłam sobie inne hobby po to, by oderwać troszeczkę głowę od strzelania. To kitesurfing. Zaczęłam się uczyć, zajęło mi to chwilę. Zobaczyłam to wiele lat temu i powiedziałam - łał, jaki to jest piękny sport. No i tak się zdarzyło, że poznałam osobę, która sama się tego nauczyła, a później nauczyła mnie (chłopak pani Sylwii też jest kitesurferem - przyp. WOK).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska