Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Smoke on the Wrocław, czyli historia Deep Purple. 30 lipca wrocławski koncert!

Jacek Antczak
Tak się dziś prezentują Roger Glover, Steve Morse i Ian Gillan, czyli Deep Purple po 45 latach na scenie nadal w świetnej formie
Tak się dziś prezentują Roger Glover, Steve Morse i Ian Gillan, czyli Deep Purple po 45 latach na scenie nadal w świetnej formie materiały prasowe
Zaczęło się 45 lat temu od rockandrollowej karuzeli, potem pojawił się dym nad jeziorem i ogień na niebie. O weteranach hard rocka z Deep Purple, którzy 30 lipca zagrają we wrocławskiej Hali Ludowej, opowiada Jacek Antczak

Czwarty grudnia 1971 roku. Po tym, jak wokalista Ian Gillan dostał żółtaczki, coraz bardziej skłócony z nim o przywództwo w kapeli gitarzysta Ritchie Blackmore kombinował jakiś własny skład, podobnie jak Roger Glover. Ale w końcu wraz z Jonem Lordem i Ianem Paice'em znów jakoś zebrali się do kupy. Przypomnieli sobie, że weszli na szczyt i muszą nagrać kolejną płytę, która potwierdzi, że po "Deep Purple in Rock" z niezwykłym "Child in Time" panują nad psychodeliczną sytuacją i tworzą coś, co świat niebawem nazwie hard rockiem.

Smoke on the Water
Wymyślili, że nagrają płytę studyjną, ale prawie na żywo. Z pomocą pożyczonego od Rolling Stonesów "mobilego studia", w przestronnej sali na parterze Casino Montreux, czyli kompleksu kasyn, barów i kin w szwajcarskim kurorcie.
Po koncercie Franka Zappy, zaplanowano tam remont i sala miała być do ich dyspozycji na dwa tygodnie. Zappa był dziwakiem i geniuszem, więc poszli na koncert. Gillan potem przypomniał sobie, że w tłumie pod sceną widział faceta, który wycelował czymś w sufit. Gość miał ze sobą rakietnicę i dla zabawy strzelił w podwieszany drewniany sufit, który się zapalił.

Ogień błyskawicznie się rozprzestrzenił, muzyków i publikę ewakuowano. Pożar strawił całe Casino Montreux, ulubione miejsce rockmanów i jazzmanów, w którym przed Deep Purple koncertowali Zeppelini, Floydzi i Black Sabbath. Dwudziestokilkuletni rockowcy patrzyli z hotelu nad jeziorem na "Smoke on the water and fire in the sky" ("Dym na wodzie, a w niebie ogień").
Przenieśli się do innej sali w mieszkalnej dzielnicy Mont-reux. Grali przez kilka godzin, a potem podkręcili wzmacniacze na full i zaczęli nagrywać. - Jedyne, co zdążyliśmy nagrać, to riff Ritchiego do kawałka, który nazwaliśmy "Tytuł numer 1". Żebyśmy mogli skończyć nagrywać, nasi współpracownicy trzymali drzwi, do których dobijała się policja - wspominał Glover. Mieszkańcy Montreux nie wiedzieli jeszcze, co to hard rock. I nie wiedzieli, że tego dudnienia za chwilę będzie słuchał cały świat, a w ich miasteczku powstanie pomnik z riffem Black-more'a.

Bo tydzień później do "Tytułu numer 1" dopisali tekst, w którym opowiadają o pożarze i po prostu o tym, jak w końcu nagrali ten numeru w Grand Hotelu na sprzęcie Rolling Stonesów. Nazywał się "Smoke on The Water". Na listach największych przebojów rockowych wszech czasów fani "Purpurowych" regularnie stawiają go w pierwszej dziesiątce, często w trójce. Jeśli istnieje człowiek, który go nie słyszał, to jest głuchy.

"Now What?!"
Kwiecień 2013. Deep Purple na 45-lecie grupy nagrywa 19. już studyjną płytę pod tytułem "Now What?!". Znakomitą, bardzo "purpurową", z mocnymi gitarowymi riffami, ostrym śpiewem, dudniącą sekcją rytmiczną i hałaśliwymi brzmieniami organów Hammonda. "Gdyby to nagrał zespół XYZ, obwołano by to rewelacją na skalę światową" - uważają wierni wielbiciele zespołu, śledzący ich poczynania i kolejne reaktywacje od dziesięcioleci. Choć wielu bardziej konserwatywnych uważa się wyłącznie za fanów "Deep Purple 1968--1976". Twierdzą, że bez Lorda (zmarł w ubiegłym roku) i Black-more'a, który już więcej nie zamierza wracać do rockowej przeszłości, od dekady zjadą własny, artystyczny ogon. Chociaż chyba tak źle nie jest - starsi panowie całkiem nieźle się trzymają i potrafią mocno rozruszać publikę.

"I co teraz?". To co zwykle - są w trasie promującej album. Od kilku lat w składzie Deep Purple numer 8: z prawie 68-letnimi (w sierpniu i listopadzie mają urodziny) Ianem Gillanem na wokalu i Rogerem Gloverem na basie. Z perkusistą Ianem Paice'em, który grał w pierwszym składzie i z klawiszowcem Donem Aireyem (w Deep Purple zaledwie od... 11 lat). Oraz ze Steve'em Morse'em, 55-letnim młodzieniaszkiem, który godnie zastępuje Blackmore'a. Amerykański gitarzysta z legendarnym brytyjskim zespołem związał się już w 1994 roku.

30 lipca Deep Purple zatrzyma się na przystanku Wrocław, Hala Ludowa. I wiedzą, gdzie grają. - To co - widzimy się we Wroko-leławiu? - zaprasza Ian Paice polskich fanów w 3-sekundowym spocie nagranym przez nestorów hard rocka.
- To się wymawia Wrocław, a kiedyś, gdy był niemiecki, nazywał się Breslau - wtrąca się Don Airey, który jest znakomicie zorientowany, także historycznie.

Shades Of Deep Purple
Jak opowiada brytyjski dziennikarz Dave Thompson w znakomitej biografii "Deep Purple. Opowieść o dobrych nieznajomych", powstanie legendarnego zespołu było efektem szalonych pomysłów, jakie pojawiły się w psychodelicznym okresie rock and rolla, czyli w pod koniec lat 60. Beatlesi chcieli założyć sklep i rozdawać pieniądze biednym artystom, Stonesi uważali, że najlepiej gra się w cyrkowym namiocie, a brytyjski muzyk popowy Chris Curtis chciał stworzyć zespół karuzelę, w którym muzycy będą wchodzić na scenę i schodzić z niej po każdym numerze. I szukał składu do tego wariactwa. W Londynie odnalazł kreatywnego muzyka Jona Lorda, ten ściągnął basistę Nicka Sim-pera, który przypomniał sobie, że w niemieckich klubach gitarzysta Ritchie Blackmore... Curtis nie wiedział, co ma grać zespół "Roundabout" i szybko usunął się w cień, a do kapeli, która miała w reperturze covery m.in "Help" Beatlesów, "Hey Joe" Hendrixa wykonywane w rytmie flamenco i dwie własne kompozycje, dołączyli wokalista Rod Evens i Ian Paice.

Pojechali na koncerty do Szwecji i zmienili nazwę. Black-more przypomniał sobie, że jego babcia lubiła piosenkę z lat 30. pt "Deep Purple". Uznali, że to będzie rockandrollowe, bo tą nazwą określa się też jeden z popularnych rodzajów używek.
No a potem... Przez 45 lat przez w "purpurowych" barwach grało 14 muzyków, zespół sprzedał 100 mln płyt. - Najczęściej słyszę od fanów, że wyrośli na naszej muzyce - mawia Roger Glover. - Zawsze odpowiadam: "A wiecie, to ciekawe, bo ja też."
Jacek Antczak

*Korzystałem z "Encyklopedii Rocka" Wiesława Weissa i wydanej w maju 2013 r. przez wydawnictwo SQN biografii zespołu "Deep Purple. Opowieść o dobrych nieznajomych" Dave'a Thompsona.

Co muszą zagrać na wrocławskim koncercie
"Child In Time" - z płyt "Concerto for Group and Orchestra" z 1969 roku. i "Deep Purple in Rock" z 1970. Tekst utworu składa się jedynie z ośmiu linijek, ale cały legendarny rockowy hymn trwa 10 minut i 18 sekund.
"Hush"- drugi singel Deep Purple (pierwszy wydali jako grupa Roundabout) pochodzący z ich debiutanckiego albumu o nazwie "Shades of Deep Purple". To cover popowego kawałka wo-kalisty o nazwisku Joe South.
"Above and Beyond" - Utwór z najnowszej płyty "Now What?!" (kwiecień 2013) zadedykowany zmarłemu przed rokiem Jonowi Lordowi, jednemu z założycieli grupy. W tekście utworu jest linij-ka: "Dusze dotknięte są na zawsze splecione...", którą Ian Gillan wygłosił podczas pogrzebu Lorda.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Smoke on the Wrocław, czyli historia Deep Purple. 30 lipca wrocławski koncert! - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska