Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mirosław Jasiński - wojewoda, który rozwścieczył prezesa Kaczyńskiego. Co robi dziś?

Hanna Wieczorek
Mirosław Jasiński, historyk sztuki i polityk. Jako dyrektor Galerii Miejskiej ściągnął do Wrocławia kolekcję flamandzkiego malarstwa
Mirosław Jasiński, historyk sztuki i polityk. Jako dyrektor Galerii Miejskiej ściągnął do Wrocławia kolekcję flamandzkiego malarstwa Archiwum Galerii Miejskiej
Czechofil. Historyk sztuki. Współtwórca Solidarności Polsko-Czechosłowackiej. O Mirosławie Jasińskim, swego czasu najmłodszym wojewodzie, który pokłócił się z Adamem Michnikiem o Solidarność Walczącą, pisze Hanna Wieczorek

Najkrótsza biografia Mirosława Jasińskiego - obecnie szefa Galerii Miejskiej we Wrocławiu - może zamknąć się w kilku zdaniach: Urodził się 12 listopada 1960 roku w Bolesławcu. Jest scenarzystą, reżyserem, dyplomatą. Absolwent polonistyki i historii sztuki na Uniwersytecie Wrocławskim. W 1980 roku był współtwórcą Niezależnego Zrzeszenia Studentów na UWr, zakładał Solidarność Polsko-Czechosłowacką. W latach 1990-1991 radca ambasady w Pradze, w 1991 roku został wojewodą wrocławskim. Później wykładał na Politechnice Wrocławskiej. W latach 2001-2006 dyrektor Instytutu Polskiego w Pradze. Pisał scenariusze i reżyserował filmy dokumentalne. Wspólnie z Mirosławem Spychalskim jest autorem zbioru opowiadań "Opowieść Heroiczna" oraz filmów "Gry leśne, uliczne i piwniczne", "Czechy po pięciu latach" czy najnowszego "Europa Środkowa idzie na wolność" - o wyjściu armii radzieckiej z Polski.

Rok 1981, Aleksander Gleichgewicht, dzisiaj szef wrocławskiej gminy żydowskiej, zgadał się z Mirosławem Jasińskim, że warto by zacząć współpracę z czeskimi desydentami. - Pierwsze próby podjęto w latach 70. - opowiada Gleichgewicht. - W sierpniu 1978 zorganizowano w Karkonoszach spotkanie działaczy czeskiej Karty 77 i polskiego KSS KOR. Wydano oświadczenie w 10. rocznicę Praskiej Wiosny. Pomagałem przy organizacji tego spotkania, ale na nim nie byłem. Służba Bezpieczeństwa "ułatwiła" mi życie, na rok trafiłem do wojska.

Gleichgewicht wspomina, że Jasińskiego spotkał bodaj w Zarządzie Regionu Solidarności.
- Spotkało się dwóch czechofilów ˜- śmieje się Jasiński. - To Olek wpadł na pomysł Solidarności Polsko-Czechosłowackiej, pojechał do Pragi i tak to się zaczęło.

Jak Jasiński został czechofilem? Zafascynowała go literatura, choćby taki Hrabal. Później zresztą Solidarność Polsko-Czechosłowacka wydała po raz pierwszy w Polsce "Obsługiwałem angielskiego króla" Hrabala, sam Jasiński amatorsko tłumaczył jedno z opowiadań Oty Pavela. Ostatecznie kraj ten go zafascynował podczas sylwestrowego wypadu do Czech na przełomie 1979 i 1980 roku. Pojechał z Waldemarem Fydrychem, spotkał młodych ludzi ocierających się o underground.

Gleichgewicht ze uśmiechem wspomina wyprawę do Pragi w 1981 roku. Polska była już otoczona "kordonem sanitarnym". - Łatwiej było wyjechać do Anglii czy Francji niż do Pragi czy Moskwy. Spotkałem się z działaczami Karty 77, a raczej ich żonami, bo działacze siedzieli w więzieniach. Pamiętam pobyt u księdza. Wtedy pierwszy i ostatni raz spałem z księdzem w jednym łóżku - śmieje się Gleichgewicht. - Wydaje mi się, że właśnie podczas tego spotkania wymyśliłem nazwę Solidarność Polsko-Czechosłowacka, ale co do tego nie ma zgody. Gleichgewicht zamyśla się. I dodaje, że po latach zrozumiał, iż wyprawa była monitorowana przez służby specjalne. Może dlatego udało mu się bezpiecznie wrócić do Wrocławia?
Przyszedł stan wojenny, Gleichgewicht został internowany, do Jasińskiego zgłosił się niejaki Dvorzak, Czech, jak się później okazało, agent StB (Státní Bezpečnost, czeska bezpieka- przyp. red.). Jasiński, zaangażowany w działalność Akademickiego Ruchu Oporu, przekazał to komu innemu, a sam z przyjaciółmi zajął się tworzeniem Solidarności Polsko-Czechosłowackiej.

- To było zderzenie dwóch światów - wspomina. - Dzieliło nas co najmniej jedno pokolenie, my mieliśmy wtedy po 21-22 lata. W Czechach aktywnych działaczy było niewielu, ale też represje wobec opozycji były nieporównywalne. Przyszedł czas pracy nad przygotowaniem punktów przerzutu i wymiany wydawnictw niezależnych oraz sprzętu, tworzenia sieci kurierów, którzy przenosili przez zieloną granicę zakazaną literaturę, dokumenty i materiały drukarskie. Czescy dysydenci zawsze prosili o offsety.
-Dostarczyliśmy im polski high tech - śmieje się. - Ramkę z gumką i instrukcję, jak na tym drukować. W Czechach było to zupełnie nieznane...

- Poznałem Mirosława Jasińskiego w stanie wojennym - opowiada Józef Pinior. - Byłem wtedy szefem RKS-u, finansowaliśmy działalność SPCz z 80 milionów, które udało się przed wprowadzeniem stanu wojennego podjąć z bankowego konta. Jasiński zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie, był intelektualistą. I choć nasze drogi polityczne rozeszły się, bardzo go cenię, do dzisiaj podpowiada mi, co ciekawego ukazało się w Czechach, co warto przeczytać. I czytam to, co mi poleci.

Solidarność Polsko-Czechosłowacka rozwijała się. W 1985 roku powstały oddziały w Brnie i Warszawie. Rok później grupa tłumaczy zaczęła pracować nad przekładami zakazanej współczesnej literatury czeskiej i słowackiej. Tak powstała kolekcja czeskiej i słowackiej literatury niezależnej. W 10. rocznicę podpisania Karty 77 SPCz wydała kalendarz oraz serię znaczków pocztowych, którą udało się wprowadzić do oficjalnego obiegu. - Były tak dobre, że czeski minister poczty wydał specjalną instrukcję o zakazie doręczania listów z tymi znaczkami - śmieje się Jasiński. - Zrobił nam świetną reklamę. Informacja dotarła do najmniejszych czeskich urzędów pocztowych. Ale i tak Petr Pospíchal dostał w więzieniu mój list z tym znaczkiem.

Takich akcji można wymieniać jeszcze dużo. Choćby tę żądającą uwolnienia Petera Pospichala, dysydenta, aresztowanego pod zarzutem szpiegostwa na rzecz... Polski. Wreszcie przyszedł rok 1987 i spotkanie w Karkonoszach, a po nim następne. Spotkania rozsławione wspólnymi zdjęciami Kuronia, Lityńskiego, Piniora, Romaszewskiego z najsłynniejszymi czeskimi opozycjonistami: Vaclavem Havlem, Janem Šabatą, Jiřím Dienstbierem...
A w listopadzie Solidarność Polsko-Czechosłowacka zorganizowała Międzynarodowe Seminarium Europa Środkowa "Kultura na rozdrożu - pomiędzy totalitaryzmem a komercjalizmem". Na festiwal przyjechało kilka tysięcy Czechów, a Vaclav Havel nazwał go preludium "Aksamitnej rewolucji", która zaczęła się dwa tygodnie później.

Rok 1989 pokazał jednak, że polska opozycja nie jest jednolita. - To zróżnicowanie było widać wcześniej - mówi Jasiński. - W 1988 roku pokłóciłem się z Adamem Michnikiem o Kornela Morawieckiego i Solidarność Walczącą. W 1988 roku SPCz rozpoczęła akcję "Patronat". Poprosiliśmy o zaopiekowanie się więźniami politycznymi i ich rodzinami. W naszym Biuletynie Informacyjnym ukazywały się nazwiska więźniów, wyroki, miejsca pobytu ich i ich rodzin. Opieki podejmowali się różni ludzie i organizacje. Po latach przyjechał do mnie Czech, którym zajęła się parafia w Leśniej Podkowie. Był wzruszony, bo myślał, że już o nim wszyscy zapomnieli, a tym bardziej o jego rodzinie. Wśród tych, którzy zgłosili się do akcji, była Solidarność Walcząca. Michnik miał pretensje, że wymieniamy SW, mówił, że w ten sposób promujemy Kornela.

W 1990 roku Jasiński wyjeżdża do Pragi, gdzie zostaje radcą polskiej ambasady. Wraca po roku i obejmuje fotel wojewody wrocławskiego. Był już związany politycznie z prawicą. Najpierw z Porozumieniem Centrum, potem z Ruchem Odbudowy Polski premiera Jana Olszewskiego.

- To wyszło naturalnie - mówi Jasiński. - Od pierwszego roku studiów przyjaźniłem się z Adamem Lipińskim. Byłem w stowarzyszeniu Centrum Demokratyczne, które założył, a potem w Porozumieniu Centrum. Jasiński śmieje się, że mało kto pamięta, iż początkowo do PC należał Kongres Liberalno-Demokratyczny. - Odeszli, kiedy Krzysztof Bielecki zaczął się usamodzielniać - wyjaśnia. - To najlepszy dowód, że bratobójcze wojny są najkrwawsze. Ostatnią decyzją Bieleckiego jako premiera było odwołanie mnie z funkcji wojewody. Wróciłem po trzech tygodniach - ponownie powołał mnie premier Jan Olszewski.

Jeszcze mniej osób pamięta, że to właśnie Mirosław Jasiński prowadził zjazd założycielski PC. Odszedł z Porozumienia niedługo potem, kiedy - jak sam wspomina - rozwścieczył swoim przemówieniem samego prezesa Kaczyńskiego. Był najmłodszym wojewodą, a jego urzędowanie przypadło na gorący okres. - Byliśmy młodzi i naiwni - wspomina. - To był czas rozkradania Polski.
Funkcjonowaliśmy trochę w fikcji bankowej. Ale pewne rzeczy udało się zrobić. We Wrocławiu przeprowadziliśmy pierwsze postępowanie ugodowe pomiędzy bankami a PZL Hydral. Udało się, niestety na chwilę, uratować wrocławskie PGR-y.

Jak? Niekonwencjonalnie. Zatrudniono ekipę pięciu młodych fachowców, którzy szkolili księgowe w Państwowych Gospodarstwa Rolnych. Wśród tej piątki było dwóch obecnych dyrektorów banków: Mateusz Morawiecki i Zbigniew Jagiełło. - Uczyli je, jak posługiwać się excelem, kiedy nikt jeszcze o tym nie słyszał - śmieje się Jasiński. - I później te panie jechały do swoich banków i mówiły o excelu, o tabelkach, a tam tylko wytrzeszczano oczy ze zdziwienia.

Rok 1991 to również przygotowania do wyjazdu Armii Radzieckiej z Polski. Jasiński uśmiecha się i mówi, że jako wojewoda miał szczęście. Na skutek zbiegu okoliczności polubił go generał Wiktor Dubynin, ówczesny dowódca Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej.

- Dostaliśmy od niego zaproszenie na Dzień Służb Zbrojnych - dodaje Paweł Skrzywanek, który był wówczas dyrektorem Wydziału Kultury Urzędu Wojewódzkiego. - Była dyskusja, czy jechać, czy nie, bo nie brakowało napięcia w sprawach związanych z wyjściem Rosjan z Polski. Jednak zwyciężył argument, że przyjmując zaproszenie, więcej możemy zyskać niż stracić.

Przyszła noc z 4 na 5 czerwca 1992 roku. Jasiński w domu, przed telewizorem, obserwował obalenie rządu Olszewskiego. Następnego dnia złożył dymisję, bo tak nakazywał honor. Był jedynym wojewodą, który sam zrezygnował. Został bez pracy.
- Liczyłem, że rząd przetrwa dłużej - przyznaje. - Do czasu przeprowadzenia dwóch reform: ustanowienia Prokuratorii Generalnej i reformy samorządowo-terytorialnej. Prokuratorię wprowadzono, a reforma samorządowa? Ta, którą przygotowaliśmy, była lepsza od reformy Buzka.

Po upadku rządu Olszewskiego zaczęły się trudne czasy dla Jasińskiego. Gazety krytykowały go jako wojewodę, on sam mówi o nagonce prasowej. Dwa lata wykładał na Politechnice Wrocławskiej, pracował w firmie "Reverentia" Mateusza Morawieckiego. W końcu wyjechał do Czech.

- Z nas dwóch, Jasiński pozostał czechofilem - śmieje się Aleksander Gleichgewicht. - Jako dyrektor Instytutu Polskiego w Pradze bardzo nam pomógł. Przed wojną wrocławska gmina żydowska, a właściwie Żydowskie Seminarium Teologiczne dysponowało drogocennym zbiorem rękopisów i inkunabułów, nazywanych kolekcją Savastrala. W czasie II wojny światowej hitlerowcy kolekcję skonfiskowali i wywieźli. Część trafiła do Pragi, gdzie zamierzano utworzyć muzeum wymarłej rasy - Żydów. Przez lata staraliśmy się o zwrot kolekcji z Czech do Wrocławia. Udało się w 2004 roku, w dużej mierze dzięki wstawiennictwu Mirosława Jasińskiego.

Dzisiaj dzięki czeskim kontaktom dyrektora Galerii Miejskiej we Wrocławiu możemy oglądać wystawę "Rodzina Beueghlów. Arcydzieła malarstwa flamandzkiego".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska