Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Atleta rzuca dyskiem, a przy okazji mięsem

Wojciech Koerber
Po sobotnim Memoriale Kusocińskiego w Szczecinie znów wrócił temat kamer towarzyszących lekkoatletom, których profesja polega m.in. na dawaniu upustu emocjom w ułamku sekundy. Dlaczego więc sportowcy przeklinają?

Taka to specyfika konkurencji, że rzucający dyskiem Piotr Małachowski musi też rzucić czasem, przy okazji, mięsem. Podobnie jest w pchnięciu kulą, czy rzucie młotem, gdzie wyładowanie atmosferyczne również następuje w jednej chwili. Trzeba trochę na to żelastwo nakrzyczeć, przestraszyć je (a przy okazji rywali), by poleciało 1-2 cm dalej. Niekiedy robi to kolosalną różnicę.

- Słyszałem, że nie wszyscy są zwolennikami przekazywania telewizyjnej publiczności reakcji wydobywających się z naszych ust - mówi wicemistrz olimpijski Piotr Małachowski, który w Szczecinie posłał dysk najdalej w sezonie, na odległość 68,49.

- Cóż, to są wielkie emocje, w kilka sekund musisz wyzwolić całą swoją energię. Jeśli ci się to nie uda, jeśli czujesz, że rzut jest nieudany, wchodzimy w te brzydkie słowa, mówiąc kur... czę. Co po udanych próbach? Wtedy te nasze okrzyki są niewerbalne. Wrzeszczy się, aż gardło boli. Po berlińskim konkursie MŚ byłem baaardzo zachrypnięty. Czyli im lepszy konkurs, tym większa chrypka - wyjaśnia dyskobol Śląska Wrocław, który - przypomnijmy - w 2009 roku w Berlinie został wicemistrzem świata.

Przed wejściem do koła Małachowski nie złorzeczy jednak wulgarnie. - Przed rzutem nie pobudzam się takimi słowami, wszystko kumuluję w sobie, by wystrzelić w samej końcówce. To tak jak z seksem. Najpierw wszystko kumulujesz, a na koniec hop - uśmiecha się champion.

Pogadać przed próbą lubi sobie natomiast mistrz olimpijski w pchnięciu kulą, przyjaciel Małachowskiego - Długi. Długi, czyli Tomasz Majewski. Tu wyjątkowo pozwolimy sobie nie cenzurować jego wypowiedzi jeszcze sprzed pekińskich igrzysk: - Rzucam kurwami, przeklinam kulę: "Ty zdziro!". Albo siebie, że już cztery lata się pierdzielę, aby te 21 metrów pchnąć. Zdarza się, że i tuż po pchnięciu dostanie się jeszcze kuli ("leć, ty zdziro"), aby dodać jej nieco dynamiki.

Szczęśliwie nie każda dyscyplina sprzyja niecenzuralnym werbalnym wyładowaniom. - My mamy raczej krótkie hasła typu "góra, teraz", na zasadzie wydechu, by nie gubić rytmu oddechowego - zaznacza nasz wioślarz Paweł Rańda z czwórki bez sternika wagi lekkiej.

- Chociaż zdarzają się też odstępstwa. Z tego, co kojarzę, w półfinale pekińskich igrzysk, gdy dochodziliśmy Chińczyków, komuś się wyrwało "mamy skur...". No ale Chińczycy nie byli raczej lubiani. Poza tym w torze nie można przeklinać, sędzia ma prawo dać ostrzeżenie, a nawet wykluczyć, przy czym na regatach międzynarodowych nie musi przekleństw zrozumieć. A przed startem? Czasem osady coś tam wykrzykują, próbują zastraszyć, ale dwa kilometry weryfikują wszystko. Głównie po tysiącu, kiedy trzeba powiedzieć hop i odjechać - dodaje stary wyga, wicemistrz olimpijski.

W pamięci mamy też niedawną reakcję napastnika Śląska Łukasza Gikiewicza. Tuż po tym, jak w czasie wyjazdowego spotkania z Lechem Poznań załatwił drużynie rzut karny, podbiegł do sektora wrocławskich kibiców, zacisnął pięści i wykrzyczał po prostu "k...aaaa". Owszem, nie było to eleganckie, lecz my staramy się sportowców, będących pod presją, zrozumieć. A już na pewno z tych konkurencji, w których mamy do czynienia z dynamiczną próbą siłową. Spróbujcie po nieudanym rzucie czy innej akcji dać upust emocjom w dwójnasób - albo za pomocą krótkiego, soczystego i oczyszczającego "k...", albo poprzez zamiennik "motyla noga". Sami widzicie, co działa, a co nie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska