Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Burza wokół listy lektur obowiązkowych. Czytać, czy nie czytać "Pana Tadeusza"?

Hanna Wieczorek
Czytanie "Pana Tadeusza" - rok temu na krakowskim Rynku, pod pomnikiem Adama Mickiewicza, I księgę czytali Anna Dymna i Krzysztof Orzechowski
Czytanie "Pana Tadeusza" - rok temu na krakowskim Rynku, pod pomnikiem Adama Mickiewicza, I księgę czytali Anna Dymna i Krzysztof Orzechowski Adam Wojnar
Wybuchła burza wokół listy lektur obowiązkowych. Z jednej strony stoją ci, którzy dbają o uczniów dręczonych trudnymi ramotami, z drugiej zaś twardziele mówiący: myśmy mogli to czytać, oni też mogą - pisze Hanna Wieczorek.

Pewien mój znajomy o polskiej szkole mówi tak: - Rzut granatem, religia i fikołki. A nauka? Nauka na tajnych kompletach. Ta opinia przypomina mi się zawsze, kiedy zaczyna się jakaś awantura wokół polskiej szkoły - taka, jaka ostatnio wybuchła w związku z wycofaniem "Pana Tadeusza" z listy lektur obowiązkowych w gimnazjum. Pocieszamy się, że zmiana jest stara, z 2008 roku, i Polska nadal jakoś się trzyma. Przyznajemy, że owszem, maturzysta powinien poznać mrówek zwyczaje, ale jakoś nam umyka, że ten, kto do liceum nie pójdzie, nie zrozumie już, co kryje się za słowami:"" I właśnie przez ten świerzop neurastenia cała...".

Tomasz Mann, a kto to jest
Moja redakcyjna koleżanka twierdzi, że w związku z "Panem Tadeuszem" przeżywa swosite deja vu. Bo swego czasu wybrała się z ówczesnym narzeczonym na saksy do Niemiec. Wylądowali w pobliżu pięknego miasteczka Marbach. Narzeczony pracował w stolarni i jeden z robotników namawiał ich, żeby koniecznie się do owego Marbach wybrali. Bo to miasto, w którym urodził się Fryderyk Schiller, pełne pamiątek po tym wielkim poecie. Koleżanka, wówczas studentka polonistyki, postanowiła zabłysnąć wiedzą na temat literatury niemieckiej. I stwierdziła, że owszem, Schiller wart jest uwagi, ale proza Tomasza Manna naprawdę wymiata. Stolarz popatrzył na nią i zapytał: "A kto to jest Tomasz Mann?".

Zatkało ją. Bo jak można nie znać swoich noblistów? Dzisiaj już by nie popadła w stupor, bo spora część Polaków zamiast Mickiewicza, ojca pana Tadeusza, będzie znała Conan Doyle'a, ojca Sherlocka Holmesa. Podobną opinię można usłyszeć od jednego z wrocławskich polityków. Ów pan, z wykształcenia chemik, mówi: - Zastanawiam się, co się stanie, jeśli w rozmowie z młodym człowiekiem zacytuję Mickiewicza, mówiąc: "Wstąpiłem na działo". Pewnie pomyśli sobie: "Wariat jakiś, po co się pcha na armatę?".
A swoją drogą ciekawe, co pomyśli młodzieniec, słysząc: "Młodości dodaj mi skrzydła"? Pewnie, że to reklama lotni albo napoju energetyzującego.

Czwórki z Westerplatte
Jeden z moich znajomych posłał dzieci do podstawówki, którą sam kończył - imienia Bohaterów Westerplatte. Początek roku szkolnego kojarzy mu się nieodmiennie z obowiązkową wyprawą do kina Lalka na film "Westerplatte" w reżyserii Stanisława Różewicza oraz długimi akademiami, na których zawsze deklamowano "Pieśń o żołnierzach z Westerplatte" Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego i często "Bagnet na broń" Władysława Broniewskiego.

Film "Westerplatte", nakręcony w 1967 roku, jest takim przeżytkiem, że dzisiaj już nikt nie próbuje zaproponować go uczniom. Akademii szkolnych nie ma, są za to uroczyste apele. Na nich jednak z rzadka sięga się po nieprawomyślnych poetów - takich jak Gałczyński i Broniewski. I nikt już dzisiaj nie odsyła uczniów do "Nędzników" Wiktora Hugo, by doczytali sobie co, powiedział Cambronne i co my "powiemy nad Wisłą". A czwórki, którymi "prosto do nieba szli żołnierze z Westerplatte"? Pozostają nierozwiązaną zagadką jedynie dla małoletnich fanów "Czterech pancernych i psa".

Zresztą po co czytać Gałczyńskiego czy Broniewskiego, jeśli nie wiemy, gdzie leży Westerplatte. Dociekliwa córka znajomego, siedząc na szkolnych schodach, odpytała kolegów i koleżanki z gimnazjum, gdzie ów półwysep się znajduje. W miarę poprawną odpowiedź - gdzieś na Wybrzeżu, dostała od jednej osoby, która razem z nią chodziła do podstawówki. Pozostali mieli zdecydowanie inne pomysły, na przykład: we Włoszech?
Została mama położna
Żeby być uczciwym, trzeba powiedzieć, że zamiast Gałczyńskiego w podręcznikach pojawia się Miron Białoszewski, a Broniewskiego zastąpił Zbigniew Herbert. Wiersze Stanisława Barańczaka wskoczyły w miejsce utworów Juliana Tuwima. Bo ten, razem z Janem Brzechwą, występuje jedynie jako twórca literatury dziecięcej.

Jednak, jeśli się zrobi dokładne podsumowanie, wyjdzie nam, że więcej zniknęło, niż się pojawiło. Choćby Tadeusz Gajcy - autor pięknego liryku "Miłość bez jutra" czy Zdzisław Stroiński nie pojawiają się wcale. Czasem jakiś polonista, zadeklarowany zwolennik Prawa i Sprawiedliwości, wspomni, że matka Gajcego była położną i asystowała przy narodzinach Jarosława i Lecha Kaczyńskich.
I jakoś mało w szkolnych wypisach Tadeusza Różewicza. "Kartoteka" jest dzisiaj lekturą tylko dla intelektualistów, ale wyciskający łzy z oczu wiersz "Warkoczyk" porusza wszystkich. Nie ma co ukrywać, przez ponad dwadzieścia lat kanon lektur był przedpolem bitwy z pozostałościami po niesłusznym systemie. Był moment, w którym Tadeusz Borowski poszedł w odstawkę - uznano, że wystarczy nam Gustaw Herling-Grudziński. Dzisiaj "Pożegnanie z Marią" wróciło do łask, na zapomnienie skazano natomiast innego literackiego "komucha" - Leona Kruczkowskiego. Fragment "Niemców", skądinąd świetnego studium strachu, totalitaryzmu i oportunizmu, pojawia się w przelocie podczas lekcji o metaforze...

Lalka z Dziewulskim
Do anegdot rodzinnych moich znajomych przeszła rozmowa z córką, która rozpaczała, że ma napisać charakterystykę Wokulskiego. Mama zapytała: - Przerabiacie "Lalkę" Prusa? A zdenerwowana córka rzuciła: - Co ty mi tu o "Lalce" mówisz, jak ja mam pisać o tym Dziewulskim.

Bez żartów natomiast można powiedzieć, że niedługo już młodzież nie będzie wiedziała, co to znaczy "sprzedać Niderlandy", Horpyna będzie się kojarzyła jedynie z ukraińskim zespołem ludowym, a stwierdzenie "Naści piesku kiełbasy!" z przekarmianiem spasionego jamnika. Zaś "Jędruś! Ran twoich niegodnam całować!" - młodzi potraktują jako zdanie z harlequina.

Prezydent płynie pod prąd
Świat się nie zawali, jeśli nie przeczytamy "Chłopów" Władysława Reymonta, Trylogii Henryka Sienkiewicza czy "Pana Tadeusza Adama Mickiewicza. Cieszy jednak pomysł prezydenta Bronisława Komorowskiego, który już drugi raz zaprasza na "Narodowe czytanie". Rok temu czytaliśmy "Pana Tadeusza", w tym roku (w najbliższą sobotę) czytamy Fredrę. We Wrocławiu obie okazje powinny być szczególnie fetowane, boć przecież u nas - w Zakładzie Narodowym im. Ossolińskich - jest rękopis dzieła Mickiewicza, a w Rynku powstaje Muzeum "Pana Tadeusza". Z Aleksandrem hr. Fredrą wiążą nas mniej formalne związki - jego pomnik przywieziony ze Lwowa stoi przed wrocławskim Ratuszem. Jeśli jednak "Pan Tadeusz" stanie się martwym narodowym symbolem, muzeum mu poświęcone będzie, hm, nietrafioną inwestycją.

Lektura zachęcająca
Dzieci i młodzież czytać lektur nie chcą. To prawda znana od lat. Przecież bryki są wynalazkiem starszym od węgla. I żadne zachęcanie tu nie pomoże. "Hobbit" Tolkiena będzie takim samym gniotem, jak "Chłopcy z placu Broni" Molnara. Czy to znaczy, że powinniśmy się poddawać i przerabiać lektury na SMS-y czy wiadomości z Twittera? Nie wierzę, że młodzi Polacy nie są w stanie przeczytać obowiązkowego gniotu.

To prawda, że lektura "Pana Tadeusza" i "Potopu" korzyści konkretnych nie daje. Nie uczy, jak zdobywać informacje czy zarabiać pieniądze. Jest jedno małe "ale". Każdy naród ma swój kod kulturowy, a okrojenie lektur kodu tego nas pozbawia. Młody człowiek nie zrozumie, co nas śmieszy w nazwie Spółdzielnia Pracy Niewidomych im. Juranda ze Spychowa. Oczywiście możemy bez tego żyć, tylko po co? A zbytnie dostosowywanie się do oczekiwań młodzieży może doprowadzić do niespodziewanych efektów. Dziesięć lat temu rozmawiałam ze studentką polonistyki. Ta żaliła mi się, że muszą czytać straszne ramoty.

Kiwałam głową ze zrozumieniem, pamiętałam, jak w liceum dręczono nas "Pamiętnikami" Chryzostoma Paska. Zapytałam więc, jaką ramotę teraz męczy. I usłyszałam: - "Cesarza" Ryszarda Kapuścińskiego.

Humor z zeszytów. Ku rozwadze...
Bogurodzica żyła w XII wieku.
Fraszki i treny napisał Jan z Czarnobyla.
Jagna wyszła za Borynę, bo miał pasujące do niej morgi.
I nikt nie wiedział, co kryło się pod sutanną księdza Robaka.
Nad Niemnem słychać było pranie kobiet.
Główny wątek "Zemsty": spur o mór.
Słowacki był wątły, bo odziedziczył płuca po ojcu.
Słowianie, gdy chcieli rozpalić ogień, pocierali krzemieniem o krzemień, a pod spód podkładali stare gazety.
Mickiewicz napisał "Stepy Afrykańskie".
Reymont za napisanie "Chłopów" dostał nagrodę Wedla.
Po śmierci pan Wołodyjowski stracił słuch tak, że nawet nie słyszał jak larum grali.
Soplica zabił Stolnika, ale ten mu wybaczył, ponieważ Soplica zrobił to niechcący.
Z upływem lat Hrabia coraz słabiej uciskał swoje pokojówki i kucharki.
Hemingway napisał między innymi nowelę "Stary człowiek nie może".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Burza wokół listy lektur obowiązkowych. Czytać, czy nie czytać "Pana Tadeusza"? - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska