18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Za 40 zł straciła syna - wrocławianka została pozbawiona praw rodzicielskich

Marcin Torz, Marcin Rybak
Pani Agnieszka bardzo chce odzyskać swojego synka. Ale czy w ogóle ma na to szanse?
Pani Agnieszka bardzo chce odzyskać swojego synka. Ale czy w ogóle ma na to szanse? Paweł Relikowski
Pani Agnieszka straciła dziecko, bo nie miała 40 zł, żeby zapłacić za apelację od niesłusznej, jej zdaniem, decyzji sądu o pozbawieniu władzy rodzicielskiej. Decyzja ta stała się prawomocna. A gdy kobieta zdobyła pieniądze i poprosiła o przywrócenie jej terminu do opłacenia apelacji, sąd się na to nie zgodził.

Uzasadnienie decyzji odrzucającej apelację z powodu braku opłaty 40 zł razi urzędniczą bezdusznością. Bo nawet jeśli rzeczywiście pani Agnieszka nie nadaje się na matkę, to powinna - jak każdy w Polsce - mieć prawo, by ocenił to sąd w dwóch instancjach. Takie prawo ma każdy obywatel.

Miłość do dziecka to powierzchowne uczucie?

Wrocławianka bardzo chce odzyskać dwuletniego dziś Dominika. Mówi, że go kocha. Dla sądu to powierzchowne uczucie. Wiele wskazuje na to, że przegrała swoje dziecko. W sądzie toczy się właśnie sprawa o adopcję. Niedługo chłopiec będzie miał więc nowe imię, nowe nazwisko, a wszelki ślad po tym, że dziewczyna była kiedyś jego matką, będzie wymazany z dokumentów.

A nawet gdyby wygrała, to przegra ktoś inny. Bo Dominik ma już nową rodzinę. Ona z pewnością też go kocha i nie wyobraża sobie życia bez niego. Na pewno już przegrał chłopiec. Odebrany matce w grudniu ubiegłego roku i pół roku przebywający w domu dziecka. - Dziwnie szybko to się wszystko działo - ocenia sędzia bardzo doświadczony w sprawach rodzinnych.

Straciła prawa rodzicielskie. Ale nadal walczy

Dominik urodził się w czerwcu 2011 roku. Miał pół roku, gdy jego losem zainteresował się sąd. Pani Agnieszce ograniczono prawa rodzicielskie, wyznaczając kuratorkę jako pomoc matce. Po półrocznym nadzorowaniu pani Agnieszki kuratorka uznała, że na poprawę nie ma szans i zawnioskowała o odebranie Dominika dziewczynie. A co się działo? - W mieszkaniu był ogromny bałagan - mówi kurator Joanna Kołodziej. - Dziecko nie powinno chować się w takich warunkach.

Smoczki oblepione sierścią

Jakich? Np. smoczki pooblepianie były zwierzęcą sierścią, zalegającą w całym mieszkaniu. Do tego pani Agnieszka często wychodziła wieczorami, zostawiając syna pod opieką babci. W nocy nie było jej przy dziecku. Pani Agnieszka ripostuje. - Bardzo kocham mojego synka, nie wyobrażam sobie, bym mogła go stracić - mówi i tłumaczy: - Pracowałam w nocy na zmywaku, wtedy Dominikiem opiekowała się moja mama. A mieszkanie zostało już dawno posprzątane. Nie ma już sierści, ściany zostały odmalowane.

- Pani Agnieszka zrobiła to dopiero wtedy, gdy syn trafił do ośrodka. Wcześniej, gdy Dominik był w domu, nie dbała o to - odpowiada kuratorka.

"Zobowiązania nakładane przez kuratora dotyczące gruntownego wyczyszczenia mieszkania i prawidłowej opieki nad małoletnim, nie przynoszą rezultatu" - czytamy we wniosku z czerwca 2012 roku o pozbawienie władzy rodzicielskiej. Prawną opiekę nad Dominikiem chciała objąć siostra pani Agnieszki. Ale kuratorka oceniła, że byłaby to fikcja, bo siostra długo pracuje. Poza tym matka chłopca i jej siostra mają "niskie kompetencje wychowawcze". Pani Agnieszka i jej siostra są nieodpowiedzialne i niedojrzałe.

Czytaj dalej: DLACZEGO SĄD POSTANOWIŁ ODEBRAĆ DZIECKO

Nie jest w stanie dobrze pełnić roli matki?

Sąd uznał też, że w mieszkaniu pito alkohol. Ale to nie Agnieszka piła, a jej siostra i brat. Pani Agnieszka do sądu wysłała przejmujące pismo. Pisze, że synek zawsze był czysty i nakarmiony. Przyznaje się, że zaniedbała przebywanie w nim, ale tłumaczy to faktem, że kurator mówiła, iż ma znaleźć pracę. Dlatego też nie zawsze była przy dziecku. - Bardzo kocham mojego synka i obiecuję, że będzie szczęśliwie dorastał. Nie wyobrażam sobie, abym miała go ostatecznie stracić - mówi nam mama 2-latka.

Sąd uznał jednak, że kobieta nie jest w stanie dobrze pełnić roli matki. Oprócz tego, co zaobserwowała kurator, sąd zwrócił uwagę, że podczas pobytu malucha w domu dziecka kobieta nie widywała się z nim zbyt często. "W trakcie spotkań z chłopcem więcej uwagi poświęca rozmowom towarzyskim z innymi odwiedzającymi" - czytamy w postanowieniu sądu. Ale pani Agnieszka się nie poddała. Napisała apelację. Chciała, by sprawę zbadał również sąd II instancji. Jednak apelacji nie będzie. Dlaczego? Bo pani Agnieszka nie miała pieniędzy, by uiścić opłatę za wniesienie odwołania (nakazał jej to sąd). Chodziło o... 40 zł. - Nie miałam takiej kwoty. Nie pracowałam w tym czasie, nie miałam pieniędzy w ogóle - mówi nam kobieta.

Przekroczone terminy to wina matki

Później wysłała pismo, aby sąd zwolnił ją z opłat, co zgodnie z przepisami mógł uczynić. - Wysłałam podanie listem, bo byłam przeziębiona. Moja wina, że nie poleconym, a zwykłym. Na polecony zabrakło mi pieniędzy - wspomina pani Agnieszka. List do sądu nie dotarł, a kobieta nie miała dowodu, że go wysłała. Lecz chciała udowodnić, że zależy jej na dziecku. Złożyła wniosek o przywrócenie terminu, dokonała wymaganej opłaty i zaniosła podanie do sądu. Ale ten go nie uznał. Stwierdzono, że przekroczone terminy to wina kobiety. Sąd nie chciał uznać, że pani Agnieszce przeszkodziła w tym choroba. O wysłaniu zwykłego listu napisał, że kobieta działała na własne ryzyko.

Dominik niebawem będzie już miał oficjalnie nowych rodziców. Formalnie biologiczna matka będzie dla niego osobą obcą. - Nie poddam się. Kocham mojego synka i nigdy się nie zgodzę z jego stratą - kończy pani Agnieszka.

ZOBACZ, CO O SPRAWIE MÓWIĄ SPECJALIŚCI

Prof. Koncewicz: Ludzie potrzebują sądu, który jest gotów bronić obywatela
Zasadniczy problem w tej sprawie to niedopuszczalny formalizm sądu. Graniczący z odmową "dania sprawiedliwości" - komentuje tę historię profesor Tomasz T. Koncewicz z Katedry Prawa Europejskiego Uniwersytetu Gdańskiego. Wybitny ekspert prawa europejskiego, znawca orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. - W tej historii interpretacja reguł proceduralnych prowadzi do konsekwencji niesłusznych, niesprawiedliwych i absurdalnych. Wówczas właśnie ludzie potrzebują sądu, który myśli konstruktywnie i jest gotów ochronić obywatela. Jak mówi prof. Koncewicz w orzecznictwie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu pojawia się pojęcie prawa do "dobrego sądu". Do tego, by zza akt sprawy, spoza formalnych procedur dostrzec po prostu człowieka z krwi i kości, który do sądu przychodzi po coś więcej niż suchy odczyt przepisu. - Czy ta decyzja jest poprawna formalnie? - pyta prof. Koncewicz? - Jak najbardziej.- Czy jest sprawiedliwa? - Nie. - Państwo pokazuje obywatelowi swoją siłę tam, gdzie to nie jest potrzebne. Tu nie trzeba było okazywać tej bezduszności.

Jego zdaniem takie nazbyt formalne podejście, niechęć do interpretowania przepisów w zgodzie z ich intencją, z duchem prawa to wielki problem polskiego sądownictwa i polskich sędziów. - W ich słowniku brakuje słowa "sprawiedliwość" - mówi prof. Koncewicz. - Prof. Ewa Łętowska, b. rzecznik praw obywatelskich, powiedziała kiedyś, że młyny sprawiedliwości mielą, że aż huczy, tylko bez ziarna, na jałowym biegu. W tej sprawie polski sąd orzeka właśnie na jałowym biegu i pozoruje wymiar sprawiedliwości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Za 40 zł straciła syna - wrocławianka została pozbawiona praw rodzicielskich - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska