Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polonez za niecały tysiąc złotych, ale na Nordkapp dojechał

Tomasz Hołod
Wojciech Kołosowski prywatnie jest stomatologiem, ale wszczepiając implanty i poprawiając protezy poczuł, że ma smykałkę do majsterkowania. Wystartował w rajdzie Złombol dwa lata temu. Zrezygnował. Nie poddał się jednak. W tym roku w swoim polonezie dotarł na Nordkapp, najdalej wysunięty na północ zakątek Europy. Pisze Weronika Skupin

Od zawsze wolał na wakacje wybrać się samochodem niż samolotem. Nic więc dziwnego, że Wojciech Kołosowski postanowił wystartować w kolejnej edycji charytatywnego rajdu Złombol. Wyruszył na norweski Nordkapp 10 sierpnia z Katowic. Zdążył już wrócić, przywieźć mnóstwo wspomnień i zdjęć.

Wyprawa dla twardzieli
Kołosowski od zawsze lubił majsterkować i miał smykałkę do ścigania się, choć jest... stomatologiem we wrocławskiej klinice Unident Union Dental Spa. Tymczasem, jak tłumaczą organizatorzy, Złombol to ekstremalna wyprawa dla twardzieli. Pomoc nie nadejdzie znikąd, a w tegorocznej edycji można było utknąć na bezludziu z łosiami. Skąd w rajdzie dentysta? - Postanowiłem się sprawdzić - kwitował Kołosowski.

Złombol to wyprawa samochodami komunistycznej produkcji lub konstrukcji. - Wartość pojazdów, nie licząc napraw przygotowawczych, to orientacyjnie około 1000 zł. Dotychczasowe trasy prowadziły z Katowic do Monako, na arktyczne koło podbiegunowe, do Azji, Loch Ness i Archaia Olympia w Grecji. Chcieliśmy pokazać, że mimo wszystkich obaw da się dojechać takimi "złomami" do wyznaczonego celu - mówią organizatorzy rajdu Złombol. Pieniądze zebrane podczas rajdu od uczestników i sponsorów wspomagają każdego roku śląskie domy dziecka. Najważniejsze to dojechać.

W fińskiej tundrze Wojciech Kołosowski poradził sobie świetnie. Był przygotowany.

- Tegoroczny Złombol to dla mnie już druga edycja. Wcześniej jechałem nad jezioro Loch Ness, ale musiałem zrezygnować w Londynie. Wtedy jechałem skodą 105 z 1981 roku. Auto kupiłem tuż przed wyjazdem i niestety, ale w ogóle nie było przygotowane do rajdu. Na tegoroczny Złombol lepiej się przyszykowałem.

Tym razem Kołosowski auto - polonez cargo z nadbudówką, rocznik 1999 - dopieszczał już od stycznia.
- Kiedyś jeździły takie karetki. Na Złombol wóz był przygotowywany od samego początku - co chwila lądował u mechanika. Miał wymienione zawieszenie, silnik i elektrykę. W bagażniku na dachu mam cztery koła, 50 litrów paliwa, części zapasowe i skrzynki z narzędziami. W środku auto jest ocieplone, tapicerowane i wyposażone w dwa miejsca do spania oraz szuflady. Zrobiłem z niego kampera - śmieje się Wojciech Kołosowski.

Wielki start do przygody

Wrocławski stomatolog wraz z kolegą Ryszardem Sobolewskim wyruszyli spod katowickiego Spodka 10 sierpnia. Pierwszy dłuższy przystanek z noclegiem był po około 650 km w Suwałkach. Tę noc, podobnie jak każdą następną, wrocławska załoga spędziła w… samochodzie. Bardzo szybko okazało się bowiem, że przygotowane w polonezie miejsca do spania to był rewelacyjny pomysł.

- Zazdrościły nam tego pozostałe drużyny, które zwykle spały w namiotach. A pogoda była zmienna, bywało zimno i deszczowo - mówi Wojciech Kołosowski.

Drugi dzień rajdu przypadł na Łotwę i Estonię. - Był plan, że jeszcze tego dnia przeprawimy się promem z Tallina do Helsinek, ale spóźniliśmy się 5 minut. Skazani byliśmy na nocleg na parkingu przed portem - wspomina rajdowiec.

W Finlandii wrocławska załoga znalazła się trzeciego dnia rajdu. Tu zaczęła się prawdziwa przygoda!

- Zmienił się krajobraz. Tundra, piękne widoki, bezludne tereny i wszechobecny spokój - relacjonuje Wojciech Kołosowski, oczarowany niepowtarzalnymi białymi nocami. Piątego dnia tundra ustąpiła górom, a krajobraz wyglądał jak widoczek z pocztówki. Polonez zaś spisywał się znakomicie, drobne awarie tłumika, zawieszenia i termostatu nie utrudniały podróży.
Ryszard Sobolewski okazał się nie tylko świetnym kompanem, kierowcą i mechanikiem, ale też nie gorszym kucharzem. Smak serwowanych przez niego gołąbków, grochówki i fasolki po bretońsku poznało kilka rajdowych załóg.

Na metę ekipa Polocamper, przechrzczona przez uczestników rajdu (ze względu na rejestrację) na Do Jadę Team, dojechała 15 sierpnia o 21.52. Na Nordkapp było jasno - o tej porze roku jest tam tak cały czas.

Powrót i kolejne plany

Ukończyli rajd, ale to nie był koniec wyprawy, musieli jeszcze wrócić. Do Wrocławia dotarli sprawnie i bez nieprzewidzianych przeszkód.

- Poczciwy polonez nas nie zawiódł, a wielomiesięczne przygotowania dały efekty - podsumowuje Wojciech Kołosowski.
Choć nie byli pierwsi, cały czas podkreślają, że nie o pierwszeństwo tu chodziło. - Zmierzyliśmy się ze słabościami i naturą. Ku naszemu zaskoczeniu zagrożeniem na trasie były… renifery. Ale też sprawdziliśmy swoje umiejętności i możliwości techniczne auta - wylicza Kołosowski, który przyznaje, że szczególnie trudne były zjazdy i podjazdy w górach, zdarzało się też, że spędzali za kółkiem 15 godzin, by przejechać planowane 1000 km. - Jesteśmy dumni z siebie i z wozu- mówi rajdowiec. A co dalej? - Sprowadzę 30-letniego land rovera z Niemiec i wystartuję na nim w przyszłym roku na wyprawę do Mongolii - planuje Wojciech Kołosowski.

Korzystałam z materiałów prasowych Sylwii Chmielarz.
Weronika Skupin

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska