Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z polskiego na nasze: Prawnicy i... szkodniki

Andrzej Górny
Znów będzie mowa o kabarecie spod znaku Temidy, za co niezainteresowanych przepraszam. Jednak jako osobnik nie całkiem jeszcze sklerotyczny, jako wędkarz i jako obywatel, muszę dać wyraz frustracji, o którą poczynania wymiaru sprawiedliwości przyprawiają często nie tylko mnie.

Henryk Lachowicz, inwalida z głodową rentą, mieszka we wsi w pobliżu Gorzowa Wlkp. Ma tam kawałek gruntu, a na nim stawek. Złowił w nim kilka ryb: 3 okonie, 2 karasie, 2 krąpie i płotkę. Zawsze to jakieś uzupełnienie jadłospisu.

Czujna straż rybacka połów zauważyła, powiadomiła kogo trzeba i oto kolejny sukces organów ścigania - zdemaskowano groźnego przestępcę. Oskarżono go o kłusownictwo, a łup wyceniono na całe 9 złotych i 5 groszy. Dlaczego na własnej ziemi, we własnej wodzie, właścicielowi nie wolno złowić ryby? Mądre prawnicze głowy wykombinowały, że bajoro jest wodą stojącą tylko teoretycznie. Bo jak Warta wyleje na teren należący do p. Henryka, to rzeczne ryby mogą wyemigrować do jego stawku i wtedy nadal są własnością Polskiego Związku Wędkarskiego. Czyli jeśli je złowi, to ukradnie.

Rodzi się kilka pytań i refleksji. Podobno oskarżony nie musi udowadniać swojej niewinności, to jemu organa muszą dowieść, że dokonał przestępstwa. Skąd prokuratura wie, że jakakolwiek ryba z Warty dostała się do stawu? Przewidziano powódź i wysłano płetwonurków, aby śledzili trasę przepływu każdego krąpia i okonia? Przecież sama teoretyczna możliwość zmiany siedliska przez rybę solidnemu śledczemu nie powinna wystarczyć. Podczas wielkiej powodzi we Wrocławiu mój znajomy we własnej piwnicy przy ul. Traugutta zdybał 3-kilowego karpia. Teraz się cieszy, że nikt na niego nie doniósł, bo też by pewnie dostał wyrok.

Pana Lachowicza sąd skazał na 3 miesiące ograniczenia wolności. Prokuratury to nie zadowoliło i apelowała o karę bezwzględnego więzienia. Ostatecznie jednak kolejny proces skończył się uniewinnieniem. Świadkowie tej kuriozalnej sprawy mówią o lukach i niejasnościach w prawie, nawet lokalne PZW nie widzi powodów do roszczeń wobec rencisty. Dlaczego jednak zdrowy rozsądek cechujący "cywilów" bywa niedostępny dla funkcjonariuszy sprawiedliwości? Skaza zawodowa? Jak mawiał któryś wybitny działacz radziecki - dajcie człowieka, a paragraf się znajdzie.

Schorowany, ale i rozeźlony bohater opisanej afery grozi, że teraz on będzie domagał się odszkodowania za nękanie. Choćby i w samym Strasburgu.

Podpowiem mu jeszcze jeden argument. W naszych wodach jest sporo ryb uważanych za obce gatunki inwazyjne - m.in. czebaczek amurski, babka łysa, trawianka lub tilapia nilowa. Wypierają nasze rodzime gatunki, przenoszą też obce tasiemce i inne pasożyty. Są więc zagrożeniem dla ichtiofauny w stawie p. Henryka, jeśli dostały się tam z Warty.. Ktoś za to powinien beknąć. Niech prokuratura pogłówkuje, kto. Albo i kontrwywiad, bo taki np. czebaczek wiadomo skąd nasłany.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska