Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zamek Topacz przez dwa tygodnie był miastem wyłącznie dla dzieci (ZDJĘCIA)

Malwina Gadawa
Miały własnego prezydenta, służby i sklepy. Same decydowały, na co wydać zarobione pieniądze. Zamek Topacz w Ślęzie koło Wrocławia zamienił się w miasto najmłodszych. Oni rządzili tam przez prawie dwa tygodnie.

- Dziennikarz powinien być zawsze na miejscu. Musi przecież informować o tym, co dzieje się w naszym mieście - tłumaczy rozsądnie Aleksandra Guła, wyraźnie przejęta rolą dziennikarki telewizji. Taką posadę dostała w redakcji stworzonej na potrzeby miasta Topacz. Chodziła po dziecięcym mieście i nagrywała "materiały z terenu". - To świetna sprawa. Na chwilę mogę być kimś innym. Przy okazji dowiaduję się wielu ciekawych rzeczy i jeszcze za to wszystko mi płacą! - cieszyła się Ola.

Zachwyt Julii Miąsik wywołało coś innego - patrol wrocławskiej straży miejskiej na koniach. Nie mogła oderwać od nich oczu. - Chciałabym w przyszłości mieć swojego konia - wzdychała Julia.

Wystarczyło jednak kilkanaście minut i zapomniała o koniach. Stwierdziła, że jej powołaniem jest robienie zdjęć i wytapianie świeczek. Podobało jej się też, gdy z policjantami patrolowała okolice zamku: pilnowała porządku i sprawdzała, czy wszyscy zajmują się tym, czym powinni. - Każdy musi mnie słuchać, bardzo mi się to podoba - mówiła dziewczynka.

Za to Szymon Dziubak i Kacper Chyliński woleli składać zabytkowe motorowery. Byli w swoim żywiole, kiedy pod okiem eksperta samodzielnie tworzyli wyjątkowy pojazd.

Serca chłopców podbił też strażak Przemysław Jankowiak. Wytłumaczył im, na czym polega ten zawód, pokazał wóz strażacki i puścił wodę z węża gaśniczego, do którego ustawiała się długa kolejka. Każdy chciał choć na chwilę poczuć się, jak prawdziwy strażak w akcji. Wszyscy topaczanie mogli spróbować swoich sił w ponad 40 zawodach - na kilka godzin można było zostać bankierem, cukiernikiem, kucharzem, kustoszem motoryzacji, aktorem, scenografem czy ratownikiem itd. Co kto lubi...

Dziecięca rada miejska

Jak w każdym mieście i tutaj nie mogło zabraknąć odpowiednich służb. Ulice patrolowali więc miejscy strażnicy, porządku pilnowali policjanci, na wodzie można było zobaczyć WOPR, na miejscu byli także strażacy. Mali mieszkańcy wakacyjnego miasteczka na każdym kroku towarzyszyli służbom, obserwując na czym polega ich praca. Przy okazji im pomagali.

W mieście cały czas sprawnie działał samorząd. Dzieci wybrały swoich przedstawicieli, którzy mówili o ich potrzebach. Co było najważniejsze? Oczywiście niższe ceny w sklepie oraz większe pensje. No i każdy obywatel miasteczka dostał specjalny dowód osobisty.

Mieć własne pieniądze: bezcenne

Małych mieszkańców Topacza najbardziej cieszyło jednak to, że mogą zarabiać. Za wykonywaną pracę, ucząc się różnych zawodów, dostawali wynagrodzenie, w specjalnej walucie. Swoje tauronki mogli wydać na zabawki i inne rzeczy w Sklepie Marzeń. To było najczęściej odwiedzane miejsce w Topaczu.

Uczestnicy wakacyjnych zajęć często mieli więcej potrzeb, niż pieniędzy, więc musieli dobrze liczyć, by w końcu wystarczyło na odpowiednią zabawkę.

Erykowi Jakubowczakowi marzyło się duże, czerwone auto. Zbierał na nie kilka dni. Był załamany, gdy zgubił pieniądze. - To przykład, że człowiek uczy się na błędach. Przykre, że dotyczy to także dzieci, ale teraz Eryk będzie już wiedział, że trzeba pilnować pieniędzy, które się zarabia - mówiła opiekunka ucznia. Chłopiec najwidoczniej szybko się nauczył, bo resztę pieniędzy postanowił odłożyć na... lokatę w banku. - Teraz już na pewno nic nie zgubię i będę miał więcej pieniędzy, więc może do końca warsztatów zdołam uzbierać na auto - cieszył się Eryk.

Nie tylko on odkładał zarobione pieniądze. Za wszystkie uzbierane tauronki na lokacie pod koniec pobytu można było kupić rower. To jednak było trudne do osiągnięcia...

W Sklepie Marzeń kupić cokolwiek

Wielu dzieciom brakowało cierpliwości. - Jak mamy odkładać pieniądze, skoro w sklepiku jest tyle pięknych rzeczy... - tłumaczyła Roksana. Ona, od dwóch dni zbierała na bluzkę. - Bardzo mi się podobała. Zauważyłam ją na samym początku. Teraz jest w końcu moja - mówiła. W Sklepie Marzeń niektórzy pojawiali się codziennie, choćby po to, żeby kupić nawet drobną rzecz, np. gumkę do włosów. Niektórzy pamiętali o swoim rodzeństwie, sprawiając im drobne prezenty.

W wolnych chwilach dzieci mogły skorzystać z wielu atrakcji. Były więc ściana wspinaczkowa i trampolina. Chętni zdawali egzamin na kartę rowerową i uczyli się, jak udzielać pierwszej pomocy. Miasteczko odwiedził także wrocławski Teatr Lalek. Zaprezentował trzy przedstawienia: "Guliwera w Krainie Olbrzymów", "Dzwon grzesznika" oraz "Czarownice z mostka".

Bezpłatne zajęcia zorganizowało Towarzystwo Automobilowe Topacz wspólnie z wrocławskim Urzędem Miejskim i gminą Kobierzyce. Pomysłodawcy chcieli nie tylko zagospodarować najmłodszym mieszkańcom Wrocławia i Kobierzyc wolny czas. Warsztaty miały też nauczyć ponad tysiąc uczniów szkół podstawowych i gimnazjów zasad pracy, działania w zespole oraz szacunku do pieniędzy, które zarabiali. Wszystko przez zabawę. Udało się znakomicie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska