Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mityng Weteranów, czyli wystrzałowa impreza

Wojciech Koerber
Mirosław Rzepkowski ze srebrnym medalem olimpijskim, który przywiózł z Atlanty.
Mirosław Rzepkowski ze srebrnym medalem olimpijskim, który przywiózł z Atlanty. Tomasz Hołod
I Mityng Polskich Weteranów Strzelectwa pod patronatem Regionalnej Rady Olimpijskiej – oto impreza, która powstała w głowach Mirosława Rzepkowskiego oraz Andrzeja Socharskiego. I ta impreza zbliża się wielkimi krokami. Czas i miejsce akcji? 13-15 września, wrocławska strzelnica przy ul. Wodzisławskiej.

- Po kilku ładnych latach spotkają się byli strzelcy śrutowi (trap i skeet) oraz dzikarze, a więc ci, którzy strzelali do sylwetki biegnącego dzika – mówi nam rzutki (wiadomo, celował do rzutków) Mirosław Rzepkowski, wicemistrz olimpijski z Atlanty (1996) i pomysłodawca przedsięwzięcia, któremu pomaga m.in. Leszek Koprowicz.

Na liście zgłoszeń, by trzymać się sportowej terminologii, widnieją 34 wybitne nazwiska, choć impreza będzie, rzecz jasna, grubsza. Te wybitne postacie same przecież do Wrocławia nie przyjadą.

- Wśród tych 34 nazwisk jest jedenastu olimpijczyków, m.in. Włodzimierz Danek, Roman Kuzior, Eugeniusz Jańczak, wspomniany Andrzej Socharski, Wiesław Gawlikowski, Artur Rogowski czy Grzegorz Strouhal – wylicza Rzepkowski, sam należący do olimpijskiej familii. - Będą goście z Kanady, a także Australii – dodaje.

Wszystko się zacznie w piątkowy wieczór (13 września). Nazajutrz po śniadaniu przewidziano serie treningowe (w godz. 10-13). Bo nie myślcie sobie, że w planach jest tylko wspominanie przy stole. Sportowa dusza każe wziąć giwerę w rękę i również w ten sposób przypomnieć sobie stare, dobre dzieje. A zatem po seriach treningowych rozpoczną się nieoficjalne mistrzostwa Polski weteranów. Ceremonia wręczania nagród nastąpi między 16.30 a 17. Pojawią się m.in. Mieczysław Łopatka i Halina Aszkiełowicz-Wojno z naszej Regionalnej Rady Olimpijskiej, która patronuje temu sentymentalnemu wydarzeniu. - I ta informacja znajdzie się pucharkach: „pod patronatem Regionalnej Rady Olimpijskiej” - dodaje Rzepkowski.

Jedni będą sobie strzelać, a inni w tym czasie grillować. I niech nikt nie próbuje uciekać z Wodzisławskiej zbyt wcześnie. Bo będzie wtedy strzelanie do sylwetki uciekającego gościa...

Wyjazd 15 września. Choć może niektórzy zostaną dłużej. Miłej zabawy, championi!

A poniżej wspomnieniowy fragment z książki Wojciecha Koerbera "Olimpijczycy sprzed lat" - jak Mirosław Rzepkowski sięgał po srebro w Atlancie

Pamiętam to, jak dziś. Mieliśmy kłopot, bo nasza amunicja nie dotarła na czas. Poleciała sobie innym samolotem w innym kierunku. A była specjalnie dobierana do naszej broni. W końcu jednak dotarła. Wchodzę na pierwszą serię treningową - 25 na 25, na drugiej to samo. Kumpel, Tadeusz Szamrej, podobnie. Później na zawodach też było elegancko - 75 na 75. Tylko że wracając do wioski, położyłem się w autobusie spać. No i mnie przewiało. Spotkałem później pod prysznicem Andrzeja Grubbę i pyta mnie: "Rzepa, co się z Tobą dzieje?". A ja ruszać się nie mogłem w prawą stronę. Brałem gorące prysznice, by choć na jakiś czas starczało. Skorzystałem również z pomocy amerykańskiego masażysty. I strzeliłem 24, więc było już 99 na 100. Zacząłem się zastanawiać, jak ja wytrzymam ostatnią serię. Ale znowu było 24. W sumie 123. Pakuję giwerę do futerału, nie patrzę nawet na tablicę wyników, a tu mi mówią, że jestem w finale z trzecim wynikiem. Przede mną tylko Włosi Falco (125) i Benelli (124). a nie mogę się ruszać, a tu na finał przyjeżdża prezydent Kwaśniewski. I mówi do mnie: "No, Rzepa, wal na ten finał, masz wygrać". A ja mu na to, że może być wszystko, nawet zupełne dno, czyli szóste miejsce, ostatnie w finale. Wyszło srebro. Złoto dla Falco, brąz dla Benelliego. Prezydent wyskoczył z trybuny, pogratulował, ucałował, frajda niesamowita. Tym bardziej że nikt się nie spodziewał. Mam zresztą to wszystko na kasecie. Pamiętam też, jak do wioski przyjechał ze swoją ochroną Bill Clinton. Siedzieliśmy akurat na basenie, podszedł, podał rękę, ciężko to teraz opisywać. Trzeba było tam być.

O początkach kariery

Nie da się ukryć, że rodziło się to w dużych bólach. Byłem w grupie stuosobowej i na pierwszych zawodach zająłem... 99. miejsce. Ówczesny psycholog, pan Pietrzyk, odrzucił moją kandydaturę, mówiąc, że mogę sobie uprawiać pici polo pod mostem, czy coś w tym rodzaju. Po roku czasu dowiedziałem się jednak, że szukają chętnych do trapu. Poszedłem, strzeliłem cztery na pięć. I trener Włodzimierz Danek powiedział mi wtedy: "To chodź, Mirek, na skeet". Poszedłem, strzeliłem 18 na 20. I trenerzy zaczęli się nawet o mnie kłócić. Aż zdenerwowany Witek Komorowski rzekł: "To weź sobie ich wszystkich". Zdobyłem srebro czy brąz na mistrzostwach Polski juniorów, ale rok później mi nie wyszło i trener Danek powiedział, że ze mnie rezygnuje. "To pies trenera drapał", pomyślałem sobie. W końcu trafiłem do trenera Rogowskiego. Ten mi powiedział, że człowieka ze mnie zrobi, tylko posłuszny mam być. I tak było. Co trener kazał, robiłem. Warunki gry mieliśmy uzgodnione i cały roczny plan przygotowany. Tu już lipy nie było. Trzynaście razy mistrzem kraju byłem, kilka innych medali też zdobyłem. Coś więc ze mnie wyrosło, a teraz staram się pomagać tym, którzy mnie o to poproszą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska