Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co by było gdyby 150 lat temu Traugutt wypalił blanta. I o dwóch Polskach...

Arkadiusz Franas
fot. Paweł Relikowski
Ponieważ nasza służba zdrowia działa jak w Holandii, PKB per capita prawie jak w Katarze, więc nasi posłowie znowu zajęli się swoimi ulubionymi projektami. Czyli o związkach partnerskich i legalizacji marihuany. Przepraszam za tę odrobinę sarkazmu na początek, ale trafia mnie permanentnie, i wiedzą Państwo doskonale co, jak polscy politycy z lubością dyskutują o tym, co wcale nie jest najpilniejszą sprawą do załatwienia.

Ale naszym parlamentarzystom znudzonym niewiele potrzeba, by znów stali się aktywni w sprawach zupełnie nieistotnych. O związkach niemałżeńskich, które chcą mieć prawa małżonków, ale bez zobowiązań lub takich, gdzie dwójka umawia się, kto jest mężem, a kto żoną, to już nie chce mi się pisać. Może dlatego, że bardzo jakiś czas temu zdobyłem się na odwagę i poszedłem na całość. Spróbuję nie opuścić aż do śmierci...

Ale legalnej marihuany nadal się boję. Pretekstem do ponownej aktywności "w tym temacie" było wystąpienie kobiety, która stwierdziła, że jej syn popełnił samobójstwo w Wigilię, będąc pod wpływem marihuany. Zrozpaczona matka upubliczniła ten fakt, by przestrzec in-nych rodziców i nakłonić ich do większej czujności. Jej tej czujności zabrakło. I mam wrażenie, że u normalnych ludzi pojawiła się taka refleksja, że faktycznie trzeba. A od tych normalnych jakże inaczej (czytaj: niektórych polityków) usłyszeliśmy, że to manipulacja i marihuanę trzeba zalegalizować. Bo wtedy będziemy mieli lepszą kontrolę nad jej zażywaniem.

Za legalizacją opowiada się młodzieżówka SLD i Ruch Palikota. Ci ostatni nawet proponują wprowadzenie kontroli państwa nad uprawą i sprzedażą konopi indyjskich. Czyli co? Na przykład powstaną PGR-y, w których będzie uprawiać się owo "ziółko"? No przyznam, że ciekawie będzie wyglądała brygada skolektywizowanych znowu rolników w gumofilcach i beretach z antenką "upalona" od ucha do ucha. A w punktach skupu podejrzewam, że nawet na ochotnika za blanta, zwanego kiedyś skrętem, będą chcieli pracować ortodoksyjni rasta-farianie, którzy, zamiast kultowej pieśni chłopów pańszczyźnianych "Zachodźże słoneczko", będą pakować konopie w rytm hymnu Petera Tosha i Boba Marleya "Lega-lize it": "Doctors smoke it, nurses smoke it, judges smoke it..." (czyli "lekarze to pa-lą, pielęgniarki to palą, sędziowie to palą...).

Zwolennicy legalizacji tego narkotyku podkreślają często, że jest on mniej szkodliwy niż alkohol, którego wypijamy co nieco. Nie wiem, nie znam się na wszystkim, jak Janusz Palikot czy Ryszard Kalisz. Uważam jednak, że nawet jeśli mniej szkodzi, to chodzi o to, by z naszego życia usuwać rzeczy szkodliwe, jak papierosy czy alkohol, a nie dodawać kolejne. Naukowcy co do jednego są zgodni: zażywanie marihuany i alkoholu razem bardziej szkodzi niż zażywanie ich oddzielnie.

Nie wiem natomiast, co zażywali organizatorzy ostatnich wieczornych obchodów rocznicowych powstania styczniowego we Wrocławiu. Wydaje mi się, że coś musieli, bo chyba nikt trzeźwo myślący nie jest w stanie wygłaszać haseł typu: "Potrzebne nowe powstanie styczniowe" lub "Żądamy zerwania stosunków dyplomatycznych z Rosją". Ja szanuję prawo do wolności słowa. I wbrew twierdzeniom cytowanych manifestantów nie czuję, bym żył w "kraju niewoli, kraju sprzedanym", a już na pewno nie chciałbym ani jednego więcej powstania. Bo tym, co dopiero kilka tygodni temu przypomnieli sobie, że taki zryw wolnościowy miał miejsce, spieszę z przypomnieniem, że w wyniku batalii 1863 roku życie straciło około 30 tysięcy Polaków, a dużo więcej trafiło na Sybir. Ich potomkowie w większości do dziś nie wrócili do ojczyzny, bo żaden rząd, nawet IV RP, nie potrafił rozwiązać tego problemu. I nie wiem, czy Państwo zauważyli, ale ta manifestacja, o której wspominam, była drugą zorganizowaną w tym dniu we Wrocławiu. Pierwsza miała charakter bardziej oficjalny, ale taką "prawdziwi patrioci" się brzydzą. Bo u nas w kraju coraz bardziej mamy wszystko razy dwa. Część rodaków, nie mogąc pogodzić się z wynikami demokratycznych wyborów, twierdzi, że oni, choć są w mniejszości, to wiedzą lepiej.

W Polsce nigdy nie było pełnej zgody. W czasach powstania styczniowego też były dwa obozy: biali i czerwoni. Choć pod koniec zrywu w 1863 roku ostatniemu dyktatorowi Romualdowi Trauguttowi udało się nawet namówić chłopów do walki z innymi powstańcami. I dziękować Bogu, że tak dobrze działające, zdaniem niektórych, na organizm narkotyki dopiero wchodziły do użytku (wtedy morfina). Bo nie chcę myśleć, ile więcej ofiar by było, gdyby taki Traugutt wypalił blanta, planując kolejną potyczkę. Zresztą zróżnicowanie poglądów zawsze dobrze robi, ale do pewnych granic. Teraz część Polaków uważa, że tytuł Prezydenta RP przysługuje tylko nieżyjącemu Lechowi Kaczyńskiemu (kim jest Bronisław Komorowski?), premiera - jego bratu Jarosławowi (a Tusk?). Jeśli puszczać w telewizji filmy, to tylko przez nich kręcone, bo reszta kłamie. Powstaje taka Polska w Polsce. A może by tak eksperymentalnie wydzielić taki kraik? Proporcjonalnie do wyniku wyborów. Z władzami, bez pomocy UE ich zniewalającej, niech nawet prowadzą wojnę z Rosją. A może wtedy kiedyś zlustrują Traugutta, który choć należał do białych, to zrealizował program czerwonych... Kwity się znajdą. I jakiś tajemniczy świadek z Kanady...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska