Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Michalak: Gdybym nie uprawiał sportu, dziś miałbym w sobie mniej determinacji

Wojciech Koerber
Jerzy Michalak (na zdjęciu) grywał w koszykówkę, ojciec, Andrzej, 9-krotnie sięgał z piłkarzami ręcznymi Śląska po MP, a syn Staś kopie już piłkę. Widać, gra zespołowa to rodzinna cecha.
Jerzy Michalak (na zdjęciu) grywał w koszykówkę, ojciec, Andrzej, 9-krotnie sięgał z piłkarzami ręcznymi Śląska po MP, a syn Staś kopie już piłkę. Widać, gra zespołowa to rodzinna cecha. Jerzy Michalak, Dolnośląski Związek Lekkiej Atletyki - facebook
Rozmowa z Jerzym Michalakiem, wicemarszałkiem województwa dolnośląskiego, m.in. o Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży w Sportach Zimowych 2016, która odbędzie się w naszym regionie.

Zacznę nieco górnolotnie, jaką rolę w Pańskim życiu odgrywa sport?

Taką, że bez sportu trudno dziś sobie to życie wyobrazić, choć, oczywiście, nie nam na myśli sportu wyczynowego. Nie chodzi tu o to, by pokazać coś komuś, lecz sobie. Zresztą na poziomie wyczynowym to chyba nie byłem nigdy.

A mówiąc „chyba” jaką dyscyplinę miał Pan na myśli?

Na poziomie podstawówki i liceum grałem w szkolnej drużynie koszykówki. Najpierw byłem w niej jednym z wyższych, a później - jednym z niższych. Tak czy siak, było to jakieś 15 kg temu.

Znaczy, że dziś jest Pan w mieście i regionie potężniejszą personą. Ostatnio bardzo miło o Panu ojcu wypowiadał się Mieczysław Łopatka, który nim trafił do koszykówki, uprawiał piłkę ręczną.

No tak, dla odmiany mój tata, Andrzej, do 35. czy nawet 40. roku życia był wyczynowcem, ze szczypiornistami Śląska dziewięciokrotnie sięgał po mistrzostwo Polski. Być może w dawniejszych czasach nieco łatwiej było te tytuły kolekcjonować, bo przecież latem grało się w piłkę ręcznę 11-osobową pod gołym niebem i ze cztery mistrzostwa w ten właśnie sposób ojciec wywalczył. Nie zmienia to faktu, że był podstawowym graczem, a nieco później prowadził też kadrę Polski juniorów.

Na jakiej grał pozycji?

Najpierw jako kołowy, a później, gdy pojawili sie wyżsi i mocniejsi zawodnicy, został przesunięty na skrzydło.

A Pan na jakiej pozycji zamierza grać w niedalekiej przyszłości? I na jaką nie zechce dać się przesunąć, że przejdę na polityczną płaszczyznę. Mówią o Panu: elokwentny, wysportowany, dobrze ubrany, dowcipny, w takim amerykańskim stylu. Gdzie można grać z takimi cechami?

Funkcji wolałbym nie nazywać, ale na pewno chciałbym być liderem. Liderem zespołu, dodajmy. Interesuje mnie rola kogoś, kto skupia wysiłki różnych osób, ale też potrafi te osoby docenić.

A gdyby nie uprawiał Pan sportu, to dziś...

...to dziś miałbym w sobie nieco mniej determinacji, pewności siebie, samodyscypliny. A poza tym wiele by się nie zmieniło. Nadał cieszyłbym się swoją rodziną, czytał książki i pilnował, by dzieci się dobrze rozwijały. Staś, prawie 9 lat, pływa i trenuje piłkę nożną w Parasolu, a Pola, lat 5, nie boi się wody już od dwóch sezonów. A poza tym bawi się na koniach. No i oboje zjeżdżają już na nartach tak, że nie muszę ich trzymać za rękę.

Pańskie treningi, to już wiemy, odbywają się na siłowni. Jak często?

Zimą trzy razy w tygodniu, w sezonie dochodzi jeszcze jeden trening biegowy.

W sezonie, czyli latem, żeby lepiej wyglądać. Doskonale rozumiem. Wobec tego poniedziałek w Pańskim przypadku też jest ogólnopolskim dniem robienia klaty?

Nie, bo ciężko się wtedy dopchać do ławeczki. Poza tym górę i tak mam rozbudowaną, musiałem trochę zmienić trening, bardziej zająć się innymi partami, nogami. Ale zostawmy już to, bo zaczynam uchodzić za osiłka.

A gdyby nie był Pan samorządowcem i politykiem, to... Z wykształcenia jest Pan prawnikiem.

Prawnikiem i adwokatem, co kiedyś wydawało mi się nieosiągalne. Po trzyletniej aplikacji prowadziłem jednak swoją kancelarię adwokacką i miało to swoje uroki.

Ale polityka wciąga bardziej?

To inne zajęcie. Będąc adwokatem miałem swoje biura bezpłatnych porad prawnych, osobiście jeździłem na Nowy Dwór i siedziałem w tamtejszym Domu Kultury na ul. Nowodworskiej, by przyjmować tych, których na adwokata nie było stać. A teraz ja powiem coś nieco górnolotnie. Otóż dziś też mogę się zajmować działalnością społeczną i robić coś dobrego dla ludzi, ale na większą skalę.

W mediach funkcjonują takie tematy, które raz na jakiś czas wracają, np. idea organizacji na Dolnym Śląsku Zimowych Igrzysk Olimpijskich. Gdy Pan słyszy o takich pomysłach, to myśli sobie „głupota”, „utopia” czy może „szansa”?

Posłużę się cytatem z legendarnego trenera Huberta Wagnera, mianowicie jeśli nie chcesz być mistrzem olimpijskim, to nie będziesz nawet mistrzem powiatu. Dlatego trzeba marzyć, a jednocześnie planować. Ja niczego bym nie wykluczał, w Soczi przecież się udało, a miasto uchodziło raczej za letni kurort. Takie plany to kwestia wielu lat, nawet dziesięcioleci, ale kto wie? Choć wiadomo, że Alp do nas nie przeniesiemy.

Póki co, szykujemy się do Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieży w Sportach Zimowych Dolny Śląsk 2016. I dopinamy ostatnie guziki?

Tak, choć nie wszystko zależy od nas. Największym naszym utrapieniem są warunki pogodowe. Z tego właśnie powodu konkursy skoków musieliśmy już przenieść z Lubawki i Karpacza do czeskiego Harrachova. A teraz mam nadzieję, że z biegów narciarskich nie zostaną wyłączone Jakuszyce, bo przecież do różnych anomalii dochodzi na świecie, na Saharze spadł ostatnio śnieg. Módlmy się zatem o śnieg i działajmy, by środki finansowe zainwestowane choćby w odbudowę skoczni narciarskiej w Lubawce dały nam radość. Pani burmistrz Ewa Kocemba planuje otwarcie skoczni niezależnie od warunków pogodowych i słusznie. Przypomnijmy Polsce i sobie samym, że mieliśmy swego czasu zimowe dyscypliny, z których nawet słynęliśmy. Musimy się obudzić i dać szansę młodzieży.

19 lutego w Karpaczu, na deptaku przy ul. Konstytucji 3 Maja, ceremonia otwarcia imprezy. Kto się pojawi?

Mam nadzieję, że minister sportu, który zapowiedział obecność. Bardzo bym się cieszył. A jeśli nie minister, to na pewno przyjedzie wiceminister Jarosław Stawiarski, miłośnik kulturystyki. Najważniejsze jednak, że będzie 1800 uczestników i coś im po tej olimpiadzie zostanie.

I jeszcze jedno. Marcin Przychodny, dotychczasowy dyrektor biura sportu w Urzędzie Marszałkowskim, odpowiada teraz za przygotowania do World Games 2017. Kto go zastąpi?

Jakieś pomysły, oczywiście, mamy, rozmawiałem z różnymi ludźmi, ale nie mogę zdradzać swoich pomysłów.

A ja mogę? Wiem, że wśród tych osób jest były wioślarz Paweł Rańda, wicemistrz olimpijski.

Nie zaprzeczam. Pewne jest jedno. Marcin Przychodny postawił swojemu następcy bardzo wysokie wymagania. Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że trudno będzie znaleźć kogoś tak kompetentnego, a jednocześnie tak dobrze postrzeganego na zewnątrz. Ktoś jednak będzie się musiał z mitem Marcina zmierzyć.

Rozmawiał Wojciech Koerber

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Jerzy Michalak: Gdybym nie uprawiał sportu, dziś miałbym w sobie mniej determinacji - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska