Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Choć nie ma domu, nie boi się zimy

Grażyna Szyszka
Tomasz Szerszanowicz
Tomasz Szerszanowicz Grażyna Szyszka
Bezdomny z wyboru - od pięciu lat śpi, gdzie popadnie i nie narzeka.

Jest drobnej budowy ciała i na pierwszy rzut oka nie wygląda na bezdomnego. Jego ubranie jest czyste i schludne, a twarz choć starsza niż na swój wiek, to ogolona. Najczęściej można go spotkać na uliczkach głogowskiej starówki, gdzie stara się zarobić parę groszy pomagając obsłudze barów choćby przy wynoszeniu śmieci. Zbiera też puszki i butelki, a jak ma dobry dzień to zarobi kilkadziesiąt złotych.

Tomasz Szerszanowicz ma 46 lat. Od pięciu jest bezdomny. I choć przed nim kolejna zima, nie boi się jej.

-Komunę przeżyłem, Bośnię przeżyłem, to czego ma się teraz bać - śmieje się mężczyzna. - Śpię na klatkach schodowych, a tam jest ciepło i sucho - opowiada. - Nie brudzę, nie palę, więc ludzie mnie nie przeganiają, a nawet jedzenie przynoszą.

Tomasz często korzysta z przykościelnej jadłodajni św. Brata Alberta na osiedlu Kopernika. Nie wszystko jednak może jeść, bo trzy lata temu przeszedł poważną operację.

- Choroba odezwała się jak byłem we Wrocławiu i dorabiałem przy tramwajach. Koledzy wezwali pogotowie i w szpitalu okazało się, że mam raka trzustki. Zrobili mi operację i dali dwa lata życia - mówi. - A ja już trzeci rok chodzę, ale uważam na to, co jem. Grochówki nie ruszę.

W przytulisku jak w więzieniu

Tomasz Szerszanowicz, jak wielu innych bezdomnych, to podróżnik. Poznał życie na ulicach dużych polskich miast i przyznaje, że bezdomni mają tam dużo lepiej, niż w Głogowie.

- Z pracą nie ma tam żadnych problemów - opowiada. - Człowiek wie gdzie stanąć, by się załapać na budowę, czy do innej roboty. Podjeżdża bus i wybierają chętnych na zarobienie dniówki. W Głogowie raz się załapałem na robotę. Gość zabrał mnie na wieś pod Górę, na gospodarstwo. Pracowałem tam dwa miesiące, ale tylko za jedzenie i spanie. Do ręki nie dostałem za to ani złotówki - wspomina.

We Wrocławiu spał w noclegowni i przyznaje, że nie czuł się tam najgorzej. Rano wychodził do pracy, a wieczorem wracał.

- Nikt mnie nie kontrolował, nie ograniczał wolności. Nie to, co w przytulisku w Żukowicach. Wytrzymałem tam dwa miesiące i uciekłem. W tym miejscu brakuje tylko pasiaków i budek wartowniczych. Byłem już chory, a całymi dniami kazali mi ciąć piłą drewniane podkłady kolejowe. Dobrze tam mieli tylko ci, co mieli renty albo emerytury. Oddawali kasę, ale za to mieszkali na piętrze, w swoich pokojach. A taki jak ja to spał na dole w zimnie, z biegającymi po łóżku myszami - opowiada bezdomny. - W Żukowicach, żeby wyjść poza przytulisko trzeba było mieć przepustki. W żadnej inne noclegowni w Polsce tego nie ma! Owszem, trzeba zmyć podłogę, czy posprzątać, ale człowiek nie czuje się jak w więzieniu!

Zjeździł Europę od zimnej północy po ciepłe południe

Bezdomny Tomasz to głogowianin. Wychowywał go ojciec, szanowany pracownik huty. Matka mieszkała przy ulicy Długosza, ale nie miał z nią kontaktu, bo piła.

Skończył hutniczą zawodówkę, ale po wojsku nie zagrzał miejsca w Głogowie tylko ruszył w świat. Szukając przygody, przez 16 lat jeździł po różnych krajach utrzymując się z tego, co akurat zarobił najmując się, gdzie popadnie.

- Przejechałem autostopem kraje od Skandynawii po Półwysep Iberyjski i żyłem z dnia na dzień - mówi. - Do Polski wróciłem 20 lat temu, bo umarła moja matka. Bardzo słabo ją znałem, ale trzeba ją było pochować. Ojciec ożenił się drugi raz, a swoje mieszkanie na Morcinka mi zostawił. Jak byłem w Głogowie to miałem swój dach nad głową.

Mieszkanie stracił pięć lat temu. Szukając szczęścia za granicą nie płacił rachunków, a długi rosły.

- Pewnego dnia przyszedł kierownik osiedla z komornikiem i kazali podpisać, że zabierają mieszkanie - wspomina. - Niczego im nie podpisałem, ale i tak wpadła ekipa i wyniosła wszystko, co miałem. Nie została mi żadna rodzinna pamiątka, ani jedno zdjęcie ojca.

Miał bardzo dobrego ojca

Kiedy stracił mieszkanie, ojciec pomagał mu finansowo, a nawet opłacał wynajmowane pokoje. Tomasz przyznaje, że dzięki niemu dorabiał na zlecenia w spółkach przy hucie. - Miałem dobrego ojca. Bardzo chciał, żebym stanął na nogi, żebym był samodzielny. To był szanowany człowiek, i przez rodzinę i przez pracowników.

Niestety, niedługo po stracie mieszkania, Tomasz stracił również ojca. Zmarł w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia.

Głogowianin przyznał, że ma 22-letnią córkę, ale nie utrzymuje z nią kontaktu. Choć nie narzeka na swój los, to ma jedno marzenie.

- Chciałbym wyjechać do Szwecji - mówi. - Spędziłem w tym kraju dwa lata i było mi tam dobrze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska