Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wicemer Wilna: Polacy nie są na Litwie problemem (ROZMOWA)

Katarzyna Kaczorowska
Jarosław Kamiński, wicemer Wilna
Jarosław Kamiński, wicemer Wilna fot. Janusz Wójtowicz
Z Jarosławem Kamińskim, wicemerem Wilna, rozmawiamy o sytuacji Polaków na Litwie, sukcesie politycznym polskiej mniejszości, która wprowadziła swoich posłów do parlamentu, o przyczynach konfliktów polsko-litewskich, historii i o tym, czego Wilno może nauczyć Wrocław przy organizacji Europejskiej Stolicy Kultury w 2016 roku

Akcja Wyborcza Polaków na Litwie wprowadziła swoich posłów do parlamentu, współtworzycie też koalicję rządzącą Wilnem, ale sądząc z różnych doniesień z Litwy, Polacy są tam dla niektórych problemem. Zgodziłby się Pan z tym?
- Polacy nie są na Litwie problemem. Są częścią tego państwa. A wielokulturowość daje wyłącznie dobre efekty.

To co by Pan powiedział pani prezydent Dalii Grybaukaite, która skrytykowała zgodę rządu w Wilnie na ułatwienia dla Polaków zdających egzamin maturalny z litewskiego? Albo tym, którzy dopuścili się wandalizmu na Mauzoleum Matki i Serca Syna na wileńskiej Rossie? Czy też merowi Kowna, który zapowiedział wsparcie dla tych, którzy będą usuwać tablice z polskimi nazwami.
- Pani wie chyba o Litwie więcej niż ja, bo nie słyszałem, by mer Kowna miał takie pomysły. Z kolei wicemer Buszkeviczius należy do grupy skrajnych prawicowców, tzw. litewskich narodowców. Wiemy, że litewscy narodowcy zawsze działali za pieniądze sowieckie. Nie wykluczam więc, że teraz też otrzymują jakieś fundusze na wzniecanie czy podsycanie waśni narodowościowych.


Wejście Polaków do litewskiego parlamentu, a więc uzyskanie realnej reprezentacji politycznej, to bardzo duży sukces. Jak go świętowaliście?

- Do tego rezultatu dążyliśmy osiemnaście lat - od momentu założenia partii politycznej "Akcja Wyborcza Polaków na Litwie". Są kraje demokratyczne, w których nie istnieje próg wyborczy dla mniejszości narodowych. W Polsce, na przykład, mniejszość niemiecka ma zagwarantowane dwa miejsca w Sejmie, jeżeli zaś uzyska lepszy wynik wyborczy, może wprowadzić więcej posłów. W roku 2008 zdobyliśmy 4,79 proc. głosów, naturalne więc, że w roku 2012 powinniśmy byli przekroczyć ustanowiony na Litwie dla mniejszości narodowych 5-procentowy próg wyborczy. Nie strzelamy jednak szampana, dalej pracujemy na rzecz naszego wyborcy. Podstawowym hasłem kampanii zawsze jest "Jednością silni". Jeśli zaś chodzi o najważniejsze dla nas sprawy, sprawy polski, jesteśmy tu jednogłośni i dlatego mamy takie wyniki wyborcze.

Historia polsko-litewska jest skomplikowana. Jagiełło to dla Litwinów zdrajca, pamiętają nam generała Żeligowskiego, a elity I i II Rzeczypospolitej w znacznej części korzenie miały litewskie. Jak są traktowani Polacy w Wilnie, mieście, które tak ukochał Józef Piłsudski?
- Rzeczywiście, konflikty czy pewne problemy wiążą się z różnym traktowaniem historii. Rozmawiałem z dyrektorem Ossolineum, panem dr. Adolfem Juzwenką. I byliśmy zgodni, że jeżeli próbuje się wymazać historię czy jakoś ją zniekształcać, to już nie jest to historia, tylko polityka. To, co było, musimy przyjąć w takiej postaci, w jakiej było i iść dalej, bo kto się zamyka na jednym motywie czy temacie, nie ma perspektywy. W naszym - Polski i Litwy - przypadku - perspektywy europejskiej. Polska mniejszość na Litwie nie żąda nadzwyczajnych praw. Mamy ratyfikowaną przez Litwę Konwencję Ramową o Ochronie Mniejszości Narodowych. Jest traktat polsko-litewski. Należy więc tylko wykonać to, co zapisane jest w traktacie i to, co ratyfikowała Litwa podpisując konwencję ramową.

A spięcia polityczne? Ktoś gdzieś nie pojedzie, za dużo coś powie.
- To nastąpiło w ostatnich latach. Racja, że trudno o partnerstwo, gdy jedna ze stron dominuje. Skoro jeden kraj lata temu obiecał, że wykona wszystkie zobowiązania dotyczące innej strony, a tego nie robi, to trzeba o tym głośno powiedzieć. I pan minister Radosław Sikorski tak właśnie uczynił. Uważam, że jest to godna postawa.

W latach 90. w polskiej prasie sporo było artykułów o szykanach wobec Polaków mieszkających w rejonie solecznickim, wokół Wilna. Dzisiaj jest podobnie?
- W tej części Wileńszczyzny, w rejonach solecznickim i wileńskim, żyją ludzie świadomi swoich decyzji. Od prawie 20 lat w tych samorządach mamy większość. Przygniatającą. I rządzimy bez niczyjej pomocy. Jeżeli na 25 radnych w rejonie solecznickim 21 to Polacy, a w rejonie wileńskim na 27 - 20, świadczy to tylko o tym, że naród od lat postępuje świadomie. Ludzie świadomie zawiesili na swoich domach tabliczki z polskimi nazwami i nawoływania wicemera Kowna do ich ściągania są bezprawne. Bo te tabliczki, tak jak i te domy, to własność prywatna. Sądy nie mogły i nie mogą zobowiązać urzędnika do wejścia na cudzą nieruchomość i usunięcia jakiejś jej części. I tabliczki wiszą do dzisiaj. Dlaczego w ogóle się dzisiaj o tym mówi, skoro nawet za Sowietów były dwujęzyczne? Litwa nie ma Ustawy o mniejszościach narodowych, która by gwarantowała przestrzeganie ich praw, poprzednia bowiem wygasła przed kilku laty.

Czy ta sytuacja wynika ze strachu przed Polakami?

- To wynika z tego, że ktoś prowadzi tanią, brudną grę polityczną, wykorzystując do tego przede wszystkim mniej świadomy elektorat. Elektorat będący poza zasięgiem dużych miast. Elektorat, na który łatwo oddziaływać. Są siły tym zainteresowane: przeważnie partie skrajnie prawicowe, które przedstawiają Polaka jako zagrożenie dla litewskości. Naturalnie, ten pasywny elektorat jest mobilizowany. Znamy takie przypadki - jak chociażby ten w Niemczech, sprzed dojścia Hitlera do władzy. Doskonale zresztą opisany w książce Hannah Arendt "Korzenie totalitaryzmu".

Jeden z ostatnich konfliktów dotyczył polskich szkół.
- Jeżeli wrócimy do Konwencji Ramowej o Ochronie Mniejszości Narodowych, to żadna decyzja w odniesieniu do ich praw nie może skutkować ich pogorszeniem. I jeżeli od lat mieliśmy szkoły, w których językiem wykładowym był język polski, to dlaczego teraz nagle ma być inaczej? Dlaczego nasza sytuacja ma ulec po-gorszeniu? Inna kwestia dotyczy ujednolicenia egzaminu z języka litewskiego - uczniowie ze szkół polskich mają języka litewskiego w sumie o 800 godzin mniej niż uczniowie ze szkół litewskich, bo taki program zaaprobowało w swoim czasie ministerstwo oświaty. I nagle wymyślono, że po dwóch latach egzamin ten zostanie ujednolicony i polskie dzieci mają zdawać go na takim samym poziomie jak litewskie. Stawia się Polaków na gorszej pozycji. Kompetencja językowa w obszarze języka ojczystego zawsze będzie wyższa niż w języku obcym.

Jest Pan częstym gościem w Polsce. Rozmawiał ostatnio o współpracy Wilna z Warszawą i Gdańskiem. A o czym rozmawiał Pan we Wrocławiu?
- Między innymi o naszym doświadczeniu Europejskiej Stolicy Kultury w 2009 roku. Było trudne, bo dotknął nas bardzo poważny kryzys gospodarczy. Bankrutował narodowy przewoźnik lotniczy i wynikł realny problem logistyczno-transportowy - jak dotrzeć do nas z Zachodu? Ale poradziliśmy sobie i naszym doświadczeniem dzielimy się z innymi. I to nie tylko w obszarze administracyjnym czy transportowym. Świetne kontakty zostały nawiązane w Gdańsku przy okazji Festiwalu Europejskich Stolic Kultury. Dzisiaj litewscy twórcy, zwłaszcza sporo muzyków, współpracuje z polskimi artystami, a efekty są naprawdę szalenie ciekawe. Myślę więc, że nasza oferta dla Wrocławia na rok 2016 będzie równie atrakcyjna.

Skoro o współpracy mowa, chciałabym Pana zapytać o rafinerię w Możejkach. Kiedy PKN Orlen przymierzał się do jej kupna, w Polsce słychać było głosy, że to fatalny interes. Niedawno litewski portal gospodarczy poinformował, że to był jednak strzał w dziesiątkę.
- Hm, nie jestem specjalistą od Możejek, ale mogę powiedzieć, co usłyszałem od jednego z samorządowców z tamtego rejonu. Rafineria rzeczywiście była na skraju upadku. Okoliczne wsie i miasteczka - też. Gdy kupili ją Polacy i przybyli, by modernizować, to się okazało, że muszą przecież gdzieś mieszkać, coś jeść, gdzieś się bawić. I cały wydawałoby się skazany na powolną agonię rejon dosłownie rozkwitł. Cóż więcej dodać?
============25 (pp) Cytat 16 forum L(35493025)============

Wicemer Wilna

Absolwent socjologii Wileńskiego Uniwersytetu Pedagogicznego. Stał się znany dzięki Radiu "Znad Wilii", był tam dy-rektorem działu muzycznego. W 2007 roku po raz pierwszy został radnym. W radiu stawiał na muzykę ambitną,sprawdzoną. - Dążyłem, by na antenie co najmniej 50 proc. stanowiła muzyka polska, a słuchacze znali ją nie tylko "ze zdartych płyt", ale i poznawali współczesne trendy. Ja rozczulam się słuchając Ireny Santor "Powrócisz tu", Krzysztofa Cwynara "Wilno" i grupy "Perfect" - "Chcemy być sobą" - uśmiecha się mer.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska