Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Śpiewający obrusik", czyli świetna przepustka do zawodu aktora

Małgorzata Matuszewska
Mariusz Grzegorzek
Mariusz Grzegorzek Anna Kaczmarz
Prof. dr hab. Mariusz Grzegorzek, reżyser filmu "Śpiewający obrusik" i rektor Szkoły Filmowej w Łodzi, opowiada o niezwykłym filmowym projekcie swoich studentów.

Jak to się stało, że Szkoła Filmowa w Łodzi wyprodukowała pełnometrażowy film, będący dyplomem? To precedens w historii polskich szkół artystycznych.
Brzmi to nieco propagandowo, ale tak jest - to była oddolna inicjatywa. Studenci Wydziału Aktorskiego wpadli na pomysł filmu – dyplomu. Oni też mają głowy na karku. Oprócz tego, że liczyli na rodzaj ciekawego doświadczenia, zyskali w cv role filmowe. Rolę łatwiej zaprezentować podczas rozmów z reżyserami, w formie demo, na castingach. Przedstawienia teatralne, które stanowią meritum działalności dyplomowej, mają, jak to jest w teatrze – bardzo efemeryczny żywot. Są grane przez kilka miesięcy, potem studenci z roku się rozjeżdżają, kończy się przygoda. A rejestracje spektakli są niemiarodajne. Role filmowe dawały więc studentom ogromne możliwości. Mieli pomysł, którym podzielili się z panią dziekan Zofią Uzelac, potem przyszli do mnie i sprawa się potoczyła.

Skąd wzięliście pieniądze na film?
To był jeden z naszych głównych dylematów. Wiedzieliśmy, że tych pieniędzy nie mamy wiele, ale szkoła w budżecie ma zawsze pulę dyplomową. Postanowiliśmy zaryzykować. Film jest finansowany z budżetu szkoły, dotacji Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, który wspomógł nas na produkcję, trochę pieniędzy pochodzi z dotacji prywatnych, sponsorów. Tak uzbieraliśmy sumę ok. 150 tys. zł. I wyprodukowaliśmy film.

Autorem scenariuszy czterech nowel jest Pan…
Takie było założenie, kiedy zdecydowaliśmy się zrobić film. Najpierw przeprowadziłem staranną dokumentację: zobaczyłem aktorów we wszystkich możliwych rzeczach, które mogli mi pokazać, również w egzaminach, które mieli po roku trzecim, bo te egzaminy mają zaawansowaną formę i są właściwie pełnoprawnymi spektaklami teatralnymi. Spotykaliśmy się, oglądaliśmy filmy zrobione przez innych twórców, były analizy, wymiany myśli. Dużo rozmawialiśmy. Pojawiły się tropy, pomysły i inspiracje, na podstawie których pisałem scenariusze. Droga do filmu wyglądała tak: najpierw byli studenci i ich pomysł, potem zaczęły powstawać scenariusze. Nie powstał wcześniej scenariusz, do którego miałbym się dostosować i obsadzić w filmie ludzi. Stąd też wziął się pomysł dania im szansy: chciałem, żeby było to dla większej ilości osób, różnorodne, kolażowe – a nowele wydawały się ciekawym pomysłem. Dlatego zdecydowaliśmy się zrobić mniejsze formy, a nie jedną długą.

Filmowe postacie są w oczywistym dla grających je aktorów punkcie życiowym – na starcie.
Ten punkt był im w pewnym sensie najbliższy. Dotyczył ich, wypłynął z naszych wspólnych rozmów. Ostatniej, baśniowej sekwencji, czyli „Śpiewającego obrusika” nie byłoby, gdyby nie to, że na roku studiowało kilka osób tańczących od dziecka. Jedna z dziewczyn tańczyła w kółku tańca towarzyskiego, inna zajmowała się tańcem nowoczesnym, grający Księcia Mateusz Rzeźniczak prawie przez całe liceum tańczył w zespole supportującym raperów na scenie. Klasyczny repertuar szkolny skupia się na psychologii, relacji postaci, budowaniu i rozwoju roli, a tu razem pracowały osoby, które chciały zrobić coś opierającego się na energii ciała jako narzędzia. I tak powstał pomysł, by zrobić coś bazującego na żywych obrazach, gdzie emocje i sensy są wyrażane w bardziej abstrakcyjny sposób.

Co robią dziś aktorzy występujący w filmie?
To był bardzo utalentowany, wyrazisty rok. Wiele osób znalazło pracę w teatrach, inni współpracują ze scenami w całej Polsce. Mikołaj Chroboczek – Narrator w bajce i Basia Wypych (Narkomanka), pracują w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Kaja Walden, grająca Księżniczkę, współpracuje z Teatrem Bagatela w Krakowie. Alicja Juszkiewicz, grająca Babcię, jest etatową aktorką Teatru Nowego w Poznaniu. Maciej Miodek gra w gdańskim Teatrze Wybrzeże. Pięciu chłopaków pracuje w Teatrze Powszechnym w Łodzi, przy przedstawieniach Piotra Szkotaka i Adama Orzechowskiego, dyrektora Teatru Wybrzeże, który w tej chwili pracuje w Łodzi. Jesteśmy w stałym kontakcie, spotykamy się często, bo jeździmy z filmem po Polsce. Oni dziś pracują w swoim zawodzie.

A to znaczy, że jest nadzieja dla stawiających pierwsze kroki w aktorskim fachu.
Aktorzy „Śpiewającego obrusika” mają kontakt z zawodem, a – co z mojego punktu widzenia jest najistotniejsze – ze sceną teatralną. Dużo grają w serialach, Jędrzej Wielecki (Chłopiec) w serialu „Singielka” zagrał stażystę Artura Kosteckiego. Alicja Juszkiewicz w „Aż po sufit!” jest pielęgniarką Zosią Kaczmarek – to jedna z głównych ról. Seriale to ciekawe doświadczenie, a w dodatku zapewniające im tzw. bilety Narodowego Banku Polskiego (uśmiech), co jest nie bez znaczenia. Ale najciekawszym poligonem po szkole jest teatr.
Na projekcję i spotkanie zaprasza wrocławskie Kino Nowe Horyzonty (ul. Kazimierza Wielkiego 19a-21), w sobotę (6 lutego) o godz. 18. Gośćmi premiery filmu "Śpiewający obrusik" będą: Mariusz Grzegorzek, reżyser, rektor PWSFTviT, Jagoda Szelc - II reżyserka, wrocławianka, absolwentka PWSFTviT w trakcie realizacji debiutu fabularnego, produkowanego przez działające przy szkole studio INDEKS, Barbara Grzegorzek - producentka oraz aktorzy: Maciek Miszczak, Anna Mrozowska, Miłosz Karbownik, Mikołaj Chroboczek. Bilety po 7 zł.
ZOBACZ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska