Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabytkowe aniołki czekają na wyjaśnienie sporu o ich własność. Prokuratura nic nie zrobi

Marcin Rybak
fot. archiwum policyjne
Zabytkowe figurki aniołków – pochodzące z ambony wrocławskiego kościoła św Marii Magdaleny przy ul. Szewskiej – nie zostaną sprzedane dopóki nie wyjaśni się sprawa roszczeń Ministerstwa Kultury do rzeźb. Tymczasem wrocławska prokuratura odmówiła wszczęcia na nowo śledztwa dotyczącego figurek.

Figurki – których losy są tyleż skomplikowane co tajemnicze – trafiły w środę na aukcję w Domu Aukcyjnym "Rempex". Wystawił je tam wałbrzyski antykwariusz Tomasz Jabłoński z ceną wywoławczą 290 tysięcy. Nikt ich nie wylicytował ale pojawi9łą się oferta kupna za 140 tysięcy złotych.

Tymczasem kilka godzin przed aukcją burzę wywołał resort kultury, który zrobił wszystko, co można by do aukcji nie dopuścić i by wystraszyć ewentualnych licytantów. Wcześniej ministerstwo nie widziało możliwości walki o rzeźby na drodze prawnej. Ale w środę niespodziewanie ogłosiło, że są nowe dokumenty, które rzucają nowe światło na dzieje aniołków. Jeśli wierzyć naszym informacjom owe "nowe światło" to dokument, z którego wynika, że w 1951 roku zgłoszono kradzież z kościoła Marii Magdaleny. W oparciu o ten dokument Ministerstwo będzie chciało w procesie cywilnym odzyskać rzeźby. Przedstawiając się jako ich prawowity właściciel.

Rzecz w tym, że w 2011 roku to Tomasz Jabłoński został przez sąd uznany za właściciela figurek. Tomasz Jabłoński - antykwariusz i kolekcjoner dzieł sztuki z Wałbrzycha - figurki owe dostał w 1998 roku od nieżyjącego już dziś Henryka Tomaszewskiego. Legendarnego twórcy wrocławskiego Teatru Pantomimy, Honorowego Obywatela Wrocławia, znanego kolekcjonera antyków.

Jabłoński sam ustalił, że mogą pochodzić z ambony kościoła Marii Magdaleny. Tomaszewski powiedział mu, że pochodzą z XIX wieku. Antykwariusz wystawił rzeźby na aukcję w warszawskim Domu Aukcyjnym "Rempex" jesienią 2009 roku. Rozpętała się burza. Po aniołki przyszła policja i wszczęto śledztwo.

Ale nie odpowiedziało ono wiarygodnie na żadne pytanie. Śledczym nie udało się jednoznacznie ustalić, jak i kiedy figurki opuściły świątynię. Choć przekonywali, że zostały ukradzione, ale dowody jakie zebrali, nie wskazywały na to jednoznacznie.

Sprawę szybko umorzono z powodu przedawnienia przestępstwa paserstwa, czyli ukrywania przedmiotów pochodzących z przestępstwa. Uzasadnienie decyzji oczernia nieżyjącego Henryka Tomaszewskiego, sugerując, że wiedział o przestępczym pochodzeniu figurek. Po umorzeniu prokuratura zarządziła, że rzeźby wrócą do kościoła na Szewską. Tomasz Jabłoński walczył o ich odzyskanie. Bo - jak mówi - nabył je w dobrej wierze. Wytoczył proces cywilny władającemu świątynią Kościołowi Polskokatolickiemu i w końcu wygrał.

Ale nie wpłynęło to na zmianę decyzji prokuratury. Jabłoński odwołał się więc do sądu. Tym razem karnego. By ten zmienił decyzję przekazującą "dowody rzeczowe" świątyni. Sąd próbował zainteresować sprawą ministerstwo kultury i Prokuratorię Generalną. Nie zainteresowały się. Uznały, że nie ma szans na wzruszenie wyroku - przyznającego własność rzeźb Jabłońskiemu.

Po takiej opinii resortu i Prokuratorii sąd orzekł, że prokuratura ma wydać rzeźby właścicielowi.

Dalszy ciąg sprawy czytaj na 2. stronie

Cóż teraz stało się nowego, że resort niespodziewanie i bardzo ostro wszedł do gry o figurki? Ano pojawił się jakiś bliżej nieznany dokument, który rzucać ma "nowe światło" na całą historię. Stąd wniosek o wznowienie śledztwa i "zabezpieczenie dowodów rzeczowych". Resort – jak się nieoficjalnie dowiadujemy – powołał się na doniesienie o kradzieży datowane na 1951 rok. – Nie ma w nim mowy o figurkach ale Ministerstwo podejrzewa, że właśnie wtedy mogły być ukradzione – mówi osoba znająca szczegóły sprawy. Samo ministerstwo o owych nowych dokumentach milczy jak zaklęte.

Czemu ów 1951 rok jest tak ważny? Ano dlatego, że na początku lat 70-tych świątynia przy Szewskiej stała się własnością Kościoła Polskokatolickiego. W śledztwie z 2009 roku prokuratura ustaliła,z e figurki zostały skradzione w latach 70-tych. Chociaż dowody, które miały to potwierdzać są mocno niewiarygodne i bardzo wątpliwe.

Dokument sugerujący, że do kradzieży doszło w 1951 roku oznacza, że figurki skradziono nie Kościołowi Polskokatolickiemu a Skarbowi Państwa. Dlatego resort – jak wynika z dostępnych nam informacji i materiałów – będzie chciał wznowienia procesu, zakończonego korzystnym dla Jabłońskiego wyrokiem. Problem w tym, że sąd – w oparciu o wiarygodne dowody – potwierdził okoliczności transakcji pomiędzy Jabłońskim a Tomaszewskim. Nie ma dowodów by któryś z panów wiedział o przestępczym pochodzeniu figurek. Jabłoński utrzymuje, ze on dopiero po 10 lata zorientował się, że owe figurki to nie XIX-wieczne rzeźby, tylko XVI-wieczne pochodzące z ambony kościoła na Szewskiej.

W ewentualnym powtórzonym procesie antykwariusz będzie zapewne przekonywał, że kupił figurki w dobrej wierze, od osoby, która była w ich posiadaniu wiele lat i to on jest prawowitym właścicielem.

Tak czy siak szykuje się kolejna długa batalia o to kto jest teraz właścicielem trzech alabastrowych aniołków. I wciąż nie wiemy czy i kiedy wrócą tam gdzie jest ich miejsce. Czyli na ambonę kościoła przy ul. Szewskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska