Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rzut karny też trzeba umieć wykorzystać

Mariusz Wiśniewski
- Rzut karny to taka trochę loteria - mówił Przemysław Łudziński
- Rzut karny to taka trochę loteria - mówił Przemysław Łudziński Janusz Wójtowicz
- Mamy problem z tymi karnymi - mówi trener Tarasiewicz. Śląsk aż trzy razy pudłował w tym sezonie z 11 metrów.

Dochodziła 57 min spotkania. Mimo optycznej przewagi, Śląsk cały czas przegrywał z Polonią Warszawa 0:1. Tomasz Szewczuk przejął piłkę po kiksie Tomasza Jodłowca i popędził na bramkę. Obrońca gości próbował naprawić swój błąd, ale zamiast tego faulował i sędzia podyktował rzut karny. Stadion eksplodował radością. Ale na krótko, bowiem wszyscy jeszcze pamiętali, jak dwa tygodnie wcześniej Sebastian Mila w spotkaniu z Polonią Bytom z jedenastu metrów posłał piłkę obok bramki.

Tym razem do piłki podszedł Przemysław Łudziński. Dobrze wyczekał bramkarza, który rzucił się w jedną stronę, a piłka poleciała w drugą, ale niestety minęła bramkę.
- Przemek sam chciał strzelać. Powiedział, że czuje się na siłach. Ale nie mamy do niego pretensji, że nie strzelił. Zdarza się - opowiadał po meczu Mila.
Sam pechowy strzelec komentował:
- Cóż mogę powiedzieć? Chciałem dobrze. Zdarza się. Rzut karny to taka trochę loteria. Na pewno się tym nie zrażam i jak będzie kolejny karny, to mogę strzelać.

Był to już trzeci karny przestrzelony przez Śląsk w tym sezonie. To swoisty rekord ekstraklasy. Poza Milą i Łudzińskim z jedenastu metrów do siatki nie zdołał trafić również Vuk Sotirovic w meczu z okazji inauguracji sezonu z Lechią Gdańsk. Co ciekawe, wszystkie karne Śląsk przestrzelił na tę samą bramkę.

- Nie ma co ukrywać, mamy problem z tymi karnymi - stwierdza już na samym początku rozmowy trener Ryszard Tarasiewicz. - Ja im mówię: jak już potraficie strzelać karne tak, że wyczekujecie do końca bramkarza, to nie musicie później strzelać bardzo precyzyjnie. Wystarczy półtora czy dwa metry obok bramkarza. Nie musi być przy samym słupku. Bramkarz, jak już się ruszy, to leci, koniec - dodaje szkoleniowiec Śląska.

W sobotnim meczu wrocławianie powinni mieć jeszcze jeden rzut karny za zagranie ręką Radka Mynara w polu karnym.
- Chyba strzelałby tym razem Tomek Szewczuk. Mówił, że czuł się dobrze i był gotowy do strzelania - wyjawia Tarasiewicz.
Można wyróżnić kilka sposobów wykonywania rzutów karnych. Najbardziej efektowny i niemal nie do obrony jest strzał w górną część bramki, czyli w tak zwane okienko. Piłkarze decydują się na takie uderzenie niezwykle rzadko, bowiem łatwo jest posłać piłkę ponad poprzeczką. Dlatego z reguły strzelcy decydują się na bardziej "bezpieczny" sposób, czyli uderzenie możliwie blisko słupka. Są również zawodnicy, którzy wybierają róg bramki i strzelają ile sił w nodze. Istnieją jeszcze bardziej ekwilibrystyczne metody, jak np. delikatne podcięcie piłki.

- Strzelałem zawsze tak, że czekałem do końca, co zrobi bramkarz. A później trafiałem tak z dwa metry obok niego - zdradza Tarasiewicz. - Piłkarz musi być pewny, że strzeli. Nie mylić z lekceważeniem. Na pewno zawodnik czuje presję, ale jeżeli nie potrafi tego wytrzymać, niech nie strzela. A jak wyczekuje bramkarza, to nie musi celować przy słupku - dodaje.

Jeden z najlepszych strzelców w historii Śląska, Janusz Sybis, nie podchodził do rzutów karnych: - Nie paliłem się do tego. Wolałem strzelać gole inaczej.
Zarówno Tarasiewicz, jak i Sybis podkreślają, że karne można trenować, ale jak przychodzi mecz, jest kilka czy kilkanaście tysięcy kibiców, to sytuacja jest zupełnie inna.

- Na treningu niektórzy strzelają 10 na 10. Ale co z tego? Mecz to mecz. Też się bawiłem na treningach i strzelałem, ale podczas spotkań - nie. Tadziu Pawłowski był ekspertem - dodaje Sybis.
Ale i jemu zdarzało się nie strzelić. Najbardziej pamiętny karny w historii Śląska należał właśnie do Pawłowskiego. W sezonie 1981/82, w decydującym o mistrzostwie Polski meczu z Wisłą Kraków, przy stanie 0:1 Pawłowski na kilka minut przed końcowym gwizdkiem strzelał karnego. Nie strzelił i Śląsk do dzisiaj ma tylko jedną mistrzowską koronę w swoim dorobku.

Słynne karne
W finale mistrzostw Europy w 1976 r. Antonin Panenka wykonywał decydujący o złotym medalu rzut karny. Wziął bardzo długi rozbieg, co sugerowało, że będzie strzelał mocno. Kiedy podbiegł do piłki, tylko lekko ją podciął i ta wylądowała pod poprzeczką obok zdezorientowanego Seppa Maiera. To uderzenie dało Czechosłowacji złoty medal i tytuł najlepszej reprezentacji w Europie.
Kazimierz Deyna na mistrzostwach świata w 1978 r. w spotkaniu z Argentyną przy stanie 0:1 stanął przed szansą doprowadzenia do remisu. Nie strzelił, a Polacy ostatecznie przegrali 0:2.
W 1986 r., podczas mistrzostw świata w Meksyku, tuż przed końcem meczu ćwierćfinałowego Brazylia-Francja przed szansą zapewnienia awansu swojej drużynie stanął słynny Zico. Brazylijczyk jednak się pomylił, a Canarinhos pożegnali się z turniejem.
Podczas mistrzostw świata w 1994 r. po raz pierwszy w historii zwycięzcę finału miały wyłonić rzuty karne. Wówczas presji nie wytrzymali i z 11 metrów do bramki nie potrafili trafić tacy słynni piłkarze, jak Franco Baresi czy Roberto Baggio. Złote medale pojechały do Brazylii.
Polscy kibice oraz fani FC Liverpool pewnie długo jeszcze będą rozpamiętywali finał Ligi Mistrzów w 2005 r. Jerzy Dudek obronił dwie "jedenastki" piłkarzy AC Milan i The Reds zdobyli Puchar Europy. Polski bramkarz rozpraszał rywali podskokami, pląsami, co później nazwano Dudek Dance.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska