Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Awantuta na SOR-ze. Kierownik zrezygnował z funkcji

Grażyna Szyszka
Krzyki, płacz i interwencje policji - a wszystko podczas jednego wieczoru na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w Głogowie.

Od kilku dni Szpitalny Odział Ratunkowy ma nowego kierownika. Został nim doktor Marek Waligóra. Poprzedni szef SOR-u Rudolf Durys z dniem 29 sierpnia sam zrezygnował z funkcj. Umowa lekarza ze szpitalem kończy się ostatniego września i, jak zapowiedział prezes szpitala Edward Szchmidt, nie zostanie przedłużona.

- Do końca miesiąca ma jeszcze prawo dyżurować w godzinach popołudniowych na SOR-ze, ale na razie nie zgłaszał takiej chęci - wyjaśnia prezes. - Uważam, że zmiany na tym oddziale są konieczne, aby poprawić opiekę nad pacjentami, wzajemnie relacje i szacunek. Jestem prezesem zaledwie od dwóch miesięcy, jednak docierały do mnie skargi i uwagi od pacjentów, dlatego uważam, że czas na zmiany.

O tym że na głogowskim SOR-zenie dzieje się najlepiej, mówili pacjenci od wielu miesięcy, a my wielokrotnie pisaliśmy na łamach naszego tygodnika. Narzekali nie tylko na czas oczekiwania na pomoc, ale przede wszystkim na złe traktowane przez jednego z lekarzy. Co takiego się stało, że prezes przyjął rezygnację kierownika oddziału ratunkowego?

Krzyki, płacz pacjentów oraz wzywanie policji - tak wyglądał środowy wieczór i noc 24 sierpnia na głogowskim Szpitalnym Oddziale Ratunkowym.

- To był armagedon! - mówi nam jedna z pacjentek, która w tym czasie czekała na pomoc w medycznej placówce. - Nikomu nie życzę, by trafił w to miejsce. Panował chaos, przez wiele godzin czekaliśmy na badanie, a lekarz był nieprzyjemny, wręcz opryskliwy. Gdy jedna z kobiet głośno domagała się zbadania jej cioci, doktor wezwał policję, by ją uciszyć.

Po godzinie 21 po pomoc zgłosił się mężczyzna z silnym bólem brzucha. Według oceny stopnia przyjęcia, miał czekać sześć godzin.

- Tak mnie mocno bolało, że płakałem z bólu i prosiłem, by mi chociaż dali coś przeciwbólowego, ale nic z tego - opowiada. Cierpiącym człowiekiem zajęła się pielęgniarka. Pobrała mu krew, a potem chirurg Khalil el Mohtar, który przyszedł z pomocą na SOR, odesłał go na oddział.

W tym samym czasie na pomoc czekał też mężczyzna, któremu towarzyszyła żona.

- To, co się tam dzieje, to woła o pomstę do nieba! - mówi pani Anna. - Mąż bardzo źle się czuł, a jeden człowiek wręcz wył z bólu i zero reakcji ze strony lekarza! Ruch się zrobił dopiero w tedy, jak przyjechała policja. Wezwał ich lekarz, bo twierdził, że jedna z kobiet za głośno się zachowuje. A przecież ona nic złego nie zrobiła, tylko powiedziała: panie doktorze, proszę udzielać pomocy, a nie zostawiać pacjentów samym sobie! - opowiada kobieta. - Lekarz był dziwny, nie wiem, może ze zmęczenia - przyznaje kobieta i dodaje, że gdy mężem zajął się wreszcie neurolog, wszystko już było jak trzeba.

Tego samego wieczoru przez kilka godzin na pomoc czekała też kobieta ze złamaną nogą. Opowiada, że przez ponad cztery godziny była świadkiem totalnego bałaganu , braku organizacji i nieprzyjemnych sytuacji. Wspomina, że kierownik lekceważąco odnosił się do pacjentów i nie odpowiadał na ich pytania.

- Żal było patrzeć na tych cierpiących ludzi - mówi. - Jedna kobieta z rozwaloną nogą siedziała tam pięć godzin! A krew cały czas się lała na posadzkę. Inna babka latała tam i z powrotem i szukała lekarza do męża, który czekał w karetce przez SOR-em, ale też nie było komu tam iść. Więc ja ze swoją złamaną nogą oparłam się o ścianę i czekałam cierpliwie aż mnie ktoś przyjmie - dodaje.

W środę na SOR-ze był też mężczyzna, który w pracy zasłabł i pogotowie zabrało go do szpitala. - Najpierw równo godzinę przesiedziałem na korytarzu i nikt do mnie nie wyszedł - opowiada. - Potem położyli mnie na kozetce i przeleżałem tam drugą godzinę zanim przyszedł sanitariusz i zrobił mi badanie serca. Potem zajęła się mną taka młoda lekarka. Powiedziałem, że mam rozedmę płuc i powiększoną aortę. Obiecała, że wyśle mnie na prześwietlenie i zleci inne badania, ale przeleżałem do rana i żadnych badań nie zrobili. Zebrałem się więc jak najszybciej do domu - mówi mężczyzna i wspomina, że słyszał rozmowę pielęgniarki z lekarzem na temat innego pacjenta: - Ta kobieta mówiła mu, by się zajął pacjentem z silnym bólem brzucha, a lekarz powiedział: niech sobie jeszcze poleży.

Podczas tego koszmarnego wieczoru na SOR-ze dyżurował kierownik oddziału doktor Rudolf Durys. I to właśnie on uciszał zdenerwowanych pacjentów za pomocą policyjnego patrolu.

- Tego dnia policjanci interweniowali na SOR-e dwa razy - wyjaśnia Bogdan Kaleta, oficer prasowy policji. - Pierwszy raz o godzinie 22.34 dyżurny odebrał telefon od lekarza z prośbą o przyjazd, bo awanturują się osoby oczekujące na przyjęcie. Wyjazd zakończył się pouczeniem obu stron. Drugie zgłoszenie przyjęliśmy o godzinie 23.46. Osoba, która dzwoniła sugerowała, że dyżurujący lekarz może być pod wpływem alkoholu. Jednak badanie nie potwierdziło tego - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska