Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prawie wszyscy nosimy w sobie lęk

Małgorzata Matuszewska
Lech Majewski
Lech Majewski Anna Kaczmarz
Z Lechem Majewskim, reżyserem, pisarzem – autorem nowej książki "Manhattan Babilon", poetą, malarzem, rozmawia Małgorzata Matuszewska.

Nie chciałby Pan napisać książki o dzisiejszych czasach, inspirując się jeszcze bardziej współczesnymi dramatami, niż zamachy z 11 września 2001 roku? Albo umieścić akcję „Manhattan Babilon” w środku Europy?
Nie. Z punktu widzenia Europy moja powieść niestety jest prorocza, bowiem zapowiada otoczkę terroru pełznącego w stronę ludzi, którzy nigdy nie podejrzewali, że – żyjąc w zachodniej cywilizacji – nagle znajdą się w niebezpieczeństwie.

Jak wyglądało życie w Ameryce przed atakami?
Prosto. Kiedy mieszkałem w Nowym Jorku, latałem liniami Peoples Express. Nie nadawało się wcześniej bagażu, nie kupowało biletu. Bagaż nie podlegał kontroli, nie było bramek i promieni Roentgena. Oddawało się walizkę w ostatniej chwili, tuż przed wejściem na pokład, a dopiero w samolocie podchodziła stewardessa i kasowała za bilet. W latach 80. wszyscy tak podróżowali. Dzisiaj to brzmi jak bajka. Lot 500 km z Nowego Jorku do Pittsburgha kosztował 19 dolarów, a lot Nowy Jork – Los Angeles oraz Nowy Jork – Bruksela 99 dolarów. I to był górny pułap cen, bo przewoźnik zapowiedział, że nie przekroczą 100 dolarów. Obcięli koszty operacyjne, nie było też godzin odlotów, samolot odlatywał, kiedy był wypełniony w 2/3. Z punktu widzenia bezpieczeństwa życie było diametralnie inne.

A dziś to niemożliwe…
Wchodząc do katedry św. Patryka w Nowym Jorku, przechodzi się przez lotniskowe bramki. Do naszej cywilizacji zakradł się lęk, lęk przed obcym i jego złowieszczym knowaniem wobec naszej cywilizacji. Tama powstrzymująca ów lęk definitywnie puściła w chwili zawalenia się World Trade Center.

Wcześniej na świecie też się bano.
Tak, w latach 80. bałem się chodzić po Londynie. Kiedy wyemigrowałem z Polski, IRA atakowała zamachami w Londynie. Pamiętam makabryczne samochody pułapki zaparkowane na Oxford Street, wybuch przed Harrod’sem. Mieszkałem w Londynie i patrzyłem na każdy zaparkowany samochód jak na potencjalną bombę. Wcześniej we Włoszech atakowały Czerwone Brygady. Cywilizacja powoli przyzwyczajała się do terroru, ale w Ameryce panowało ogólne poczucie bezpieczeństwa. Teraz powszechny jest stan zagrożenia. Dziś prawie wszyscy znają owo podświadome uczucie lęku o swoje dzieci, o siebie. To lęk, który wprawił w drżenie kręgosłup naszej cywilizacji. Niedawne zamachy w Paryżu czy dramat w San Bernardino nie mają konkretnego adresata. Dlaczego atakuje się klinikę dla niepełno-sprawnych? Niektórzy tłumaczą, że atak na redakcję „Charlie Hebdo” można zrozumieć, bo oni „się doigrali”. A przecież zabicia 14 osób przez muzułmańskie małżeństwo w ośrodku pomocy dla upośledzonych w San Bernardino nijak nie można wy-tłumaczyć. Zamykamy pewien rozdział.

Czy to znaczy, że ginie nasza cywilizacja?
Ginie, ale na własne życzenie. Jestem głęboko zakorzeniony w starej cywilizacji, w jej maksymalnym wykwicie, czyli w średniowieczu i w renesansie. Przeżyłem szok kulturowy, wyjeżdżając jako dziecko do Wenecji. Do mojego wujka, który uczył w konserwatorium historii kompozycji, a dla „Corriere della Sera” pisał recenzje z La Scali. Znam każdy kąt Wenecji. Labirynt ulic jest nieodgadniony nawet dla wenecjan, bo choć Wenecja pierwsza wprowadziła numerację domów jeszcze w średniowieczu, to numery były wydawane w kolejności budowy. Przeżyłem szok kulturowy, bo przyjechałem z szarych Katowic do miejsca, w którym wszystkie budowle są pomnikami miłości wenecjan do swojego miasta. I wtedy zadałem sobie serię dziecinnych pytań: „Dlaczego nie potrafimy kochać naszych miast, domów, naszego czasu? Dlaczego jesteśmy skazani na życie w bylejakości? Czy sami się na to godzimy? Czy aż tak nas zniewolono? Co zrobiliśmy z poczuciem piękna, harmonii? Czy tandeta, która nas otacza, jest wynikiem rozwoju cywilizacji? Tak ma wyglądać postęp? Czy bohomazy w galeriach sztuki, kikuty rzeźb w ogrodach, to ostateczna diagnoza kalekiego upadku?”. I do dzisiaj szukam na nie odpowiedzi. Często też dyskutowałem te kwestie z Henrykiem Mikołajem Góreckim.

Dziś każdy człowiek, podobnie jak bohater Pana książki, odkrywa, że świat jest pełen mrocznych tajemnic?
Często mam do czynienia ze studentami, rozmowy dotyczą ich życia osobistego. Oni też coraz bardziej się boją.

Studenci nie mają poczucia lekkości życia?
Nie – szczególnie oni mają poczucie zagrożenia. Przede wszystkim absolwenci uczelni artystycznych zastanawiają się, „co ze mną będzie, w jaki sposób mogę się realizować?”. Część młodych ludzi zachowuje się, jakby zjadła wszystkie mądrości. Przyjmują pozę „jestem genialny”, ale jednak ogromna większość ma poczucie lęku zawodowego, osobistego. Boją się związków, przyszłości, pracy, boją się mieć dzieci.

Gdzie Pan był 11 września 2001 roku?
W Wenecji. Poleciałem tam jednym z pierwszych lotów. Wie Paqni, ja lubię badać związki numeryczne, a Amerykanie na określenie ataku używają cyfr daty „nine, eleven”, czyli wrzesień 11, a przecież 911, także w Stanach Zjednoczonych, to numer alarmowy.
Rozmawiała Małgorzata Matuszewska
Dom Wydawniczy Rebis, Lech Majewski, „Manhattan Babilon”. Cena:32,49 zł.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska