18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przychodzi hipopotam do lekarza

Bogumiła Nehrebecka
Jak pobrać krew do badania żyrafie, jeśli nawet lew boi się do niej podejść? Ma taki "kop", że jednym uderzeniem nogi mogłaby rozwalić czaszkę w drobny mak
Jak pobrać krew do badania żyrafie, jeśli nawet lew boi się do niej podejść? Ma taki "kop", że jednym uderzeniem nogi mogłaby rozwalić czaszkę w drobny mak Maciej Śmiarowski
Osioł ryczy, bocian klekocze, małpa drze się jak opętana. Ale doktor Tomasz Grabiński z wrocławskiego zoo nie jest doktorem Dolittle. I tak nie wie, o co im chodzi. Może się tylko domyślać, a w tym momencie nie ma czasu na domysły...

Doktor Grabiński wrzuca drugi bieg w swo-im meleksie i jedzie do Mrówki. Biedaczka kuleje. Mrówka to kuc szetlandzki. Kilka tygodni temu została matką. Jej córeczka o imieniu Misia stoi obok niej w zagrodzie. Tuli się do mamy i prawdopodobnie jest ciężko przerażona, bo mamę złapali ludzie. Dwóch ją trzyma, a trzeci na siłę podnosi jej nogę do góry i jakimś szpikulcem grzebie w kopycie.

Mrówka staje dęba. Misia wpada w popłoch.
- Niestety, trzeba będzie wyczyścić kopyto i sprawdzić wszystkie pozostałe - mówi dr Grabiński. - Trochę to będzie bolało, ale kuców się nie usypia przed każdym zabiegiem. Nie zapędza do sali operacyjnej i nie kładzie na stole. To typowa wizyta domowa u pacjenta.

Przed ambulatorium weterynaryjnym nie ustawia się kolejka antylop, tygrysów i papug. Nie siadają grzecznie w gabinecie i nie mówią: "Źle się czuję, panie doktorze". Tak jak małe dzieci trzeba je obserwować, by wyłapać symptomy choroby. Z kulawym kucem sprawa jest prosta, ale taki wąż? Przez cały czas leżał w prawym rogu terrarium i ani okiem nie mrugnął, a teraz pełza to w jedną stronę, to w drugą, później wraca... I co z tego, że robi to w tempie ślimaka. Zachowuje się dziwnie. Jak na niego.

Wszelkie nietypowe i niepokojące zachowania podopiecznych zgłaszają doktorowi opiekunowie zwierząt i kierownicy oddziałów. A on musi szybko postawić diagnozę. W wielu przypadkach jest to wręcz niemożliwe. I nie chodzi tutaj o wywiad z pacjentem, ale chociażby o wykonanie podstawowych badań diagnostycznych.

Jak pobrać krew do badania żyrafie, jeśli nawet lew boi się do niej podejść? Ma taki "kop", że jednym uderzeniem nogi mogłaby rozwalić czaszkę człowieka w drobny mak. Dlatego leki podaje się jej w zastrzyku przy pomocy dmuchawki. Zresztą takim przeżuwaczom jak ona nie dodaje się np. antybiotyków do paszy, bo szybko zniszczyłyby florę bakteryjną żwacza, czyli jej przedżołądka.

Weterynaria, a zwłaszcza ta dotycząca zwierząt nieudomowionych, jest złożoną dziedziną wiedzy. Nie dotyczy, tak jak nasza medycyna, tylko jednego gatunku. Nie można, niestety, przenosić standardowych metod leczenia ssaków na gady czy płazów na ptaki.

- Nasz hipopotam nilowy może mieć zwyrodnienie stawu kolanowego - mówi dr Tomasz Grabiński. - Ale trudno nam zbadać stan zaawansowania tego procesu chorobowego. Posiadamy wprawdzie przenośny aparat ultrasonograficzny i rentgenowski, ale mają za słabe parametry jak dla pacjenta, który waży ok. 3 tys. kilogramów.

Na poważniejsze zabiegi wiezie się chore zwierzęta do sali operacyjnej Wydziału Weterynaryjnego Uniwersytetu Przyrodniczego. Pozostałe lekarze wykonują w ogrodzie. Ostatnio wyrwali kieł tygrysowi białemu. Przestał jeść. Okazało się, że ząb mu się ułamał. Gdyby zwierzę było w swoim naturalnym środowisku, szybko by zdechło. Dzięki pomocy weterynarzy wróciło do zdrowia.

Niestety, jednemu z lwów trzeba było podać śmiertelną dawkę leku usypiającego. On już nie miał zębów i nie mógł jeść nawet mielonego mięsa. Natura nie przewidziała, że lew, który na wolności żyje około 10 lat, będzie potrzebował zębów przez 23 lata.
Wielokrotnie pracownicy zoo przedłużają życie swoim podopiecznym. Zaraz po uśpieniu staruszka lwa zajęli się ogonem koczkodana. Jest to najszybsza małpa wąskonosa, mogąca przemieszczać się z prędkością do 55 km na godz. Potrafi poruszać się na dwóch kończynach, podpierając się ogonem, który jest tak długi, jak jej ciało. Bez niego wrocławski koczkodan nie tylko stałby się pośmiewiskiem wszystkich samic, ale i nie mógłby skakać po gałęziach. Lekarze go uśpili, założyli opatrunek usztywniający i przez kilka tygodni trzymali na środkach uspokajających, by sam nie zerwał sobie opatrunku. Ogon się zrósł i koczkodan wrócił do stada.

U kuzynów koczkodanów - pawianów - pomoc chirurga jest jeszcze częstsza. Pawiany to dobry przykład ofiar przemocy w rodzinie. Tłuką się między sobą, gryzą, drapią, a potem dr Grabiński musi je zszywać. Jak już założy szwy, podaje małpie leki uspokajające, by nie rozdrapała sobie rany, i izoluje od stada. Inne pawiany błyskawicznie rozkręciłyby każdy szew. Jeden po drugim.
Dr Grabiński bywa także konsultantem do spraw wyżywienia. Pewne zwierzęta trzeba utuczyć, inne odchudzić. Ostatnio tuczył Lutka, samca wydry, który trafił do ogrodu. Został znaleziony w okolicach Jeleniej Góry, z bardzo rozległą raną na szyi, prawdopodobnie pogryziony przez zdziczałe psy.

Trzeba było zszyć i zaopatrzyć ranę, a potem tak karmić, by chudzielec przybrał na wadze. Teraz jest już tłuściutki. A samica serwala (drapieżnik z rodziny kotów) schudła 8 kilogramów. Przez pół roku była na specjalnej diecie, bo wcześniej wyjadała wszystko z misek koleżanek. Jej opiekun myślał nawet, że jest w ciąży, ale okazało się, że okazały brzuszek to efekt łakomstwa.

Przy wybiegu dla słoni dr Grabiński z dietetyka zmienia się w psychiatrę. Wrocławskie słonice mają bowiem bardzo bogatą i traumatyczną przeszłość. Wszystkie zostały odłowione w stanie dzikim, najprawdopodobniej w Tajlandii. Potem przerzucano je z miejsca na miejsce. Najstarsza Birma, która ma 58 lat, wcześniej występowała w kilku cyrkach na terenie całej Polski.

Po przyjeździe do zoo była w kiepskim stanie. Kiwała się całymi dniami, przestępowała z jednej nogi na drugą, a minę miała taką, jakby się chciała zapaść pod ziemię.
- Słonice są już w lepszej kondycji - mówi weterynarz. - Zmieniamy im często aranżację wybiegu: dosypujemy góry piasku, wsadzamy nowe pnie drzew, by zwróciły na nie uwagę i skończyły z tą swoją emigracją wewnętrzną.

Atlas to atrakcja motylarni. Nocna ćma o olbrzymich skrzydłach: ich rozpiętość wynosi ponad 27 centymetrów. Jemu pomoc ogrodowego lekarza nie jest potrzebna. Jest zdrowy przez całe życie, które trwa... kilka dni.
- Nie łatam skrzydeł motylom, nie wkładam do gipsu płetwy karliczki torfowej, najmniejszej rybki w naszym akwarium - mówi doktor. - To nie są moi indywidualni pacjenci. Nie leczymy ich, ale dbamy o to, by żyły jak najdłużej. Można więc śmiało powiedzieć, że wobec wielu gatunków zwierząt w naszym ogrodzie stosujemy jedynie profilaktykę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska