Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piast Gliwice - Śląsk Wrocław 1:1 (ZDJĘCIA, RELACJA)

Jakub Guder
Piast Gliwice - Śląsk Wrocław 1:1. Do przerwy Śląsk przegrywał w Gliwicach 0:1. Wyrównującą bramkę w 75 minucie zdobył Marco Paixao. Piastowi prowadzenie w pierwszej połowie zapewnił Kamil Wilczek.

Oczywiście już bez Waldemara Soboty pojechał Śląsk Wrocław do Gliwic na mecz z Piastem. To jednak nie było jedyne osłabienie wrocławian w tym meczu.

CZYTAJ WIĘCEJ: WALDEMAR SOBOTA ZAWODNIKIEM CLUB BRUGGE - TO JUŻ PEWNE

Na Górnym Śląsku nie pojawili się też Adam Kokoszka (pauza za cztery żółte kartki) i kontuzjowany Sylwester Patejuk. Dlatego Czeski szkoleniowiec musiał dokonać kilku istotnych roszad w składzie. Przede wszystkim miał jednego skrzydłowego, dlatego do pomocy przesunął z obrony Brazylijczyka Dudu. Kokoszkę zastąpił Rafał Grodzicki, który dopiero co wrócił do gry po poważnym urazie barku. Od wznowienia treningów na pełnych obrotach spędził na boisku tylko nieco ponad 70 min w spotkaniu III-ligowych rezerw. Swoją drogą jak słaba musi być pozycja Odeda Gavisha, skoro to nie on wskoczył do pierwszej jedenastki, a jest przecież w rytmie meczowym.

Wrocławianie od początku spotkania mieli przewagę. Ruszyli do ataków i ani przez moment nie było widać braku Soboty w składzie. Czekający na ligową wygraną od drugiej kolejki Piast tylko postwie Dariusza Treli zawdzięczał, że WKS nie strzelił dwóch-trzech bramek.

Kapitalne zawody rozgrywał Sebastian Mila, który co chwilę obsługiwał swoich kolegów precyzyjnymi podaniami. W 22 min dośrodkowanie kapitana Śląska próbował wykorzystać Marco Paixao, ale jego uderzenie głową minimalnie minęło bramkę. Po chwili okazję miał Sebino Plaku, ale uderzył prosto w bramkarza gospodarzy. W 27 min precyzyjnie celował „Milowy”, ale Trela znów się wyciągnął i wybił na rzut rożny piłkę zmierzającą tuż przy słupku do siatki. Po chwili miał przed sobą Dalibora Stevanovicia i ponownie wyszedł zwycięsko z konfrontacji ze słoweńskim pomocnikiem. Do „Dado” świetną piłkę posłał rzecz jasna Mila.

W futbolu niestety nie liczą się jednak sytuacje, ale gole - a do siatki pierwsi trafili gliwiczanie. Piłkę wprowadzał do gry długim wykopem Rafał Gikiewicz, piłkarze Piasta wygrali dwie główki w środku boiska, futbolówkę przejął Kamil Wilczek, który przepychając się z Mariuszem Pawelcem uderzył na bramkę wrocławian. „Giki” parę sekund wcześniej zrobił kilka kroków do przodu, był przy tym za nisko na nogach i piłka po jego rękach wpadła do siatki. No cóż - jedni grali, drudzy strzelili bramkę.

Od tego momentu gospodarze zaczęli pewniej poczynać sobie na boisku, a na domiar złego sędzia odesłał na trybuny Stanislava Levego. Czech już wcześniej żywiołowo gestykulował, a po kolejnym faulu gliwiczan nie wytrzymał po raz kolejny. Arbiter też no i wrocławianie zostali bez szkoleniowca.

Do końca pierwszej połowy przewagę mieli gliwiczanie, ale zaraz po wznowieniu gry w poprzeczkę trafił Stevanović.
Później inicjatywę przejął jednak Piast. Dzięki temu Gikiewicz miał okazję, żeby zrehabilitować się za błąd w pierwszej połowie. Świetnie obronił m.in. kolejne uderzenie Wilczka.

Gdy wydawało się, że gospodarze kontrolują grę wyrównującego gola strzelił Marco Paixao, który dostał na nogę piłkę od Stevanovicia i wślizgiem skierował ją między słupki.

Bardzo interesująca była końcówka. Obie ekipy postanowiły zawalczyć o pełną pulę i atakowały. Więcej sił zachował Śląsk, a sytuację meczową już w doliczonym czasie gry miał Paixao, jednak jego potężny strzał odbił przed siebie świetny tego dnia Trela.

Trener Levy mecz oglądał w tym czasie siedząc tuż obok dyrektora sportowego WKS-u Krzysztofa Paluszka. Oczywiście nasz trener starał się komunikować z ławką rezerwowych. Wydaje nam się, że w ruch poszedł nawet telefon komórkowy, co nie jest chyba dozwolone. Ciekawe czy sprawą zajmie się Komisja Ligi...

- Remis jest sprawiedliwy - powiedział zaraz po ostatnim gwizdku Kamil Wilczek, strzelec gola dla „Piastunki”.

- Z całym szacunkiem dla rywali, ale to my byliśmy drużyną lepszą. Mieliśmy więcej klarownych sytuacji, prowadziliśmy grę. Nie zgodzę się, że podział punktów jest sprawiedliwy - komentował Sebastian Mila, który - gdyby nie koledzy - już w pierwszej połowie mógł mieć dwie asyst. - Ja też miałem swoją okazję, której nie wykorzystałem - bronił kolegów i zaznaczał, że trudno było podnieść się psychicznie po laniu od Sevilli. - Nie było łatwo, bo zostaliśmy zmiażdżeni. Te ciosy, które otrzymaliśmy, to była waga ciężka - nie krył.

Po tym meczu z pewnością martwi skuteczność, ale cieszy, że mimo braku Waldemara Soboty WKS potrafił oddać osiem strzałów w światło bramki. Okazuje się, że jest drugie życie bez Soboty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska