Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podziel się życiem

Agata Grzelińska
Katarzyna Jeznach
Katarzyna Jeznach Fot. Michał Pawlik
Życie przed przeszczepem to koszmarny strach, czy się dożyje. Życie "po" to lepiej wykorzystana każda chwila, drugie życie, dar od drugiego człowieka

Co roku dla prawie dwóch tysięcy ludzi przeszczep to jedyny ratunek. Wielu dostaje dar w postaci nowej nerki, wątroby czy serca. Ale nie wszyscy. Co dziesiąta osoba spośród czekających na przeszczep umiera, bo na czas nie ma dawcy.

Niejednokrotnie dawcą może być zmarła osoba, ale wszystko zależy od tego, czy rodzina zmarłego wyrazi zgodę na pobranie narządów do przeszczepu.
O tym, ile zależy od takiej zgody, opowiedzieli nam chorzy, którzy czekają na przeszczep i którzy mają go już za sobą.

Choroba przychodzi nagle
Radosław Kłącz z Wołowa ma 27 lat. Od roku jego życie jest ciągłym oczekiwaniem. Zmieniał pracę, więc musiał wykonać badania lekarskie. Diagnoza była ogromnym zaskoczeniem: ostra anemia.
- Zaczęło się szukanie przyczyny. Szybko okazało się, że mam ostrą niewydolność nerek - wspomina chory. - Myślałem, że to pomyłka. Czytałem, jak ta choroba się objawia i żadnego z nich nie miałem.

Ale wyniki badań nie kłamały. Zaczął się koszmar dializ. Radosław Kłącz nie chciał rezygnować z pracy, dlatego dializy robi sam w domu. Zabieg trwa pół godziny. Trzeba go powtarzać cztery razy dziennie.
- Ale można normalnie pracować i chodzić na uczelnię - tłumacz pan Radosław. - Pół roku spędziłem w szpitalach. Teraz chcę normalnie żyć. Ale to nie do końca możliwe, bo cały czas czekam na telefon, że jest dawca i że mogę jechać na przeszczep.

Nigdy nie myślał, że to on będzie biorcą.
- Moi znajomi zawsze żartowali, że jeżdżę za szybko samochodem i że będę dawcą. Trzeba mówić o przeszczepach, tak jak się mówi o krwiodawstwie. Ciągle zbyt mało wiemy na ten temat - stwierdza Kłącz.

Przeszczep rodzinny to najlepsze wyjście
W Polsce przeszczepy od żywych dawców to zaledwie 1-2 procent wszystkich transplantacji. Dla porównania: w USA czy w Szwecji to 40 procent. Anna i Dariusz Popłonykowie z Oławy nie mają wątpliwości, że to najlepsze wyjście, jeśli tylko jest zgodność biologiczna pomiędzy chorym i kimś z rodziny.

Ich córka, Agata, jako niemowlę przeszła sepsę, która uszkodziła jej nerki. Gdy dziewczynka miała 14 lat, okazało się, że jedynym ratunkiem jest dla niej przeszczep.
- Na przeszczep rodzinny zdecydowaliśmy się od razu. Zrobiliśmy badania. Okazało się, że możemy być dawcami - mówi Anna Popłonyk.
Specjalistyczne badania wykazały, że nerka pana Dariusza będzie lepsza, bo ma z córką większą zgodność tkankową. Nie miał żadnych wątpliwości.
- Dla mnie to było naturalne - mówi. Trochę niechętnie opowiada o przeszczepie; nie chce, żeby z niego robić bohatera, bo uważa, że dla rodzica kochającego dziecko to żadne wyrzeczenie.

Uśmiecha się, kiedy patrzy na Agatę. Dziś 18-letnia licealistka przyznaje, że tata to jej bohater.
- Dializy były straszne. Teraz czuję się dobrze, chodzę do szkoły, spotykam się ze znajomymi, jeżdżę na nartach - opowiada Agata. - Żyję normalnie.

Babcia Wojtka: Musimy się widzieć
Maria Garbenko z Oławy niecały rok temu oddała nerkę swojemu wnukowi Wojtkowi. Dziś oboje żartują, że mają ze sobą wiele wspólnego.
- Babcia dała mi GPS, więc teraz ma mnie na oku - śmieje się 16-letni chłopiec.

Przed przeszczepem było z nim krucho. Poważnie chorował od 10. roku życia. Od nerek zaczął tracić słuch. Nie jadł, nie sypiał, gasł w oczach.
- Kiedyś zapytał mnie, kiedy umrze - wspomina Dorota Kot, mama Wojtka.

Myślała, że serce jej pęknie. Chciała oddać synowi nerkę, ale lekarze nie wyrazili zgody, bo sama kiedyś chorowała na nerki. Wykluczyli też przeszczep od ojca. Wtedy pani Maria stwierdziła, że ona odda swoją nerkę.
- Nie miałam żadnych wątpliwości - opowiada babcia. - Gdy się obudziłam po operacji, pierwsze pytanie, jakie zadałam, to czy Wojtuś żyje.

Wojtek po przebudzeniu też zapytał o babcię. Po kilku dniach oczekiwania, gdy się okazało, że przeszczep nie został odrzucony, cała rodzina była poruszona z radości.

Dorota Kot mówi, że jej mama odmłodniała. Opowiada, jak po wyjściu ze szpitala Wojtek wziął babcię pod rękę i stwierdził, że ma z nią więcej wspólnego z niż z mamą.
Wojtek przez rok urósł, nabrał energii. Chodzi do gimnazjum, po szkole spotyka się kolegami, ostatnio nawet zaczyna brać się za sport.

Dwa zwykłe lata po przeszczepie
Katarzyna Jeznach, studentka Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu, była chora całe życie. Urodziła się z wadliwymi chromosomami. Dowiedziała się o tym w wieku 21 lat, gdy trafiła do szpitala. Nie było takiego leczenia farmakologicznego, które mogłoby jej pomóc.

Katarzyna ma obecnie 23 lata. Od dwóch lat żyje z nową wątrobą. Podkreśla, że człowiek po przeszczepie, tak samo jak każdy inny, albo może nawet bardziej, potrzebuje żyć wśród ludzi.
Nie wierzy w to, że przeszczep upośledza człowieka albo że go uszlachetnia. Podkreśla, że w ogóle się nie zmieniła.

Katarzyna lubi ładnie wyglądać. Twierdzi, że świetny wygląd to wizualne zaprzeczenie tego, że jest chora.
- Bawi mnie, jak ludzie się na to nabierają - uśmiecha się moja rozmówczyni. - Nikt nie domyśla się, że jestem po przeszczepie, bo jestem za młoda i za ładna. Nie ma takiej cechy wyglądu, która wyróżnia ludzi po transplantacjach. To może być każdy z nas.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska