Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia. Dlaczego Pablo Picasso wyjechał obrażony z Wrocławia? (MNÓSTWO ZDJĘĆ)

Katarzyna Kaczorowska
W tym tygodniu mija 65. rocznica Światowego Kongresu Intelektualistów we Wrocławiu
W tym tygodniu mija 65. rocznica Światowego Kongresu Intelektualistów we Wrocławiu zdjęcie ze zbiorów Muzeum Miejskiego Wrocławia
Żeby przylecieć do Wrocławia na Światowy Kongres Intelektualistów w sierpniu 1948 roku, Pablo Picasso po raz pierwszy w życiu wsiadł do samolotu. Kiedy z niego wysiadł na lotnisku, wiedział już, skąd się wziął kubizm: z lotnictwa, bo z góry wszystko jest kwadratowe.

Środa, 25 sierpnia 1948 roku. „Wrocławski Kurier Ilustrowany” donosił na pierwszej stronie, że wczoraj w nocy do Wrocławia przyjechały delegacje jugosłowiańska, szwajcarska, austriacka i duńska. W ciągu dnia na lotnisku wylądowały samoloty z Francji, Anglii i Włoch (w sumie aż dziewięć). Dociekliwy dziennikarz informował, że Pablo Picasso z Paryża wyleci o godzinie 9 rano, by po południu wylądować we Wrocławiu.

Korespondent Polskiej Agencji Prasowej dwa dni później na łamach relacjonował swoją rozmowę z wybitnym Hiszpanem.
– Właśnie w jednej z polskich gazet przeczytałem, że jest pan już we Wrocławiu i zwiedził tam Wystawę Ziem Odzyskanych, i podobały się panu dzieła polskich malarzy i rzeźbiarzy. Więc jak pan się tu znalazł?
Picasso odrzekł: – Trudno mi na to odpowiedzieć. Wiadomo, że gazety zawsze mają rację. Wobec tego należy wątpić, czy rzeczywiście znajduję się w samolocie, do którego wsiadłem po raz pierwszy w życiu.
Kiedy ten niechętny zbyt dalekim podróżom Hiszpan wylądował już we Wrocławiu, miał zachwycony powiedzieć: – To samolot odkrył kubizm: ziemia z góry jest w same kwadraty.

Jego wizyta w zniszczonym wojną Wrocławiu była pomysłem Jerzego Borejszy, w latach 20. XX wieku anarchisty i studenta iberystyki na Sorbonie, po powrocie do Polski w 1927 roku komunisty i literata, a po wojnie wydawcy, który powołał do życia Spółdzielnię Wydawniczą Czytelnik. Światowy Kongres Intelektualistów dla Pokoju miał być jego wielkim sukcesem, a wybór Wrocławia na miejsce trzydniowych obrad nieprzypadkowy.

Na jesień 1948 roku szykowany był kongres zjednoczeniowy Polskiej Partii Robotniczej i Polskiej Partii Socjalistycznej. Wielkimi krokami zbliżał się stalinizm, choć mało kto przeczuwał, co ze sobą przyniesie. Kongres Intelektualistów, szykowany od wiosny 1948 roku, miał być mocnym akcentem pokazującym prawdziwy obraz Polski.
Jak pisał dziennikarz „uczestnicy ze wszystkich zakątków świata naocznie przekonają się o niespotykanej polskiej dynamice, o mrówczej, pełnej poświęcenia pracy, o wynikach budowy życia na wielu odcinkach od zera”. Kongres miał zadać „cios kłamliwej propagandzie o nas, o kurtynach, o niewolnictwie ustroju, o mechanizacji człowieka”. Wrocławianie czytali o wielkim wydarzeniu, oglądali zdjęcia wybitnych postaci, ich karykatury. Rosnące napięcie towarzyszące obradom w żaden sposób nie przebiło się między wierszami. Nie dowiedzieli się więc o skandalu, jaki wybuchł już pierwszego dnia. Dowiedzieli się za to, że na Kongresie odtworzono nagranie, na którym Henry Wallace zapewnił wszystkich zgromadzonych, że granica na Odrze i Nysie jest granicą pokoju.

Kto wpadł na pomysł zorganizowania Światowego Kongresu Intelektualistów? Wiele wskazuje na to, że było to autorskie przedsięwzięcie Borejszy, wspierane zarówno autorytetem ówczesnych komunistycznych władz, jak i jego osobistymi – bardzo szerokimi – kontaktami z lewicową elitą intelektualną i artystyczną powojennej Europy.
Jak wspominała Dominique Desanti, uczestniczka wrocławskich obrad, Borejsza zdradził jej, że uzyskał poparcie dla swojego pomysłu u samego Andrieja Żdanowa, prawej ręki Stalina. Swoją drogą, Żdanow zmarł kilka dni po Kongresie, 31 sierpnia 1948 roku, a jego nagła i tajemnicza śmierć stała się impulsem do represji wśród leningradzkich działaczy partii komunistycznej.

Borejsza od początku robił wszystko, by Kongres nie stał się kolejną propagitką, tyle że większą i międzynarodową. Przekonał Jakuba Bermana do tego, by obrad nie otwierał Bolesław Bierut. Naczelną zasadą organizacyjną Kongresu miała być jego apolityczność w służbie pokoju i tzw. postępowych sił. Zero bezpośredniej identyfikacji z komunizmem. Sam Borejsza w oficjalnych wystąpieniach podkreślał, że to wydarzenie podniesie prestiż Polski i udowodni, że określenie „żelazna kurtyna” jest kompletnie pozbawione sensu. Ale na początku sierpnia w liście do swojego brata, Józefa Jacka Różańskiego, wysokiego funkcjonariusza bezpieki, pisał na początku: „Jeżeli nie każą nam odwrócić wszystko dzień przed Kongresem i jeżeli z ZSRR przyjedzie delegacja pewnej klasy, to Kongres ten może stać się dużym wydarzeniem, umiejętnie zaś rozegrany na rynku wewnętrznym mógłby stać się świetnym intermezzo między jedną symfonią furioso a drugą symfonią furioso, jaką w najbliższym czasie będziemy odgrywać”.

Furioso rzeczywiście przyszło, a Borejsza, wszechwładny prezes Czytelnika, stał się jedną z jego ofiar – jego upadek nadchodził wielkimi krokami, choć sam Borejsza jeszcze tego nie przeczuwał.
Wrocław szykował się na wielkie święto. Więcej nawet, bo już świętowano Wystawę Ziem Odzyskanych, której Kongres miał być swoistym, intelektualnym apogeum.
W auli Politechniki Wrocławskiej pierwszym mówcą 25 sierpnia 1948 roku był Jarosław Iwaszkiewicz (warto wiedzieć: w wydanych niedawno „Dziennikach” Kongresowi nie poświęcił ani zdania, więc od początku nie przywiązywał do niego szczególnej wagi).

Wybitny poeta i prozaik mówił: – Szara rzeka czasu zrywająca kartki kalendarza sięga po kartkę czerwoną, dzień to bowiem znamienny i radosny, ważny i niezwykły
Wśród wielu dni poświęconych kongresom, targom i gniewom – on jest oddany wielkim sprawom, sprawom mądrości i rozwagi.

Ze wszystkich bowiem stron świata przyszliście tutaj do wielkiego polskiego miasta, tej sedes regnis principatus księcia Władysława Hermana, aby spotkaniem swoim oznaczyć, czego chcecie dla świata i ludzkości.
Kongres został otwarty. Goście usłyszeli „Zatopioną katedrę” Debussy’ego i „Apassionatę” Beethovena w wykonaniu pianisty z Czechosłowacji Josefa Palenicka. Prezes Stowarzyszenia Literatów Francuskich Maurice Bedel podkreślił znaczenie Wrocławia jako miejsca obrad:

– Zwróćmy uwagę na te ruiny! Czyż nie takiego właśnie tła potrzebował Kongres Pokoju? (...) Są one jakby straszliwą, olbrzymią pieczęcią śmierci na szlachetnej ziemi polskiej! Tu we Wrocławiu – i dalej – w Warszawie – i dalej jeszcze, w Gdańsku – niezmierzone

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska