Minutę po 10 rano autokar wiozący 45 dzieci ze szkół podstawowych w gminie Świdnica nie zmieścił się pod wiaduktem kolejowym. Auto wbiło się w metalową konstrukcję i zaklinowało. Ścięta została niemal połowa dachu pojazdu aż do wysokości siedzeń. Popękały wszystkie szyby. Siła uderzenia była tak duża, że nauczycielka siedząca z przodu wyleciała przez przednią szybę na ulicę.
- Usłyszeliśmy huk i zobaczyliśmy, jak zapada się nad nami sufit autobusu. To było straszne. Pękały szyby, wszędzie było pełno szkła i krwi. Wszyscy krzyczeli i płakali - opowiadały "Polsce" dzieci jadące autokarem. Te, które nie zostały ranne, a miały tylko niewielkie stłuczenia, na miejscu przebadali lekarze. Obok miejsca wypadku w namiocie stworzyli polowe ambulatorium. Zdrowe dzieci odebrali rodzice.
Resztę karetkami przewieziono do szpitala. Wśród nich był Robert Kuźnicz, 12-latek z Bystrzycy Górnej. Był potłuczony, pokaleczony szkłem, miał złamaną ręką, ale - jak mówi - nie myślał o sobie, bardziej martwił się o kolegów.
- Nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Tak się cieszyliśmy, że mamy wolny dzień i jedziemy na wycieczkę do teatru, a zamiast przedstawienia takie nieszczęście - mówi wyraźnie poruszony chłopak.
Tuż po kraksie wszyscy zastanawiali się, jak kierowca mógł nie zauważyć, że nie zmieści się pod niskim wiaduktem i co robił na drodze, gdzie obowiązuje zakaz ruchu aut powyżej 2,9 metra. Zwłaszcza że to doświadczony szofer. Prawo jazdy ma od ponad 30 lat. Był trzeźwy, jechał 50 km/godz.
Firma przewozowa, w której pracował, jest ze Świdnicy, on sam mieszka w pobliskiej miejscowości i zna miasto. Sam tłumaczył jednak dziennikarzom, że tej drogi akurat dobrze nie znał. A pojechał nią, bo pokierowała go tamtędy jedna z nauczycielek.
- Mówiła, że często tam jeździ, więc pojechałem, zupełnie wyłączyła mi się czujność - mówił załamany, chowając twarz w dłoniach. - Tyle nieszczęść, po co mi to - łkał.
Kierowcy nic się nie stało. Prowadził autokar podwyższony, gdzie kierujący i pilot siedzą na dole, a pasażerowie nad wnęką bagażową na górze. Nieoficjalnie wiadomo, że po raz pierwszy ten kierowca jechał tak wysokim autokarem. Prawdopodobnie w poniedziałek usłyszy zarzut spowodowania katastrofy w ruchu lądowym, za co grozi nawet 10 lat więzienia.
Po południu 19 dzieci po opatrzeniu ran i przebadaniu przez lekarzy opuściło szpital. Dwójka była operowana. Najciężej rannego 13-letniego Pawła przetransportowano śmigłowcem na lądowisko przy wrocławskim szpitalu wojskowym. Potem został przewieziony do kliniki i tam przygotowany do operacji.
- Jego stan jest dobry. Dziecko jest w szoku, ale przytomne. Ma uszkodzoną kość czaszki, choć na szczęście z mózgiem wszystko w porządku - mówił przed zabiegiem profesor Lesław Zub, szef oddziału neurochirurgii.
Wieczorem lekarze podkreślali, że życie rannych nie jest zagrożone. Dziękowali służbom ratunkowym za sprawną akcję. Pierwsze karetki były na miejscu już 2 minuty po wypadku, a helikopter przyleciał po rannych jeszcze przed 11.
Dzieciom i ich rodzicom udzielono też pomocy psychologa. Z tymi, którzy byli w szpitalu, specjaliści rozmawiali jeszcze w piątek. Dziś odwiedzą dzieci, które nie były hospitalizowane i zaraz po kraksie wróciły do domów.
- Zrobimy wszystko, by pomóc ofiarom tej tragedii, także finansowo - zapewnia Teresa Mazurek, wójt gminy Świdnica.
Współpraca JK
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?