Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia. Głogów to nie tylko Huta Miedzi, to także drogocenne skarby

Hanna Wieczorek
Muzeum w zamku głogowskim. To tutaj przechowywane są cenne znaleziska
Muzeum w zamku głogowskim. To tutaj przechowywane są cenne znaleziska Piotr Krzyżanowski
Srebrne monety w ogródkach działkowych, złote ukryte pod podłogą, brązowe naszyjniki oraz bransolety zakopane w ziemi. To wszystko znaleziono w jednym mieście. W Głogowie – pisze Hanna Wieczorek

Trudno uwierzyć, że w Głogowie i jego okolicach, znaleziono, aż dziewięć skarbów! Najstarszy pochodzi z wczesnej epoki brązu (kultury unietyckiej), najmłodszy zaś z początków XX wieku.

Dlaczego to właśnie miasto jest tak wyjątkowe? Zenon Hendel, głogowski archeolog, uśmiecha się i mówi: – Moim zdaniem, składają się na to dwa czynniki. Tak jak to mówił kiedyś znany archeolog, prof. Józef Kazimierczyk z Uniwersytetu Wrocławskiego, znajdują tylko ci, którzy poszukują. W Głogowie mamy dobre środowisko, które jest zainteresowane zabytkami i historią miasta oraz jego okolic. Chcemy mieć tą naszą przeszłość dobrze poznaną.
Po drugie, Głogów, podobnie jak Wrocław, znajduje się w szczególnych warunkach przyrodniczych. Takich, które sprzyjały ludzkiemu osadnictwu i rozwojowi gospodarki. A co za tym idzie, tereny te były zawsze intensywnie eksploatowane i zagospodarowywane przez człowieka.

– I przez to właśnie ślady osadnictwa oraz działalności ludzkiej są w naszej ziemi zapisane – mówi Zenon Hendel. – Jeśli więc ich szukamy, to je znajdziemy. I chyba nie ma się co dziwić, przecież to były bardzo bogate ziemie, pełne starych osad. Wiele z istniejących dzisiaj wsi ma bardzo odległą metrykę. Ludzie pozostawiali różne ślady swojej działalności, wśród nich są także skarby. Zawierają one monety lub przedmioty wręcz bezcenne dla tamtych ludzi. Mało kto wie na przykład, że początkowo z żelaza najczęściej produkowano ozdoby, ponieważ był to bardzo cenny surowiec. Dopiero później zaczęto wytwarzać z niego narzędzia.

Skarb czy nie skarb?
W archeologii nie każde cenne odkrycie jest skarbem. Ten musi spełniać pewne specyficzne warunki, a więc musi to być „znalezisko gromadne, celowo ukryte”. A więc, jeśli ktoś składa grosz do grosza, potem zakopie wszystkie monety lub wartościowe przedmioty, zapomni o swoim „banku” lub nie będzie mógł się do niego dostać, a po kilkuset latach ktoś go odkryje, to będzie skarb. Albo też, jeśli będzie to „depozyt o szczególnym znaczeniu”, na przykład wartościowe przedmioty składane w ofierze jakiemuś bóstwu. I w Głogowie mamy cały przegląd cennych znalezisk, które mieszczą się w tej właśnie definicji,
Na pierwszy z nich natknięto się w roku 1895 r. Pochodził z wczesnej epoki brązu, podobnie jak drugi, znaleziony prawie 100 lat później. W roku 1976, podczas budowy fabryki odzieży Milana robotnicy natrafili na ponad 20 brązowych zabytków: naszyjników, bransolet, spirali z drutu, siekierek. Trzeci, z okresu halsztackiego (wczesna epoka żelaza), odkryto w podgłogowskiej wsi – Słoćwinie. Czwarty, średniowieczny, znaleziono w ogródkach działkowych w Głogowie „Wenecja”, piąty na Starym Mieście składał się z 5600 sztuk monet złotych i srebrnych, szósty to skarb z Obiszowa, odnaleziony w osadzie przygrodowej z X wieku. Siódmy skarb składa się z ponad 500 marek niemieckich z początków XX wieku, ósmy to kilkadziesiąt monet, na które natknięto się w Żukowicach na wysypisku gruzu. Ostatni zaś to złote monety odkryte podczas budowy kanalizacji w Przemkowie. Monety odzyskała policja i przekazała do muzeum w Głogowie.
Brązową biżuterią warto obdarować groźnego boga

– Najstarsze skarby mają charakter kultowy – mówi Zenon Hendel. – Co to znaczy kultowy? Prawdopodobnie są to przedmioty ofiarowane jakiemuś bóstwu, aby je przebłagać czy też przekupić. Dwa pochodzą z wczesnej epoki brązu, którą my nazywamy kulturą unietycką.
Pierwszy z nich został znaleziony na południu Głogowa w roku 1895, podczas budowy altanki. Odkryto wtedy ponad 40 brązowych przedmiotów. Natknięto się wówczas między innymi na naszyjniki, bransolety, siekiery z brązu. Cenne znalezisko przekazano do Wrocławia. Było ono wystawiane w jednej z ówczesnych placówek muzealnych w stolicy Dolnego Śląska.
Drugi podobny depozyt został znaleziony prawie sto lat później po zachodniej stronie Głogowa. Z ziemi wydobyto dwadzieścia przedmiotów z brązu: naszyjników, bransolet mankietowych wykonanych z litego pręta oraz spirali. Natknęli się na nie robotnicy podczas budowy zakładów odzieżowych Milana w 1976 roku. „Skarb z Milany” znajduje się w zbiorach Muzeum Archeologiczno-Historycznego.

Charakterystyczna jest historia innego odkrycia – skarbu ze Słoćwiny. Wykopał go z ziemi rolnik podczas orki, prawdopodobnie był to rok 1965. Nikomu nie zgłosił, że odnalazł jakieś przedmioty, tylko rzucił je w kąt.
O znalezisku dowiedzieli się przypadkiem archeolodzy, którzy później prowadzili w tamtej okolicy wykopaliska powierzchniowe. Odzyskano jedenaście przedmiotów, między innymi przepiękną rozetę brązową. Jedyny taki egzemplarz w tej części Polski. Była ona prawdopodobnie częścią bogatej kolii lub wisiora.
Nie wiemy, co składało się na skarb ze Słoćwiny, ponieważ nie odzyskano wszystkich przedmiotów. Część z nich została pogubiona.

Wenecja na srebrnych denarach i brakteatach stojąca
Największe emocje zawsze budzą skarby składające się z brzęczącej gotówki. I tych, w Głogowie nie zabrakło. Największy liczył sobie ponad 20 tysięcy srebrnych denarów i brakteatów – czy średniowiecznych monet.
Znaleziono go, nomen omen w Wenecji, taką nazwę bowiem nosiły ogródki działkowe, w których je wykopano.
– Działkowicze zawsze starali się dbać o swoje działki – opowiada Zenon Hendel. – Późną jesienią, pamiętam było już zimno, budowali jakiś rurociąg. I natrafili na drobne, nawet bardzo drobne przedmioty. To były monety, dużo denarów i trochę brakteatów. Do muzeum z informacją o znalezisku przyszły dwie osoby, pod sam koniec naszej pracy. Natychmiast zorganizowaliśmy ekspedycję ratunkową.
Archeolodzy pojechali do „Wenecji” i pracowali do późnego wieczora. Na terenie budowy było straszne błocko, monety przyczepiały się do butów i odnajdowano je nawet 100 metrów od wykopu.
– Dlatego podjęliśmy decyzję, że pomimo pełnej eksploracji terenu, zbierzemy ziemię wokół znaleziska i przepłuczemy ją, żeby niczego nie przeoczyć, sprawdzić czy nic się przed nami nie ukryło – opowiada Zenon Hendel. – Odzyskaliśmy większość monet: ponad 20 tys. egzemplarzy. Niektóre były połamane, inne intencjonalnie pocięte. Głównie były to śląskie monety, sporo saksońskich, magdeburskie, a także tych bitych na Łużycach czy w Austrii. Prace nad skarbem nadal trwają.
Po jakimś czasie okazało się, że niewielką część skarbu wyniesiono, zanim archeolodzy pojawili się w „Wenecji”. Milicja ustaliła bowiem, że denary i brakteaty z Głogowa pojawiły się na różnych rynkach numizmatycznych, także tych zagranicznych. Nie wszystkie oddano. Większość skarbu znajduje się w naszym muzeum, niewielka część monet trafiła do innych zbiorów.
Trudno sobie wyobrazić 20 tysięcy monet w jednym miejscu. W średniowieczu to był ogromny majątek, jego wartość szacowano na 34 grzywny. Można było za nie w owym czasie kupić wieś lub kilkadziesiąt sztuk bydła.

Najstarsze monety pochodziły z połowy XII wieku, najmłodsze z I połowy XIII wieku, dlatego też archeolodzy uważają, że właśnie w tym czasie skarb został „zdeponowany”, czyli ukryty. Nie wiemy, do kogo mógł należeć skarb. Możliwych jest sporo różnych interpretacji. Odnaleziono go w pobliżu cieku wodnego. Dzisiaj jest to niewielki rów, w XIII wieku mogła to być rzeczka lub jakiś zbiornik, nieopodal (choć nie w bezpośrednim sąsiedztwie) ruchliwego w średniowieczu szlaku wiodącego z Głogowa do Wrocławia.
– Naukowcom trudno się bawić gdybaniem, kiedy nie da się dokładnie zrekonstruować przebiegu wypadków – mówi Zenon Hendel. – Coś musiało się wydarzyć. Może monety wiózł kupiec, który poczuł się zagrożony napadem, więc je ukrył i nigdy później po nie nie wrócił? Albo ktoś inny, kto znajdował się w niebezpiecznej sytuacji i wolał schować skarb. Wiemy, że przechowywano go w drewnianej beczułce. Znaleźliśmy jej resztki – deseczki, z których była zrobiona. Tych hipotez możemy snuć bardzo dużo...

Złoto i srebro zostało pracowicie ułożone w sakwach
Zenon Hendel był także przy odkryciu kolejnego skarbu monet, tym razem złotych i srebrnych. Był rok 2004. Na głogowskim Starym Mieście prowadzono kolejne prace wykopaliskowe.
– Kierowałem tym zespołem, mieliśmy za zadanie eksplorowanie i inwentaryzację działki przy ulicy Długiej – wspomina. – Głogów to dobre pole do popisu, jeśli chodzi o archeologię. W czasie II wojny światowej zburzono prawie 80 procent miasta, potem wywieziono cegłę. Został pusty plac i żeby można go zagospodarować, trzeba było przeprowadzić ratownicze badania archeologiczno-architektoniczne. A więc, zbadać architekturę, opisać wszystkie obiekty, które znaleziono, oczyścić z zabytków i przekazać inwestorom do zagospodarowania.
I właśnie na owej działce przy ulicy Długiej, podczas oczyszczania jej z pozostałości po dawnej architekturze, kiedy ekipa archeologiczna zdjęła posadzkę, pokazała się najpierw jedna moneta, potem następne. Nagle okazało się, że jest ich całkiem sporo, skupionych w jednym miejscu. Zenon Hendel nie ukrywa, że po tym odkryciu większość ekipy dostała wolne, a na miejscu zostali tylko zaufani pracownicy.
Przystąpiono więc do zabezpieczania zbioru. Monety przechowywane były w sakwach – oddzielnie złote i oddzielnie srebrne. Sakwy, w momencie odkrycia mocno zniszczone, właściwie już prawie rozłożone, prawdopodobnie leżały w drewnianym pudełku.

– Właściciel je starannie poukładał, widać to było w ich ułożeniu w ziemi – opowiada Zenon Hendel. – Osobno duże, osobno drobne – grajcary, półtoraki. Generalnie cała akcja związana ze skarbem odbyła się spokojnie, choć musieliśmy policję ściągnąć. Udało się za jednym zamachem cały skarb pozyskać i z terenu wykopalisk przetransportować do muzeum. Trzeba było opracować logistykę, włożyć sporo pracy, ale udało się wszystkie monety pozyskać. W muzeum przeprowadzono wstępną konserwację i inwentaryzację, a potem zostały przekazane do laboratorium.
Ocenia się, że razem było 5598 monet, ale zapewne będzie ich więcej, ponieważ szereg z nich było razem tak spieczonych, że trudno je było policzyć. W tym około 273 złotych, głównie polskich dukatów Zygmunta III Wazy i Władysława IV. Poza tym niemieckie, srebrne talary szwedzkie, niemieckie, niderlandzkie, hiszpańskie escudo, francuskie écu d’or. Najstarsze z nich były ałtuny tureckie Sulejmana Wspaniałego z 1520 roku, Oprócz tego w sakwach znalazło się około 5000 drobnych półtoraków i grajcarów.

Większość z monet znalezionych przy ul. Długiej w Głogowie pochodzi z XVII wieku, mniej więcej z roku 1650, ale są w tym zbiorze i starsze egzemplarze, nawet z wieku XVI. Widać skarb był długo gromadzony. Właściciel ukrył go w piwnicy, a los tak się zakręcił, że nie odzyskał nigdy pracowicie gromadzonych kosztowności. Późniejsi mieszkańcy kamienicy nawet nie wiedzieli, że pod posadzką w piwnicy kryje się taki skarb.
Dlaczego właściciel schował swoje monety? Trudno powiedzieć, Śląsk w XVII wieku był regionem ciężko doświadczonym, bo i na jego terenie toczyła się wojna trzydziestoletnia i wojny religijne. Wiele nieszczęść spadło na Śląsk w owym czasie, może to leżało u podstawy strachu właściciela owych monet, strachu, że utraci swój skarb.
O nowych, choć nie najnowszych głogowskich znaleziskach
W przypadku tych późniejszych znalezisk mamy do czynienia z trochę inną sytuacją. Możemy podejrzewać, że ktoś specjalnie je ukrył. Jednak równie dobrze mógł je odłożyć, żeby były pod ręką, kiedy będzie musiał uciekać i z jakichś powodów nie zdążył ich zabrać, kiedy uciekał.

Tak mogło być na przykład w przypadku ponad 500 marek niemieckich z początków XX. Wśród monet były dwie (5 marek i 2 marki) wybite w latach 1933-1938. Można domniemywać, że właściciel tych monet nie zdążył ich zabrać, kiedy uciekał z oblężonego przez Armię Czerwoną Głogowa w roku 1945. Tym bardziej, że miasto było silnie bombardowane.
Na to znalezisko natrafiono w trakcie badań archeologicznych w 1989 roku na Starym Mieście.
Stosunkowo nowe monety, bo datowane na wiek XVIII odnaleziono na wysypisku gruzu w Żukowicach niedaleko Głogowa. Znajdowało się tam 721 srebrnych monet, w tym pruskich takich jak 1/24 talara, 1/48 talara, trzygroszówki i trzykrajcarówki bite w Berlinie, Królewcu oraz śląskie trzykrajcarówki bite we Wrocławiu.
– Nie wiadomo skąd się wzięły te monety w Żukowicach – mówi Zenon Hendel. – Prawdopodobnie ktoś przywiózł je z gruzem, nie wiedząc, że kryje on srebrne monety. Nie możemy mieć stuprocentowej pewności, że to skarb w naukowym tego słowa rozumieniu. Choć z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że ktoś te monety ukrył, na przykład zamurował w ścianie i z jakiegoś powodu ich nie zabrał.

Kontekst zawsze najważniejszy
Zenon Hendel wzdycha, że najlepiej byłoby, gdyby skarby odkrywano podczas prac archeologicznych. Jednak zwykle wpadają nam one w ręce w trakcie przypadkowych odkryć, Tak, jak w Słoćwinie, gdzie natknięto się na wspaniałe znalezisko podczas prac ornych.
– Nie znamy kontekstu tego odkrycia, nie wiemy, czy był to skarb wotywny, czy ukryty przez kogoś – mówi Hendel. – W przeciwieństwie do skarbu znalezionego podczas budowy Milany – tam udało się zbadać kontekst, a więc relacje w stosunku do innych obiektów położonych dookoła, zagospodarowania terenu. Czy wiąże się z działalnością ludzi, którzy zamieszkiwali te tereny, czy też nie. Zenon Hendel podkreśla, że choć skarby są czymś wyjątkowym, to i inne znaleziska są fascynujące.
– Brałem udział w odkrywaniu dwóch skarbów – opowiada. – Kiedy badaliśmy ten w „Wenecji”, z entuzjazmem ruszyliśmy do boju. Chcieliśmy pozyskać monety do naszych zbiorów, wiedzieliśmy, że skarb ma wielki walor naukowy, niewiele podobnych znalezisk jest w naszym regionie. Przy tym monety te mają dużo wartość finansową i istniało niebezpieczeństwo, że zostaną rozkradnięte, przepadną dla nauki. Cały nasz zespół był dumny, że brał udział w zabezpieczaniu tego skarbu. Jednak przyznam, że ja nie jestem do końca, aż tak bardzo zachwycony. Dla mnie bowiem najciekawszy jest kontekst. W Wenecji nie udało nam się pozyskać wielu rzeczy, które pokazałyby tło tego znaleziska. Nie można było go powiązać z konkretną zabudową, tak jak to było w przypadku nowożytnego skarbu odnalezionego przy ul. Długiej. Nie można było odtworzyć, zrekonstruować wydarzeń, jakie miały tam miejsce. A archeologia to układanka, mozaika, która powinna pozwolić nam odtworzyć dawną rzeczywistość.
Hanna Wieczorek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska