W sobotę stracił swój pas w Liverpoolu, przegrywając nieznacznie na punkty z mistrzem olimpijskim z Pekinu, Jamesem DeGale'em (11-1, 8 KO) 114:114, 113:115, 113:115. I nie ma w tym nic dziwnego. Dziwne by było, gdyby nieznacznie na punkty Brytyjczyka na Wyspach pokonał.
- Wiedziałem, że jeśli tego rywala nie znokautuję, to przegram - mówi 33-latek, któremu termin pojedynku przekładano dwukrotnie. - W zasadzie szykowałem się do tej walki od maja i to na pewno nie pomagało. Mój dietetyk powiedział, że kryzys pojawia się już w dwunastym tygodniu. A jestem jeszcze taki, że gdy trener mówi o pięciu rundach, to ja przeboksuję dziesięć - dodaje Wilk.
- Gratuluję Piotrkowi postawy, trzy razy podłączył DeGale'a do prądu i z pewnością nabierze on pokory do boksu. Ludzie z angielskiej telewizji mówili mi, że są zachwyceni Wilczewskim, a ja wiem, że niebawem znów dostanie dobrą walkę. Rywal był sprytny, bo odpuszczał początki rund, by akcentować końcówki, co ma znaczenie na sędziowskich kartach - zauważa opiekun naszego pięściarza, Andrzej Gmitruk.
W Katowicach swoje pięć minut mieli z kolei Damian Jonak oraz Artur Szpilka (8-0, 6 KO), który w pojedynku kat. ciężkiej pokonał Owena Becka (29-9, 20 KO), byłego pretendenta do mistrzowskiego pasa, poległego z rąk Nikołaja Wałujewa. Szpilka był tak agresywny, że rywal miał dość po trzech rundach. Z rozciętą powieką na czwartą już nie wyszedł. Wspomniany Jonak (31-0-1, 20 KO) wypunktował natomiast Alexa Bunemę (31-9-2, 17 KO).
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?