18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na Uniwersytecie Medycznym zawrzało [KOLEJNY LIST, NOWE ZARZUTY]

Magdalena Kozioł
prof. Andrzej Boznański
prof. Andrzej Boznański
Nie milkną echa decyzji prof. Jerzego Heimratha, dziekana Wydziału Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, który odchodząc ze stanowiska ujawnił nieprawidłowości na uczelni. Z kryzysem na Uniwersytecie, który opisał w swoim liście dziekan, zgadza się prof. Andrzej Boznański, kierownik Katedry i Klinika Pediatrii, Alergologii i Kardiologii. On też napisał list. Zarzuca w nim m.in. pracownicy szpitali klinicznych, a nawet osoby nimi kierujące, prowadzą jednocześnie prywatną działalność, w której konkurują ze swoimi szpitalami. - Jak inaczej odbierać bowiem można prowadzenie takiej działalności we własnej spółce udzielającej świadczeń medycznych dla pacjentów szpitala w którym świadczeniodawca jest zatrudniony, co więcej - takim szpitalem kieruje - pisze profesor.

ZOBACZ KONIECZNIE: Dziekan Wydziału Nauk o Zdrowiu ujawnia nieprawidłowości na Uniwersytecie Medycznym [LIST]

Oto list jaki napisał prof. Andrzej Boznański:

PT Koleżanki i Koledzy
Treść opublikowanego w dniu wczorajszym listu-apelu Dziekana Wydziału Nauk o Zdrowiu nie może pozostać bez echa. Podobnie jak On decydując się na przyjęcie godności reprezentacji interesów społeczności akademickiej w najważniejszym ciele kolegialnym, od stuleci uświęconym tradycją decydowania o najważniejszych dla niej sprawach, miałem nadzieję (czy wręcz przekonanie), że tak właśnie będzie.
Skomplikowany i trudny do zrozumienia splot sytuacji sprawił jednak, że wbrew owej tradycji ośrodek kierowania Uczelnią znalazł się de facto poza nią. Nie podlegające jakiejkolwiek dyskusji niezbędne współzależności pomiędzy trzema fundamentalnymi kierunkami działania każdej uczelni medycznej zostały w ostaniem okresie poważnie naruszone.
Niewyobrażalnie tragiczna sytuacja finansowa jednego ze szpitali klinicznych (codzienny przyrost zobowiązań to kwota ok 40 tysięcy złotych), nałożyła się na prawo zobowiązujące Uczelnię do ich pokrycia w ściśle określonym terminie. To z kolei pozwoliło na uzyskanie przez dyrektorów obu szpitali klinicznych carte blanche w podejmowaniu wszelkich decyzji dotyczących działalności nie tylko usługowej, ale również dydaktycznej i naukowej. Przekonywujący dowód w postaci zdumiewających zarówno z punktu widzenia tradycji jak i obowiązującego prawa, dają słowa : „..to dyrektor odpowiada za dydaktykę i naukę prowadzaną na terenie kierowanego przez niego szpitala..” wypowiedziane na zorganizowanej w czerwcu tego roku konferencji z udziałem Władz Uczelni.
Nie mogę w tym miejscu pominąć związku tego oświadczenia z sytuacją, która w zasadniczy sposób spowodowana była sposobem zarządzania jednym ze szpitali (oficjalna wypowiedź prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia z 14 grudnia 2010: „…szkoda że osoba kierująca tak dużym szpitalem swoje braki w umiejętnościach zarządczych ukrywa za dramatycznymi apelami osób o uznanej pozycji naukowej….”). Z żalem stwierdzam, że podjęte przez grupę senatorów UM równy rok temu próby wyjaśnienia przyczyn, dla których szpital, który jako jeden z nielicznych w Polsce otrzymał w roku 2007 gigantyczne dofinasowanie z budżetu państwa, a dwa lata później znalazł się na skraju bankructwa, spełzły na niczym, co więcej- określone zostały mianem „pójścia na wojnę z Uczelnią”.
O ile wspomniana powyżej carte blanche może w pewnym stopniu tłumaczyć surrealizm sytuacji żywcem wziętych z tzw „operatywek produkcyjnych” lat słusznie minionych („…przypominam Panu, że klinika w miesiącu ubiegłym zrealizowała plan resekcji wyrostków robaczkowych jedynie w 65%...”), to z pewnością nie powinna zezwalać na jawne łamanie uchwał Senatu Uczelni (przy niestety milczącej aprobacie jej władz), czy posługiwania się dokumentami potwierdzającymi nieprawdę (a jest to już czyn ściśle spenalizowany odnośnymi artykułami KK).
Powracając do kwestii mi najbliższej z ubolewaniem stwierdzam, że próby przywrócenia zdroworozsądkowego spojrzenia na tzw. plany restrukturyzacyjne przygotowane (jak należy się domyślać) przez osobę powołaną w dniu 27 marca 2012 r na stanowisko pełnomocnika ds. restrukturyzacji (czyli wymienionego w/w piśmie byłego dyrektora szpitala) - pomimo niezliczonych prób - przez blisko rok nie znalazły możliwości konfrontacji z opiniami nie tylko osób bezpośrednio zainteresowanych, ale również stanowiskami konsulentów wojewódzkich i krajowych, uchwałą Rady Wydziału Lekarskiego czy wreszcie (nieformalną, ale jednoznaczną) opinią niekwestionowanego autorytetu polskiej służby zdrowia, przewodniczącego Rady Naukowej przy MZ – profesora Mariana Zembali. Wszystkie pozostają w swojej treści jednoznaczne.
Sytuacja ta jest zdumiewająca, niebywała i z pewnością nie mająca odpowiednika w żadnej innej uczelni medycznej. Nie kryję, że szukając odpowiedzi na zawarte w niej pytania, nie mogłem nie odnieść wrażenia, że może się ona bezpośrednio wiązać ze szczególnym rodzajem statusu dyrektorów szpitali, dla których organem założycielskim są uczelnie medyczne. Przywileje jakie daje prawo tej niewielkiej, bo liczącej zaledwie 45 osób grupie funkcjonariuszy publicznych pozostają jedynie w zasięgu marzeń wszystkich kilkuset pozostałych „kierowników podmiotów leczniczych” dla których organami założycielskimi są samorządy. Innymi słowy o ile jakakolwiek próba rozpoczęcia działalności gospodarczej przez dyrektora szpitala wojewódzkiego czy powiatowego, kończy się jego natychmiastowym odwołaniem, to w przypadku dyrektorów szpitali klinicznych takie ograniczenia (poza oczywiście wyrażeniem zgody przez rektora uczelni) nie istnieją. Nie jest tajemnicą, że część z tych osób korzysta z tego prawa w szerokim zakresie. Pozorna niespójność prawna wynika prawdopodobnie z intencji ustawodawcy, który uznając specyfikę działalności szpitali klinicznych, nie przewidział, że kiedykolwiek dyrektor szpitala klinicznego nawet nie będzie podejmował prób rozmowy na temat prowadzonej dydaktyki czy nauki w kompletnie zdezintegrowanej procesami oszczędnościowymi jednostce uczelni.
Ciąg dalszy listu na kolejnej stronie

Pozostając w kręgu aktywności gospodarczej pracowników uczelni nie mam wątpliwości, że należy jak najszybciej określić pewne jej ramy zdeterminowane bardziej aspektami etycznymi niż prawnymi. Nie ulega wątpliwości że odbiór pewnych form tej aktywności może budzić co najmniej podejrzenia wykorzystywania zależności służbowej, czy wręcz nepotyzmu. Jak inaczej można określić sytuację w której asystent jednego z zakładów „odkupuje” od pozostałych trzech udziałowców spółki (w tym od swojego bezpośredniego przełożonego, a także dyrektora jednego ze szpitali) całość jej udziałów za kwotę blisko pół miliona złotych, aby po kilku tygodniach dokonać ich sprzedaży za sumę 1 (jednego) złotego, osobie, której nazwisko przy największej nawet dozie dobrej woli nie może nie nasunąć podejrzeń potężnego konfliktu interesów. Podobnej ocenie (tak jak ma to miejsce w większości uczelni medycznych) winno być poddane prowadzenie tzw konkurencyjnej działalności usługowej. Jak inaczej odbierać bowiem można prowadzenie takiej działalności we własnej spółce udzielającej świadczeń medycznych dla pacjentów szpitala w którym świadczeniodawca jest zatrudniony, co więcej - takim szpitalem kieruje. Pamiętajmy, że wszystkie wymienione wyżej przykłady wątpliwych z punktu widzenia etycznego postępowań są możliwe do natychmiastowej weryfikacji, a ich odbiór zwłaszcza przez najmłodsze grono naszych kolegów pozostanie jednoznaczny.

Szanowni Państwo
W podsumowaniu - solidaryzując się w pełni ze stanowiskiem Pana Dziekana Heimratha, i rozumiejąc w pełni wyrażone w nim intencje, zgadzam się z opinią o powoli narastającym kryzysie. Odejście poza struktury obu szpitali klinicznych szeregu uznanych autorytetów, specjalistów najwyższego lotu, świetnych nauczycieli i naukowców to nie tylko utrata prestiżu, to także utrata tego co w sytuacji obu szpitali w chwili obecnej najważniejsze, czyli niejednokrotnie lukratywnych kontraktów.

Niezbędne zmiany i przywrócenie właściwych proporcji pomiędzy wszystkimi obszarami działalności naszego Uniwersytetu są konieczne. Doświadczenia 40 lat pracy wskazują jednoznacznie, że nie będzie temu służyć kolejna debata ogólnouczelniana. Apeluję więc do wszystkich którzy wierzą, że dokonany przed trzema laty w Auli Leopoldyńskiej gest zamknął niechlubny rozdział w historii naszej uczelni, o poparcie idei powołania Nadzwyczajnej Komisji Senackiej ds. określenia przyczyn zaistniałego kryzysu, co może być początkiem powrotu do swojej roli organów ustalonych prawem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska